Dziesięć lat życia z frankiem szwajcarskim
W pierwszych dniach sierpnia 2008 r. kurs franka wynosił niecałe 1,96 zł, czyli osiągnął poziom najniższy w historii, a ściślej biorąc, od 1995 r. Ponieważ większość kredytów frankowych ma 20-letni okres spłaty, a najwięcej udzielono ich w latach 2007-2008 (w grudniu 2006 r. ich wartość wynosiła 58 mld zł, a w grudniu 2008 r. już 149 mld zł), zobowiązanie przeciętnego kredytobiorcy powinno być mniej więcej o połowę niższe, niż dziesięć lat temu (przy systemie spłaty równych rat kapitałowych).
Zadłużenie liczone we frankach spadło, zgodnie z harmonogramem spłat. W przeliczeniu na złote - obniżyło się jedynie symbolicznie. Nic dziwnego: równowartość 100 tys. franków w 2008 r. wynosiła 200 tys. zł, dziś 50 tys. franków jest warte 185 tys. zł.
Gdy czas stanął w miejscu
Owe 85 tys. nadwyżki zawdzięczamy wzrostowi kursu do 3,7 zł, czyli o 85 proc. Biorąc do obliczeń kurs z okresu od stycznia do marca 2017 r. (4-4,1 zł), zadłużenie po dziesięciu latach spłaty znajdowało się nadal na takim samym poziomie, a nawet lekko przewyższało jego początkową wartość. Trzeba dodać do tego systematyczny wzrost wysokości miesięcznej raty, wygórowane „spready” i - co też istotne - spadek wartości kupionych na kredyt nieruchomości. Dopiero to daje obraz sytuacji, w jakiej znaleźli się frankowicze.
Z drugiej strony należałoby zrobić bilans zysków, jakie osiągnęli, płacąc przez kilka lat raty niższe niż ci, którzy zapożyczyli się w krajowej walucie. Łatwo dokonać bilansu dekady, trudniej o prognozę na następną połowę. Per saldo jest on dla posiadaczy kredytów frankowych niekorzystny, tym bardziej, że pierwszy gwałtowny wzrost kursu tej waluty miał miejsce w 2009 r., a więc wkrótce po największej fali zaciągania zobowiązań.
Dociekanie, czy to banki były głównym winowajcą (kwestia zgodności z prawem stosowanych przez nie rozwiązań i ich odpowiedzialności, które są przedmiotem postępowań sądowych), czy ci, którzy liczyli na niezachwianą pozycję szwajcarskiej waluty (trudno było zakładać, że kurs franka, po osiągnięciu historycznego minimum, utrzyma się na tym poziomie przez dłuższy czas lub obniży się jeszcze bardziej) jest dzisiaj gdybaniem, co by było, chociaż - jeśli spojrzeć na historię jego notowań w dłuższym okresie, widać wyraźnie, że od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku systematycznie zyskiwał na wartości, zarówno wobec euro (do 2002 r. wobec marki niemieckiej), jak i wobec złotego. Wyjątek w tej tendencji stanowiły lata 2003-2007, gdy frank wyraźnie się osłabił. Niestety, kilkaset tysięcy Polaków uwierzyło, że to się nie zmieni...
Zdaniem eksperta
Pytaniem zasadniczym, o praktycznym dla posiadaczy kredytów we frankach znaczeniu, jest to, jak kurs tej waluty będzie zachowywał się w ciągu kolejnych dziesięciu lat, a więc czy możliwe jest trwałe odwrócenie dominującej tendencji lub powtórka sytuacji ze wspomnianych lat 2003-2007.
Choć od grudnia 2016 r. kurs franka obniżył się z 4,15 do 3,7 zł, czyli o prawie 11 proc., z dzisiejszej perspektywy trudno spodziewać się jego szybkiego powrotu w okolice 2 zł, a i taka tendencja nie byłaby w stanie w pełni zrekompensować zadłużonym poprzedniej „straconej dekady” (do spłaty po niższym kursie zostaje coraz mniej kapitału; zakładając, że frank osiągnie kurs 2 zł za dziesięć lat, to dotyczyć on będzie jedynie „resztówki” kapitału, sięgającej kilkuset franków). Oznaczałoby to spadek kursu franka o 46 proc., co wydaje się mało prawdopodobne i wymagałoby zaistnienia nadzwyczajnych okoliczności - przede wszystkim wejście europejskiej i globalnej gospodarki w fazę wysokiego tempa wzrostu, braku poważniejszych napięć politycznych na świecie oraz zawirowań na rynkach finansowych. To dzisiaj lista pobożnych życzeń.
