Dyrygowanie to nie tylko wyłącznie praca i obowiązek, ale także wielka przygoda - mówi Łukasz Borowicz
O tym, dlaczego został dyrygentem i czy powróci do skrzypiec. A także - jak znalazł się w Poznaniu i czym jest dla niego praca z tutejszą Filharmonią. O swoich specjalnościach muzycznych i licznych nagraniach płytowych, o tym, że płyta kompaktowa kończy się oraz o swej wielkiej pasji, jaką są książki, opowiada Łukasz Borowicz.
Dlaczego został Pan dyrygentem?
Łukasz Borowicz: W szkole muzycznej grałem na skrzypcach i podobało mi się granie w orkiestrze, ale pomyślałem, że będąc dyrygentem, będę miał większy wpływ na repertuar i będę mógł spojrzeć na wszystko z innej, bardziej całościowej perspektywy. Taki pomysł zrodził się we mnie bardzo szybko - mniej więcej w połowie nauki w liceum. Potem szczęśliwie udało mi się to marzenie urzeczywistnić.
Nie „ciągnie” Pana do skrzypiec? Nie myśli Pan o tym, aby grać i jednocześnie dyrygować?
Skrzypce bardzo kocham - to najbliższy mi instrument. Chciałbym oczywiście na nich grać, ale skąd wziąć czas na regularne ćwiczenie? Choć przyznam, że marzę, aby kiedyś powrócić do skrzypiec, ale do… skrzypiec barokowych. Bardzo się bowiem interesuję nurtem wykonawstwa na instrumentach z epoki. Jeśli więc kiedyś miałbym sięgnąć do skrzypiec, to jedynie w tym kształcie.
Gdzie i kiedy zadebiutował Pan jako dyrygent?
Kiedy byłem uczniem Liceum im. Karola Szymanowskiego w Warszawie, na dorocznym koncercie klasowym. Z inicjatywy naszego wychowawcy… historyka, pana profesora Bracisiewicza, który zauważył, że interesuję się muzyką nie tylko skrzypcową i zbieram nagrania. Jego pomysłem było, abyśmy zagrali podczas koncertu naszej klasy Oktet Mendelssohna oraz żebym zadyrygował. Wykonaliśmy Oktet z przyjaciółmi z klasy. Do dziś nie zapomnę tego wyjątkowego dla mnie koncertu. