Dziki Zachód. Nie każdej do twarzy w czarnym
Bez krzty ironii i małpich grymasów schadenfreude współczuję tym wszystkim paniom, które uzbrojone w parasolki wzięły udział w pierwszym czarnym marszu kobiet wymierzonym w dyktaturę PiS-u.
Bo oto ich wysiłek, czas, intencje - mniejsza już o to, że wzbudzone nieprawdziwą informacją, iż rząd chce całkowicie zakazać aborcji - zostały zmarnowane jednym wyznaniem aktorki Przybysz na łamach niezawodnej w takich przypadkach „Wyborczej”. Jakby ktoś jeszcze nie wiedział, pani Natalia pochwaliła się publicznie, że usunęła dziecko, bo uznała, iż ma za małe mieszkanie. Po tym coming oucie wiele kobiet gotowych do walki o swą godność (choć kto ją bruka i gdzie, trudno ustalić) odmówiło ponownego wyjścia na ulice. W ten sposób panie te zostały na lodzie ze swą bulgocącą energią oraz z parasolkami i oby ten godnościowy impet nie znalazł teraz ujścia w życiu małżeńskim i uczuciowym, bo wkrótce swe czarne marsze będą urządzać polscy mężczyźni.
Zawsze mówiłem, że w Wyborczej zaharowuje się na śmierć wielu zacnych autorów - reportażystów, specjalistów od nauki, sportu, medycyny, biznesu - i wszyscy oni wykonują kawał bardzo ciekawej czytelniczo roboty, która jednakże bywa marnowana jednym propagandowym komentarzem któregoś z oficerów politycznych dziennika, jednym zafałszowanym tytułem lub podpisem pod zdjęciem, jedną sztuczką obliczoną na manipulację. W przypadku okładkowego wywiadu z piosenkarką i autorką tekstów Natalią Przybysz mechanizm ten widzimy jak w soczewce. Tyle że tu nie zmarnowała się energia i zaufanie czytelnika, lecz całej armii polskich kobiet. Można by dyskutować, czy to aby nie z korzyścią dla nich samych i czy Wyborcza, promując bezwstydną, bezduszną aktorkę, nie zrobiła niechcący (i wbrew sobie) bardzo pożytecznej roboty.
Można by, lecz trochę strach. Tak się jakoś bowiem składa, że akurat te najbardziej rozdyskutowane środowiska kobiece uparcie odmawiają mężczyznom prawa do dyskusji o kobiecych sprawach. Nie wiem, skąd ten cudaczny rygor, że o sprawach damskich mogą mówić tylko panie. Owszem, faceci nie zachodzą w ciążę, ale bez nich tych ciąż by nie było. A do dziecka w brzuchu jego ojciec ma takie samo prawo jak matka, która je nosi. Ale nawet jeśli ustanowić taki seksistowski zakaz (znów okazuje się, że największymi zwolennikami zakazów i rygorów są piewcy wolności), to przecież i tak najaktywniejszymi działaczkami antyaborcyjnymi są akurat kobiety. Przecież na czele organizacji Ordo Iuris, która to organizacja stała za obywatelskim projektem zakazu aborcji, stoi doktor prawa Joanna Banasiuk. Przecież czołową działaczką prolajferską na świecie jest Giana Jessen. I tak dalej, i tak dalej… długo można by wymieniać - za panem Googlem.
W dyskusji o aborcji słyszy się także często argument wieku, ale nieodmiennie wymierzony swym ostrzem w mężczyzn. „Nie będą starzy faceci dyktować młodym kobietom, czy one mają rodzić czy nie” - deklarują niezależne panie. Tyle że jak pokazują zdjęcia z protestów, zwłaszcza z tego drugiego, nierzadko głosicielki takich haseł też są osobami wiekowymi. Zdolnymi co najwyżej niańczyć dzieci, a nie rodzić je. Co oczywiście wcale ich nie dyskredytuje ani nie eliminuje z dyskusji, pokazuje jedynie, jak pustym i nieuczciwym argumentem same się posługują. Bo co ma wiek dyskutantów do rzeczy? Czy lekarzowi albo sędziemu ktoś wypomina wiek? Jeśli już, to zbyt smarkaty, są to bowiem zawody, gdzie dojrzałość kojarzy się z wiedzą i roztropnością. Zatem wiek bywa raczej gwarancją mądrości i doświadczenia. Owszem, dość zawodną, bo wielu przecież wokół starych durniów, ale zawsze jakąś. Tak więc, drogie panie, złóżcie parasolki i przywołajcie uśmiech na wasze lica. Nie każdej w czarnym do twarzy.