Tym tendencjom musiałoby towarzyszyć umocnienie się złotego, w szczególności wobec euro, co wiąże się ze spełnieniem kolejnej serii warunków, zarówno o charakterze wewnętrznym (dobra kondycja polskiej gospodarki i finansów państwa, polityka pieniężna sprzyjająca naszej walucie, czyli podwyżki stóp procentowych, korzystny bilans w handlu zagranicznym) jak i wynikających z sytuacji w otoczeniu oraz pozytywnego postrzegania Polski przez inwestorów zagranicznych, międzynarodowe instytucje finansowe i agencje ratingowe.
Na razie najbardziej optymistyczne prognozy mówią o możliwości spadku kursu franka do około 3,5 zł.
- Na razie najbardziej optymistyczne prognozy mówią o możliwości spadku kursu franka do około 3,5 zł, co oznaczałoby zmniejszenie się wspomnianej przeliczeniowej wartości pozostałych do spłacenia 50 tys. franków do 175 tys. zł, czyli o kolejne 10 tys. zł oraz niewielkie obniżenie się miesięcznych rat - twierdzi Roman Przasnyski, główny analityk GERDA BROKER. - Nadal mamy dylemat, czy pozostać przy franku, czy przewalutować, realizując „stratę” w wysokości 75 tys. zł, pozbywając się ryzyka niekorzystnej zmiany kursu franka, ale jednocześnie godząc się wzrost raty, wynikający z wyższego oprocentowania kredytu w złotych i ryzykując jej zwyżkę, mając na uwadze perspektywę podwyżek stóp procentowych przez RPP.
Pozostaje jeszcze sprawa możliwości negocjowania z bankiem kursu, po jakim przewalutowanie mogłoby nastąpić. Do tej pory banki nie były skłonne do takich negocjacji. Prezydencki projekt, poza zwiększeniem pomocy dla kredytobiorców, może ten moment przybliżyć. Nie precyzuje on zasad przewalutowania, częściowo odsyłając do mających powstać rozporządzeń regulujących ten proces, częściowo pozostawiając swobodę bankom i ich klientom.
Mechanizm działania Funduszu Restrukturyzacyjnego powinien skłaniać banki do swego rodzaju konkurencji , której konsekwencją mogą być propozycje korzystne dla zadłużonych (składkę wpłacić muszą, a czy i ile z funduszu odzyskają, zależeć będzie od wartości kredytów, które uda się im przewalutować). Zależeć to będzie nie tylko od banków, ale i od decyzji klientów (przewalutowanie ma być dobrowolne). Generalnie przewalutowanie powinno być tym bardziej korzystne, im niższy kurs franka na rynku (plus dodatkowy „rabat” wynegocjowany z bankiem). Jednak spadający kurs franka może skłaniać do zwlekania z decyzją, w nadziei że w przyszłości będzie jeszcze niższy. Biorąc pod uwagę nieprzewidywalność tendencji na rynkach walutowych, taka taktyka nie zawsze musi prowadzić do sukcesu.
Czy nie za późno?
Frankowicze najbardziej potrzebowali pomocy pod koniec ubiegłego roku, kiedy ich raty wzrosły do najwyższego poziomu w historii. Na szczęście kurs franka od tego czasu istotnie spadł. W ostatnich dniach - do poziomu ok. 3,71 zł.
- Jednocześnie wciąż bardzo niskie pozostają stopy procentowe w Szwajcarii. Dzięki temu sierpniowa rata będzie najniższa od ponad 3 lat. Podobny poziom rat występował w latach 2012 i 2013, gdy kurs wynosił ok. 3,40 zł. Wtedy co prawda kurs był niższy niż teraz, ale oprocentowanie kredytów było wyższe - wylicza Jarosław Sadowski, główny analityk Expandera. - Nie można oczywiście wykluczyć, że za jakiś czas kurs franka ponownie wzrośnie. Poza tym zadłużenie wciąż często przekracza wartość mieszkań będących zabezpieczeniem takich kredytów. Dlatego część frankowiczów nadal potrzebuje pomocy. Być może już niedługo ją uzyskają.