Dzieci w sieci to nie jest samo zło. Internet ma wiele dobrych stron
Z Robertem Turskim z firmy szkoleniowej InterAkcja, promującej pozytywne strony internetu i mądre korzystanie z sieci rozmawia Aleksandra Dunajska.
„Niebieski wieloryb”, niezależnie od tego, czy prawdziwy czy tylko legendarny, zaczyna zdobywać popularność także wśród lubelskich nastolatków. Dlaczego dzieci tak fascynują takie zabawy?
Dla nich „Wieloryb” to po prostu gra, proponująca jakieś zadania do realizacji, a do tego związana z pewną tajemnicą. A to „kręci”. Warto jednak podkreślić, że to nie dotyczy wszystkich: większość dzieci w czwartej czy piątej klasie, w zetknięciu z „Wielorybem” powie, że nigdy by nie wzięłaby w czymś takim udziału. Ale znajdą się jednostki, które mają jakiś kłopot: w rodzinie, w szkole, albo wewnętrzny, chcą się wyróżnić z grupy, wołają o zauważenie ich problemów. I one stają się podatne na takie „wyzwania”.
Ale to nie dotyczy tylko sfery internetu - w każdej szkole zdarza się chyba uczeń, który chcąc coś zamanifestować, np. potnie sobie ręce albo zrobi coś podobnego.
Tylko że w internecie może to pokazać dziesiątkom lub setkom kolegów i zyskać aprobatę albo hejt. Czasami dziecku zależy po prostu na rozgłosie, niezależnie od tego, czy rówieśnikom się ich aktywność spodoba czy nie. „Wieloryba” traktowałbym podobnie jak wszystkie inne „challenge” popularne w serwisach społecznościowych.
Dlaczego dzieci im ulegają?
Mechanizm jest prosty - jeśli rówieśnik rzuca mi takie wyzwanie, trudno nie odpowiedzieć. Potrzeba akceptacji ze strony rówieśników jest w tym wieku ogromna. A w sieci istnieją jeszcze nominacje - ktoś kogoś w sposób czytelny naznacza do wykonania określonego zadania. Raz są to pompki, kiedy indziej objadanie się pizzą aż do wymiotowania. I znowu - jedno dziecko powie: „nigdy bym tego nie zrobił, bo co by rodzice powiedzieli, to szkodliwe dla zdrowia”. A drugi spróbuje. Często pytam dzieci podczas szkoleń, czy im to imponuje. I okazuje się, że są bardzo krytyczne.
Czyli mają dystans, do tego co zobaczą w internecie?
To zależy, m.in. od wieku. Dzieci w klasach I - III raczej wierzą we wszystko, co przeczytają w na stronach, zobaczą na YouTube. Krytycyzm buduje się w okolicy gimnazjum.
Co właściwie dzieci robią w sieci?
Prof. Jacek Pyżalski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza wskazuje w swoich badaniach , że ok. 10 proc. dzieci podejmuje ryzykowne działania - gra w gry niedostosowane do wieku, bierze udział w niebezpiecznych challengach, zawiera podejrzane znajomości. Kolejne 10 proc. to osoby wybierające zaawansowane i pozytywne aktywności - np. prowadzenie blogów tematycznych. Pozostałych 80 proc. to przeciętniacy.Grają w gry, korzystają z portali społecznościowych, YouTube, komunikują się na czatach.
A zdają siebie sprawę z zagrożeń np. związanych z udostępnianiem prywatnych danych, zdjęć itp.?
Trzeba wyjść od tego, na ile świadomi są ich rodzice. Trudno powiedzieć, ile osób tak naprawdę z dziećmi o zagrożeniach rozmawia. Z badań wynika np., że tzw. ochronę rodzicielską na komputerach, blokującą dostęp do niektórych treści, ma około 20 - 25 proc. Ale nie wiem, gdzie oni są. W każdym razie na moich szkoleniach pojawiają się jednostki. Pytanie jest też takie, w jakim stopniu dzieci wiedzę stosują w praktyce. Oceniłbym, że to jest mniej więcej tak, jak z dorosłymi - teoretycznie chcemy chronić swoją prywatność ale publikujemy często bardzo intymne zdjęcia na Facebooku. Na szkoleniach czasami pytam - czy oplakatowałbyś swoją miejscowość fotografiami dziecka, które zamieściłeś na swoim wallu? Odpowiedź jest dość oczywista i ludzie zaczynają się zastanawiać. Tłumaczymy coś dzieciom, a sami dajemy słaby przykład.
