Dzieci i nie tylko one, wiedzą, co to grypa
- Dzisiaj nie ma prawie połowy dzieci - słyszeliśmy wczoraj w kilku gorzowskich przedszkolach. Podobnie jest w szkołach, firmach i to nie tylko w Gorzowie. A przychodnie to już pękają w szwach.
W gorzowskim Przedszkolu nr 29 wczoraj grupy były łączone. Bo z 230 dzieci było tylko 90. - Tak już jest drugi tydzień - mówi dyrektorka Barbara Jasiczak.
Podobnie było w Przedszkolu nr 17 przy ul. Maczka. - Na dziś mamy ponad połowę dzieci. Ale z tego, co słyszę, to wszędzie jest problem. Chorujemy wszyscy - mówi Beata Wilk, dyrektorka placówki.
Jak usłyszeliśmy w Zespole Szkół nr 13 przy ul. Szwoleżerów, jednej z największych w Gorzowie, uczniowie w os-tatnim tygodniu chorują trochę mniej. - Był czas, że w szkole brakowało prawie 40 proc. uczniów. Teraz to 26 proc. - mówi dyrektor Tadeusz Wierzbicki. Dodaje, że niestety kadra też choruje. - Był moment, że w tzw. małej trzynastce pięciu nauczycieli było na zwolnieniu - mówi Wierzbicki.
- U nas jest wymiana. Ci co chorowali, właśnie wracają na lekcje, a ci dotąd zdrowi, właśnie chorują - informuje Magdalena Molik, wicedyrektor Zespołu Szkół nr 20 na gorzowskim Górczynie.
To, że dzieci chorują, potwierdzają rodzice
- W styczniu grypę miałam ja i córka. Teraz nie posyłam syna do szkoły, bo tam też panuje wirus i mnóstwo dzieci jest chorych - opowiada Julia Sarkisjan z Gorzowa, mama dwuipółletniej Laury i siedmioletniego Filipa. Pani Julia mówi, że próbuje chronić siebie i dzieci przed kolejnym zachorowaniem chodząc na długie spacery i unikając dużych skupisk ludzi, choćby w supermarketach. Pani Agnieszce z ul. Teatralnej w Gorzowie udało się na razie ochronić siebie i czteroletniego syna Filipa. - Pewnie dlatego, że syn w tym roku nie chodzi do przedszkola. Ale odkąd jest tyle zachorowań, to nie zabieram go do sklepów - tłumaczy gorzowianka.
W zakładach pracy też frekwencja jest niższa. - Około 15 proc. więcej pracowników jest na chorobowym niż w innych miesiącach - słyszymy w Meprozecie w Starym Kurowie. A w gorzowskim magistracie w lutym na 514 pracowników chorowało aż 193 urzędników (w styczniu - 100).
Przychodzą po pomoc, bo w przychodniach trudno się dostać, tylu jest chorych
- Widać większe zainteresowanie lekami na infekcje. Od pacjentów wiem, że były też trudności z dostaniem niektórych specyfików zapisanych przez lekarza - usłyszeliśmy w jednej z aptek w centrum Gorzowa.- Mamy wrażenie, jakby grypa się już uspokoiła. Teraz więcej zachorowań jest tzw. paragr-powych - mówi doktor Tomasz Jarmoliński ze szpitala w Międzyrzeczu. Tu nie ma nowych przypadków potwierdzonej grypy. Ale, jak zauważa Jarmoliński, nadal jest dużo osób chorych. Widać to po pacjentach, którzy zgłaszają się do szpitala z wysoką gorączką, kaszlem. - Przychodzą po pomoc, bo w przychodniach trudno się dostać, tylu jest chorych. Ale te infekcje z reguły leczone są w domach - tłumaczy doktor.
W słubickim szpitalu też nie ma nowych zachorowań na grypę. Na oddziale intensywnej opieki pozostaje 60-letni pacjent z wirusem AH1N1. - Dziś już zdjęliśmy całkowity zakaz odwiedzin, ale nadal są one ograniczone. Do każdego pacjenta może przyjść tylko jedna osoba - mówi Wojciech Włodarski, prezes słubickiego szpitala.
Również w kostrzyńskim i drezdeneckim słyszymy, że trochę się zmniejszyła liczba chorych. - Ale w weekend mieliśmy ponad 20 dzieci na pomocy doraźnej - mówi Jarosław Hajduk, zastępca dyrektora ds. medycznych szpitala w Drezdenku. Dodaje, że choruje też, niestety, personel. - Z powodu infekcji jelitowej przez tydzień był zamknięty zakład opiekuńczo - leczniczy - mówi Hajduk.