Dzieje się plan ratunkowy Jana Pawła II
Dlaczego miłosierdzie, pod hasłem którego odbywają się obecne Światowe Dni Młodzieży, jest istotą i fundamentem chrześcijaństwa - wyjaśnia ojciec Leon Knabit, benedyktyn z klasztoru w Tyńcu.
Światowe Dni Młodzieży, sanktuarium w Łagiewnikach - to pomniki miłosierdzia. Czym jest miłosierdzie?
To ja też mam do pani pytanie: Czy eutanazja jest miłosierdziem?
Biorąc pod uwagę, że miłosierdzie - wedle definicji - jest działaniem wynikającym ze współczucia, to powiedziałabym, że w pewnym sensie tak. A jak ojciec sądzi?
Że to kwestia wiary. Bo jeśli patrzymy na cierpienie w sposób chrześcijański, jako coś, co nas ubogaca i prowadzi do Boga, jako wypełnienie słów „Boże, z tobą i dla ciebie wszystko wytrzymam” - to ulżenie komuś w cierpieniu jest brakiem miłosierdzia. Ale jeśli nie wierzymy, że cierpienie ubogaca, że jest po coś - to pozbawienie cierpienia drugiego człowieka, owszem, jest miłosierdziem. Tylko to jest myślenie niepozbawione wprawdzie jakiejś etyki, ale pozbawione etyki chrześcijańskiej - już tak.
Mam w rodzinie przypadek ciężko chorej od pięciu lat osoby. Leży, jest niesprawna, jest drewienkiem po prostu. Ale panuje wśród jej najbliższych głębokie przekonanie, że dopóki ta osoba żyje, to po prostu trzeba się nią opiekować. Szczególnie, jeśli nie wymaga - a w tym przypadku nie wymaga - nadzwyczajnych środków, żeby to życie sztucznie utrzymywać. A podanie leków, zmienienie pampersa to przecież wciąż pielęgnowanie pacjenta, a nie uporczywe utrzymywanie go przy życiu. Medycyna zna zresztą przypadki osób, które przez lata były w śpiączce, a później obudziły się do życia. Teraz Ewa Błaszczyk walczy o to, by „do życia” powróciła jej córka. I czy to się uda, czy nie - proszę zwrócić uwagę, jak ta kobieta się zmieniła, dojrzała, zmądrzała dzięki tym bolesnym przecież doświadczeniom. I Ewa Błaszczyk również daje przykład miłosierdzia.
Wróćmy do tego, czym to miłosierdzie konkretnie jest, bo naprawdę mam wrażenie, że wprawdzie bardzo dużo się o nim mówi, ale mało kto rozumie jego znaczenie.
Niech pani, proszę, przeczyta (ojciec Leon wyciąga smycz i wskazuje napis na niej): „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. To z Ewangelii według Świętego Mateusza. Miłosierdzie jest doprawdy istotą i fundamentem chrześcijaństwa: zawiera się w nim i bezwarunkowa miłość, i współczucie, i zdolność przebaczania. Miłosierdzie dla Boga jest normalne, Bóg cały jest miłosierdziem - człowiekowi przychodzi to trudniej.
Pismo uczy, że Bóg jest miłosierdziem, ale też jest sprawiedliwy, może nawet surowy. A to w jakiś sposób się chyba wyklucza?
Pani ma takie ludzkie podejście do sprawy: jak ktoś jest miłosierny i przebaczający, to jest z niego fujara, a jeśli jest sprawiedliwy i surowy, to znaczy, że tyran. A Bóg, naturalnie i w piękny sposób, łączy te dwie cechy, z pozoru skrajne. Człowiek też jest w stanie się tego nauczyć. Widać to świetnie na przykładzie miłości rodzicielskiej - jeśli dziecko coś przeskrobie, a matka za karę pozbawi go możliwości zjedzenia kolacji, to jest sprawiedliwa i surowa. Ale przecież wymierzenie tej kary nie oznacza, że ona dziecko przestała kochać, że nie chce dla niego dobrze. Wręcz przeciwnie - to z troski o dziecko, o jego wychowanie i przyszłość, wymierza mu karę. I przecież mu wybacza, nie chowa urazy.