Dzieci robią w sieci to samo co my, tylko wcześniej zaczynają?
Trochę tak. Ale jako dorośli potrafimy nałożyć na to filtry, wcześniejsze doświadczenia wiedzę. Przynajmniej teoretycznie. U dzieci poziom wiedzy jest bardzo różny. MovieStarPlanet to gra sieciowa, gdzie się ma avatara, zdobywa punkty, a wszystko dzieje się w środowisku celebryckim. Dziecko ma tam kontakt z innymi graczami na świecie - mądrymi i głupimi, pozytywnymi i tymi, którzy mogą wymuszać przekazywanie danych osobowych czy wulgarnie się do dziecka odzywać. Spotykam na szkoleniach dzieci , które tłumaczą „wie pan, to są nadużycia, trzeba to zgłaszać do administratora”. Inne w tym samym czasie otwierają szeroko oczy ze zdziwienia, bo nie wiedzą, o czym mowa. Wracając do świadomości zagrożeń - dzieci wiedzą sporo ale niebezpieczeństwa przybierają różne formy, do których nie zawsze mogą być przygotowane. Kiedy pytam np. czy udostępniliby numer telefonu na portalu społecznościowym, odpowiedź brzmi „nie” - bo to przerobili na zajęciach. Ale kiedy takie żądanie pojawi się np. w momencie pobierania aplikacji na komórkę z wątpliwego źródła albo jest szansą na szybszy rozwój postaci w grze - mogą wpaść w pułapkę i stać się ofiarą wyłudzenia.
Jaki jest wiek internetowej inicjacji a jaki powinien być?
Z badań przeprowadzonych przez Millward Brown Polska w ramach projektu „Mama, tata, tablet” wynika, że ponad 40 proc. rocznych i dwuletnich dzieci w Polsce korzysta z tabletów lub smartfonów z internetem. Z moich doświadczeń wynika zaś, że pierwsze konta na Facebooku dzieci zakładają mając około ośmiu lat - mimo że legalnie można to robić od 13. Idealnie byłoby, żeby do klasy III szkoły podstawowej dzieci dostawały internet w ograniczonej formie, dostosowanej do ich potrzeb rozwojowych, najlepiej pod okiem rodziców. Klasy IV - VI to już moment, żeby wyszukiwać informacje, zacząć je przetwarzać, nabierać mechanizmów obronnych, które przydadzą sie w przyszłości.
Im później dziecko zacznie być aktywne w sieci, tym lepiej?
Niekoniecznie. Czasami za późno to też źle, bo prowadzi do wychowania cyfrowo wykluczonego nastolatka. Efekty rzucenia nieprzygotowanego dziecka na internetowe głębokie wody kiedy np. zacznie mieszkać w bursie szkolnej, mogą być opłakane, bo ono się w tym świecie może się pogubić - nie dość, że daleko od domu, to jeszcze otoczone równolatkami z różną wiedzą i doświadczeniem, jeśli chodzi o prawidłowe funkcjonowanie w sieci. To tym bardziej ważne, że internet ma wiele dobrych stron. Dzięki niemu można się z dzieckiem dobrze bawić np. grając w gry (tak, tak to bardzo dobry sposób na integrację z dzieckiem), a także uczyć, oglądając kanały edukacyjne na przykład fizyczne eksperymenty, ciekawe lekcje z angielskiego na YouTube czy rozwiązywanie przykładów z matematyki na Khan Academy. Warunkiem jest mądre korzystanie z tych dobrodziejstw. Po pierwsze - trzeba zainstalować kontrolę bezpieczeństwa w komputerze, a na YouTube przesunąć suwak na tryb bezpiecznego wyszukiwania. Po drugie - jako rodzice powinniśmy orientować się w trendach, wiedzieć co jest modne w sieci, testować to też na sobie. Dodatkowo - robić pewne rzeczy razem z dzieckiem. Jeśli np. chce mieć konto na Fb i się godzimy, też je załóżmy, ustalmy, jak ustawić prywatność, co pozostaje tylko dla nas jako rodziny, a co może opublikować dla innych itp. Najważniejsza jest jednak chyba próba wyposażenia dziecka w uniwersalne umiejętności potrzebne też w świecie realnym: krytycyzmu w stosunku do tego, co zobaczy i usłyszy, odróżniania prawdy od fałszu, weryfikacji źródeł. Wtedy jest większa szansa, że sobie ze światem jakoś poradzi, także tym w wersji online.