Dziadkowi na pewno podobałaby się dzisiejsza Łódź...
Rozmawiamy z Tomaszem Rżewskim, wnukiem pierwszego prezydenta Łodzi po 1918 roku.
Obchodzimy 100-lecie niepodległości. Pana dziadek, Aleksy Rżewski, był pierwszym prezydentem Łodzi w niepodległej Polsce. Nie znał pan go, ale chyba wychowywał się w cieniu jego etosu?
Oczywiście! Pamiętamy cały czas o naszym dziadku, a także pradziadku, który walczył w Legionach Dąbrowskiego. W genach naszej rodziny jest chyba zakorzenione, że walka o wolność Polski jest najważniejsza. Członkowie naszej rodziny walczyli w Powstaniu Styczniowym. Na skutek tego została wywłaszczona z majątku, młyna i dlatego znalazła się w Łodzi. Dziadek z rodzicami został wysiedlony do naszego miasta.
Jaki obraz dziadka wyłania się ze wspomnień jego dzieci?
Przede wszystkim jako niezłomnego działacza niepodległościowego, walczącego o wolność Polski, a także o wyzwolenie społeczne. Od 15 roku życia był robotnikiem, pracował w fabryce, by utrzymać rodzinę. Jego ojciec wcześnie umarł, zginął w wypadku, podczas montowania maszyny. Dziadek Aleksy musiał ciężko pracować. Obserwował też jak ciężko pracują inni robotnicy. Jako młody człowiek wstąpił do PPS. Miał 18 lat.
Pan też jest związany z Łodzią?
Tak, tu się urodziłem. Biorąc przykład ze stryjów, wstąpiłem do wojska. Jeden z nich był oficerem. W 1939 roku walczył z Niemcami w Armii Łódź. Drugi jako podchorąży Oficerskiej Szkoły Artylerii Konnej walczył w obronie Warszawy i dostał Virtuti Militari. Tak więc ja z kuzynem wstąpiłem do wojska. Zaczęliśmy nosić polski mundur, który był dla nas świętością. Skończyłem Wojskową Akademię Techniczną.
Wojsko pewnie sprawiło, że wiele podróżował pan po Polsce?
Nie po Polsce, ale raczej świecie. Miałem zdolności językowe, które odziedziczyłem po dziadku. Znam angielski, francuski. Już w 1975 roku byłem w wojskach ONZ jako tłumacz.
Wiele lat nie mógł się pan chwalić dziadkiem...
Tak, dziadek był wyklęty przez minioną władzę. Pamięć o nim pielęgnowaliśmy w rodzinnych pieleszach. 1 listopada zawsze udawaliśmy się do Lasu Lućmierskiego, gdzie prawdopodobnie został zabity przez Niemców. Potem zrobiliśmy dziadkowi symboliczny grób na Starym Cmentarzu w Łodzi. Dopiero po 1989 roku tę pamięć mogliśmy jawnie pielęgnować.
Myśli pan, że dziadkowi podobałaby się współczesna Łódź?
On miał bardzo ciężkie zadanie. Po I wojnie światowej Łódź była zniszczona, rozgrabiona, wielkie bezrobocie. Gdyby zobaczył jak ta Łódź się dzisiaj rozwija, pięknieje na pewno byłby szczęśliwy.