Chyba dość łatwo o to, żeby miłosierdzie, ta zdolność przebaczania, przerodziło się w głupotę i naiwność. Jeśli dziesięć razy komuś przebaczamy, że nas zranił lub uderzył...
To, zgadza się, jesteśmy fujary. Za jedenastym powinniśmy oddać. Bóg wcale nie chce, żebyśmy byli naiwniakami. Mamy prawo się bronić. Nie chować urazy, nie pielęgnować w sobie gniewu, ale reagować, jak ktoś nas nie szanuje, rani, obraża. „Z miłością, ale za mordę”.
Trudno tę granicę wyznaczyć.
Piekielnie trudno.
To gdzie ona jest?
Wie pani, lekarze lubią mawiać, że ciągle mają problem z chorymi. Mianowicie pacjenci nie chcą chorować podręcznikowo. Każda choroba, każda dolegliwość jest w mądrych książkach opisana, zbadana, ale i tak każdy pacjent ma nieco inne objawy, inaczej przeżywa chorobę, inaczej reaguje na leczenie. To, co chcę tym porównaniem przekazać, to indywidualizm każdej jednostki. Ta granica między miłosierdziem a naiwnością u każdego będzie przebiegać w trochę innym miejscu i każdy - bo to jednak my, oprócz Boga, znamy siebie najlepiej - musi sam ją w sobie odnaleźć. Im bardziej jestem stary, tym bardziej ostrożny w wyrażaniu ogólnych sądów.
To miłosierdzie Boga to „wynalazek” Nowego Testamentu. Stary Testament prezentuje Boga jako bezwzględnego, srogiego władcę.
„Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go”. Skąd to?
Skoro ojciec przytacza te słowa, to pewnie ze Starego Testamentu?
Tak. Z księgi Ozeasza. Boskie miłosierdzie nie jest więc „wynalazkiem” czasów Chrystusa, choć najpełniej i najpiękniej objawiło się ono w tym, że Bóg posłał na Ziemię swojego syna, który został ukrzyżowany - za nasze grzechy. Natomiast gdyby poszukać, w Starym Testamencie jest dużo pięknych słów o boskiej miłości i miłosierdziu, tak jak Nowy Testament czasem pokazuje Boga sprawiedliwego i surowego.
Uogólniając jednak...
Uogólniając, to stare księgi powstały kiedy indziej i dla innych ludzi niż Nowy Testament. I inaczej trzeba przemawiać do potomków małp, którzy ledwo z drzew poschodzili, niż do człowieka, który przez te tysiąclecia stał się może nie tyle lepszy, co inny, bardziej oszlifowany.
Dobrze usłyszałam, że ojciec właśnie zgodził się z założeniami ewolucji?
A czemu panią to tak dziwi?
Bo wiem, że niektórzy duchowni do dziś mają z tym problem.
Nauka Kościoła, którą przypominał nasz papież Jan Paweł II, mówi, że Biblii nie można interpretować dosłownie, że świat nie powstał w ciągu siedmiu dni, z niczego. I że biblijna historia o powstaniu świata, wbrew pozorom, nie kłóci się specjalnie z genetycznymi mutacjami, które doprowadziły nas do tego miejsca, w którym jesteśmy. W wierze wyznajemy, że za tym skomplikowanym procesem stał Ktoś. Bóg.
Skoro wspomniał ojciec Jana Pawła II, to on - no i Święta Faustyna Kowalska - stał się największym orędownikiem Bożego Miłosierdzia. Dlaczego nasz papież tak sobie to miłosierdzie upatrzył?
Żeby uratować świat.
Precyzyjniej?
Jak już powiedziałem, miłosierdzie nie jest nowym „wynalazkiem” - ani z czasów Chrystusa, ani tym bardziej z XX wieku. Jest obecne w Biblii. Natomiast ten świat przez wieki jako tako działał, ludzie byli religijni, względnie posłuszni, starali się być blisko Boga. A potem, w XX wieku, ten świat zaczął nam się psuć w niespodziewanej wcześniej skali. Upadły wartości, szatan zacierał ręce, chcąc przejąć nad światem kontrolę. Nauczanie o miłosierdziu i szerzenie go stało się kluczowym celem pontyfikatu Wojtyły. Papież sięgnął po miłosierdzie jak po broń, która ma ocalić świat.
