Działaczom KOD-u się upiekło, bo sędzia spojrzał nieco inaczej
Sześć lat temu dominik czeszkiewicz skazał za zakłócenie porządku mężczyznę, który zwrócił uwagę na złą pracę komisji wyborczej. A tydzień temu, na podstawie tego samego artykułu kodeksu wykroczeń, uniewinnił ludzi Mateusza Kijowskiego, którzy krzyczeli w suwalskim archiwum.
Dla jednych suwalski sędzia stał się bohaterem w walce o demokrację i wolność. Na inter-netowych forach można przeczytać, że nie zląkł się władzy PiS. Padają porównania do innych sędziów o głośnych nazwiskach - Wojciecha Łączko-wskiego i Igora Tulei. Ten pierwszy skazał na trzy lata bezwzględnego pozbawienia wolności szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Drugi przyrównał metody pracy tej służby do tego, co działo się w czasach stalinowskich.
Ale w internecie nie brak też przeciwnych komentarzy. Takich na przykład, że Dominik Czeszkiewicz dał się ponieść politycznym emocjom i nie sprostał presji własnego środowiska, które władzy PiS jest nieprzychylne.
Śpiewali w sądzie
Ten proces budził wielkie zainteresowanie. Głównie za sprawą ogólnopolskich telewizji, które relacjonowały każde posiedzenie sądu. Wraz z telewizjami do Suwałk przyjeżdżały kilkudziesięcioosobowe grupy działaczy KOD z Mateuszem Kijowskim na czele. Większość z nich w sądzie chyba nigdy wcześniej nie była. Bo na sali słychać było dzwonki telefonów komórkowych, głośne komentarze, a nawet oklaski. Kiedy sędzia wydał wyrok, oklaski zamieniły się w owację. A potem wszyscy działacze odśpiewali „Mazurka Dąbrowskiego”. W przerwie część z nich odwiedziła znajdujący się w sądzie bar. Okazało się, że jedna z osób ma urodziny. Rozległo się więc gromkie „Sto lat”. Coś takiego nie zdarzyło się chyba w żadnym polskim sądzie.
O ile sędziego Czeszkiewicza w barze nie było, o tyle na sali sądowej przebywał cały czas. Także wtedy, gdy rozległy się owacje i hymn. Ale nie zareagował, choć jego kolegom po fachu zdarzało się usuwać z sali tzw. zwykłych obywateli za uśmiechy czy wypowiadane pod nosem komentarze. Nie wspominając już o telefonach komórkowych.
Bez kary, ale winny
Wywodzący się ze znanej suwalskiej rodziny prawniczej Dominik Czeszkiewicz jest sędzią od 2009 r. Zaczynał w sądzie w Augustowie. W 2011 r. na ławie oskarżonych zasiadł tam mieszkaniec jednej z podaugustowskich wsi - Izydor Wysocki. Policja zarzuciła mu „zakłócenie głośnym krzykiem porządku publicznego”, czyli czyn dokładnie z tego samego artykułu kodeksu wykroczeń, jaki przypisano działaczom KOD.
Co takiego zrobił? Przyszedł do lokalu wyborczego razem z żoną, by oddać głos na kandydatów do Sejmu i Senatu. W środku była tylko jedna osoba. W dodatku grzebała linijką w urnie.
- Co tu się dzieje! - krzyknął Wysocki. - Fałszujecie wybory!
Wysocki nie mógł się nadziwić, gdy do sądu wpłynął wniosek o jego ukaranie. Bo, po pierwsze, nikogo nie wyzywał, po drugie - jeśli porządek komukolwiek zakłócił, to członkom komisji, którzy musieli wyjść z zaplecza, a po trzecie i najważniejsze - zwrócił uwagę na istotne uchybienia w pracy tejże komisji. W innym postępowaniu, toczącym się na wniosek jednego z komitetów wyborczych, sąd przyznał mu rację. Bo przepisy wymagają, by w lokalu przez cały czas było co najmniej trzech członków komisji. Nikt też pod żadnym pozorem nie może grzebać w urnie. A jak się okazało, robił to wiceprzewodniczący komisji. Ponoć linijką upychał karty do głosowania, które się nie mieściły.
- Istotą tej sprawy jest to, jak obywatel może zaprotestować przeciwko łamaniu prawa - mówił przed sądem obrońca Wysockiego. - Żadna granica nie została w tym przypadku przekroczona. Nie możemy przecież karać ludzi za to, że wskazują na naruszenie przepisów.
Ale sędzia Czeszkiewicz był innego zdania. Choć odstąpił od wymierzenia kary, uznał, że Wysocki porządek zakłócił, bo mówił podniesionym głosem. „A jeśli dostrzegł nieprawidłowości, powinien wnieść protest wyborczy” - cytowaliśmy sędziego w 2011 r.
Sędziowie mają prawo do innego spojrzenia
To ostatnie zdanie w niemal identycznym brzmieniu padło w suwalskim sądzie tydzień temu. Wypowiedział je jednak nie sędzia, ale oskarżyciel - przedstawiciel policji. Twierdził, że w tej sprawie nie chodzi o politykę, nie o to, czy wystawa poświęcona gen. Andersowi i jego żołnierzom była elementem kampanii, ale o zachowanie ludzi.
Ale sędzia Czeszkiewicz nie dostrzegł w zachowaniach działaczy KOD-u znamion czynu zabronionego. Jak stwierdził, wolność słowa i wyrażania opinia jest jedną z najważniejszych wartości. Nawet, jeśli dzieje się to kosztem naruszenia porządku.
Chcieliśmy zapytać sędziego, dlaczego w jednym przypadku orzekł tak, a w drugim - zupełnie inaczej. Wyjechał jednak na dwutygodniowy urlop i nie ma z nim kontaktu. W sądzie usłyszeliśmy zresztą, że zapewne i tak stanowiska by nie zajął, ponieważ osoby wydające dane wyroki zazwyczaj publicznie ich nie komentują.
Natomiast Danuta Poniatowska, prezes Sądu Okręgowego w Suwałkach, zapewniła nas, że kierownictwo tej instytucji nie podjęło żadnych decyzji, które nakazywałyby traktować działaczy KOD-u inaczej niż tzw. zwykłych obywateli. Telefony komórkowe powinni więc raczej wyłączyć, a i zgody na śpiewanie nie było.
- Ale o tym, co dzieje się na sali, decyduje sędzia - przypomniała prezes.
Dodała, że sędzia musiał postępować bardzo rozważnie, ponieważ wyrzucenie kogokolwiek na korytarz mogłoby doprowadzić do jeszcze większego zamieszania.
- Każda sprawa jest inna, więc trudno je porównywać - tak z kolei skomentowała wyroki, dotyczące Izydora Wysockiego i działaczy KOD. - Pamiętajmy też, że sędziowie nabierają z czasem doświadczenia oraz wiedzy. Mają więc prawo do tego, by na niektóre kwestie spojrzeć nieco inaczej.
Policja już zapowiedziała apelację od wyroku, zatem sprawą protestu działaczy KOD-u zajmie się za parę miesięcy Sąd Okręgowy w Suwałkach. W sprawie Wysockiego suwalska „okręgówka” utrzymała wyrok w mocy.