Dzielmy się z tymi, którzy nie mają
Zbliżają się dni, w których, zgodnie z tradycją, jesteśmy skłonni okazywać naszym bliskim i znajomym gesty życzliwości i obdarowywać ich z okazji św. Mikołaja i Bożonarodzeniowej Gwiazdki. To dobry zwyczaj, bo wyrosły na potrzebie utrzymywania przyjaznych stosunków z osobami, które nas otaczają i na gotowości obdarowania kogoś, kogo kochamy, lubimy, ale także tych, których osobiście nie znamy, ale spotykamy, bo zwracają się do nas z prośbą o pomoc, bo są samotni, pokrzywdzeni przez los i żyjąc w biedzie, potrzebują kogoś, kto ich dostrzeże, kto im pomoże.
Mamy, niestety, w dzisiejszej wolnej Polsce warstwę społeczną ludzi nie mogących powiązać końca z końcem. Ich dochód nie pozwala im ani na własne mieszkanie, ani na wynajem, bo za drogi. Są i tacy, i jest ich wielu, którzy nie mają z czego żyć, a oni sami i ich dzieci przymierają głodem. Piszę to z pełną świadomością i znajomością wielu faktów. Zdaję sobie sprawę z tego, że stawiam bardzo poważny zarzut, najpierw sobie samemu, ale też naszemu społeczeństwu i rządzącym, że taka sytuacja istnieje w państwie, wprawdzie średnio zamożnym, ale zdolnym do takiego podzielenia dobra wspólnego, tego materialnego, by zapewnić wszystkim Polakom bodaj minimalne warunki życia.
Przepaść, jaka istnieje między zamożnymi, których stać właściwie na wszystko, na wspaniałe rezydencje, na luksusowy tryb życia, na zaopatrywanie się w luksusowe, modne i straszliwie drogie ubrania, kosmetyki i podróże po całym świecie, a przeciętnym obywatelem jest ogromna, a w stosunku do biednych wprost sięga otchłani.
Nie możemy zaakceptować takiego świata, bo jest on z gruntu niesprawiedliwy. Nie można w tym przypadku powoływać się na reguły wolnego rynku, które są słuszne we wspieraniu potrzebnego rozwoju, ale zamieniają się w wyzysk w momencie, w którym zysk z tego rozwoju kumulują tylko jego twórcy, nie widząc potrzeby podzielenia się z tymi, którzy przecież także włożyli swój wkład w osiągnięty sukces.
Pan Bóg nie ma zastrzeżeń do bogacenia się. Owszem, zastrzega, że dobra muszą być zdobyte uczciwie, ale równocześnie głosi zasadę, że każdy człowiek ma prawo do bogactw świata, które powinny służyć godnemu utrzymaniu każdej osoby ludzkiej.
Niestety, panujące dziś projekty i wizje rozwiązywania problemów społecznych zakładają, że każdy rozwój powinien być oparty o zasady wolnego rynku. Dlaczego? Otóż dlatego, że te projekty biorą pod uwagę jedynie ekonomiczną zasadę zysku. Co nie przynosi zysku, nie ma znaczenia.
Tymczasem w stosunkach międzyludzkich to nie zasada zysku, ale zasada równego dostępu do dóbr tego świata powinna mieć pierwszeństwo. Odwoływanie się tylko do zysku zamyka się w sferze czysto materialnej. Ale przecież człowiek nie realizuje swojego człowieczeństwa tylko w sferach materialnych. Ma aspiracje wyższe, chociażby te, które pozwalają mu na ubogacanie się wszelkimi owocami kultury, życiem wewnętrznym, duchowym, a przede wszystkim nadzieją przetrwania, mimo fizycznego unicestwienia.
Dla chrześcijanina, jałmużna, pomoc materialna dana biednym, czy będącym w jakiejkolwiek potrzebie, jest jednym z podstawowych świadectw braterskiej miłości i praktykowaniem sprawiedliwości na taką skalę, na jaką go stać.