Dystans. Nie zamykajmy sobie żadnej możliwości
Drobiazgi kultury. Szanowni Państwo, pewna pani publicznie ogłosiła, że nie ma zamiaru być „trochę na prawo, trochę na lewo, a trochę w środku”, bo ma odwagę otwarcie walczyć o bycie „całkiem na prawo”.
Z kolei znaną aktorkę ktoś pochwalił za to, że zawsze nieustraszenie mówi to, co myśli i jasno opowiada się po jednej ze stron, tej „właściwej”, i dlatego stawia się nam ją za wzór, choć ani ją, ani tę panią trudno nazwać autorytetem. Ostatnio słyszy się wokół głośne nawoływanie do tego, aby koniecznie i jednoznacznie „stanąć po jednej stronie”.
A ja myślę, że warto raczej nie poddawać się bezkrytycznie takim apelom, często wykrzykiwanym podczas demonstracji, w których część osób bierze udział „bo tak trzeba”, bo „przecież wszyscy idą”. Nie, nie wszyscy. Są tacy, którzy w tym widzą wiele cech tzw. owczego pędu, a sami - zanim coś wybiorą - wolą starać się wgłębić w daną sprawę, rozpoznać ją, wniknąć w racje jednych i drugich, w sumie: poszukiwać przyczyn i możliwych rozwiązań, zamiast podgrzewać atmosferę.
Co więcej, często mam poczucie, że takim naciskaniem, namawianiem do wybrania „na siłę” tej lub innej strony jesteśmy po prostu manipulowani, dla czyjegoś interesu. Bywamy też straszeni - głoszą na przykład, że symetryzm jest jak stanie na pasie ziemi niczyjej, pomiędzy dwiema armiami, co naraża na przyjmowanie krzyżowego ognia z obu stron.
Metafora obrazowa, ale czy rzeczywiście można ją odnieść do tego, że chcemy po prostu myśleć, wyrabiać sobie poglądy? Według mnie nie. Właśnie zachowując dystans, nie ulegając atakującym z różnych stron bodźcom i nie poddając się emocjom - można próbować odsiać rzeczy dobre od złych, piękne od odrażających, ważne od błahych. A nie bez głębszego zastanowienia, „byle razem ze wszystkimi”, włączyć się w ostrzeliwanie przeciwnika i tym samym wpisać się na trwałe do jednej z armii.
Zacytuję wypowiedź pewnego profesora, którą znalazłam w książce Jerzego Illga. Ktoś powiedział temu profesorowi, że koniecznie trzeba się opowiedzieć albo po jednej, albo po drugiej stronie, a na to on wykrzyknął: „Co za głupie gadanie! Chce pan sobie zamknąć na całe życie trzecią możliwość?!”.
Dobrze by było, żebyśmy sobie nie zamykali żadnej możliwości. Tak nas uczy m.in. kultura, która jest, a przynajmniej powinna być ponad wszelkimi podziałami. Dzięki temu to nie różne „autorytety”, nie naciski i nie pokrzykiwania będą nam dyktowały nasze decyzje, nie tylko wyborcze.