I to się udało?
Na pewno udało się wcielić w życie „plan ratunkowy” papieża. To się dzieje: Światowe Dni Młodzieży, sanktuarium w Łagiewnikach, kult Świętej Faustyny, do której Kościół podchodził przecież wcześniej bardzo sceptycznie. Dopiero za sprawą papieża Jana Pawła II krytyczni teologowie zbadali jej Dzienniczek, uznając, że wizje zakonnicy były prawdziwe.
Myśli ojciec, że Jan Paweł II patrząc teraz z góry na to, co dzieje się w Krakowie, na te tłumy pielgrzymów z całego świata i na Łagiewniki, cieszy się, jest zadowolony?
A potrafi pani przywoływać duchy zmarłych? Bo gdybym ja potrafił, wezwalibyśmy go i zapytali. Ale nie potrafię. I nie wiemy, jak zmarli w niebie nas odbierają, czy w ogóle nas widzą. Nie wiemy przecież nawet tym, kim jesteśmy my tu, na Ziemi - siedzimy tu, w Tyńcu, okno, widok z okna, długopis, kartka, krzesło, mój habit, pani sukienka. Ale tak naprawdę to tylko forma, miliardy atomów. Te miliardy atomów, jestem przekonany, same nie powstały. Jest Bóg, ale jaki jest ten Bóg? Nie mam pojęcia. Będzie coś dalej, ale co, jaką będzie miało formę? Nie wiem. Jedyne, co nam pozostaje, to żyć najlepiej jak możemy. Miłosiernie. Kochać, współczuć, przebaczać.
Przebaczanie jest chyba bardziej dla osoby przebaczającej?
Oczywiście, bo oprócz aspektu teologicznego to czysta psychologia: zyskujemy wewnętrzny spokój, oczyszczamy się. Jeśli duszę w sobie niechęć do drugiego człowieka, to szkodzę sam sobie. Jest we mnie wewnętrzna zadra, uwierająca jak ropiejący ząb.
Czyli warto przebaczać, nawet jeśli osoba, której przebaczamy, ma to gdzieś?
Nawet wtedy. Ludzie reagują na przebaczenie swoich win różnie: czasem z ulgą, czasem obojętnie, czasem wręcz z agresją. Siostrzenica infułata Ferdynanda Machaya, zasłużonego archiprezbitera Bazyliki Mariackiej, trafiła do obozu Auschwitz krótko przed jego wyzwoleniem. Udało się jej przeżyć, a za kilka miesięcy spotkała się na sali sądowej z jednym z wysokich urzędników gestapo, swoim oprawcą. Inni więźniowie wchodzili do sali sądowej, zeznawali, wypominali mu jego okrucieństwo, wyzywali, krzyczeli. Weszła w końcu i ona i powiedziała: „Chciałam tylko powiedzieć, że ja panu przebaczam”. I ten człowiek, który przez cały czas spokojnie i w milczeniu znosił wszystkie obelgi i wyzwiska, na słowa przebaczenia wpadł w taki atak szału, że trzeba było przerwać konfrontację.
Myśli ojciec, że ostatecznie Bóg wybaczy takim ludziom?
Będą musieli odpowiedzieć za swoje czyny. Ale boskie miłosierdzie polega na tym, że ostatecznie nawet dla nich jest ratunek. Przyznam pani, że mam taką fantazję: po śmierci siedzę w niebie z Jerzym Urbanem, tak jak teraz siedzę z panią. Piękna pogoda, widoki, luźna rozmowa. I mówię mu pobłażliwie: No na co ci to wszystko było? I tak wyszło na nasze.
Autor: Maria Mazurek
Ojciec Leon Knabit (ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim) - benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta. Znany z otwartości, dobrego kontaktu z młodzieżą i poczucia humoru. Był bliskim znajomym papieża
Jana Pawła II.