Dzieci Magdy i Marcina wiedzą, że świat nie ogranicza się do podwórka przed domem
Dla wielu słowa „wypoczynek z dzieckiem” brzmią jak oksymoron. Tak, podróże z najmłodszymi członkami rodziny bywają stresujące, nieprzewidywalne, wymagają sprawnej logistyki. Jednak wspólny wyjazd ma również wiele zalet. Magdalena Moll-Musiał wraz z mężem Marcinem odwiedzili ponad 80 krajów i wciąż mają apetyt na więcej. Od pięciu lat towarzyszy im Mateusz, później dołączyła półtoraroczna dziś Marysia. Koronawirus zamknął wiele dróg, ale nie planów na pocovidowe podróże.
Kiedy pojawiają się dzieci, wielu rodziców obawia się, że czasy podróży na jakiś czas odejdą w zapomnienie. Magdalena Moll-Musiał i jej mąż Marcin udowadniają, że nie warto bać się na zapas. Podróżowanie z dziećmi jest nie tylko możliwe, ale też przyjemne i pożyteczne dla ich rozwoju. Zabierając w podróż, pozwalamy im nie tylko poznawać świat, ale również nabywać wiele umiejętności.
Doświadczyć nieznanego
Mateusz i Marysia podróżują od maleńkości. Już kiedy mieli kilka tygodni, rodzice zabierali je w Tatry (w chustach), a gdy mieli 3 miesiące, rozpoczęli podróżowanie samolotem.
Młoda mama czuła ogromną potrzebę zmiany otoczenia, odpoczynku od codzienności i rutyny. Podróże zawsze dawały jej spory zastrzyk energii. Wyruszyli więc, chociaż słyszeli pytania o sens podróżowania z tak małymi dziećmi, skoro one niczego nie zapamiętają.
- Stwierdzenie, że podróżujemy po to, aby coś zapamiętać, jest błędne - mówi Magda, która jest psychologiem. - Nasza pamięć jest ograniczona różnymi filtrami poznawczymi. Będąc z mężem w danej sytuacji, inaczej ją zapamiętujemy. W podróży chłoniemy wrażenia. Dla rozwoju dzieci bardzo ważne jest, że znajdują się w nowych okolicznościach, doświadczają nieznanych bodźców. To nie pamięć, a nowość przeżyć stymuluje ich rozwój. Nie przejmuję się, że dziecko niewiele pamięta z wycieczki, ponieważ wiem, że w tym czasie jego mózg rejestruje wiele informacji - dodaje.
Ten, który powraca z podróży, nie jest tym samym, który wyjechał - powtarza chińskie przysłowie. Podróżowanie zmienia nasze życie. Planujemy, organizujemy, pakujemy, zwiedzamy, doświadczamy. Uczymy się o świecie, w którym żyjemy, weryfikujemy zdanie o innych uczestnikach podróży, dowiadujemy się również sporo o sobie samych. Wyjazd z dziećmi tego wszystkiego nie wyklucza.
- W zeszłym roku trzy miesiące podróżowaliśmy po Stanach Zjednoczonych - wspomina Magda. - Pamiętam, jak w Parku Yellowstone mój synek mógł zobaczyć i potrzymać czaszkę niedźwiedzia grizzly i pogłaskać ogon skunksa. Takie doświadczenia otwierają go na nowe zainteresowania. Kiedy byliśmy na Mauritiusie, Mateusz z zaciekawieniem dotykał wielkich żółwi morskich, przyglądał się iguanie i brał do ręki jajo krokodyla.
Magdalena Moll-Musiał zwraca uwagę, że rodzinne podróżowanie to również wiele zupełnie nieprzewidzianych sytuacji.
- Niedawno byliśmy w Gdańsku, gdzie mieliśmy rejs po stoczni. Oglądaliśmy wielkie dźwigi, a przewodnik fantastycznie opowiadał o statkach, które tam powstają. Mój syn uwielbia dźwigi i koparki, więc sądziłam, że będzie zachwycony. Tymczasem Mateusz poszedł na dziób łódki i cicho tam siedział. Pod koniec rejsu przewodnik zaproponował mu, żeby pokręcił sterem. A synek nie chciał. Okazało się, że przywiązał się cumą do krzesełka i nie był w stanie się odplątać. Nie zwrócił uwagi na dźwigi, wystarczyła mu lina - opowiada Magda.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień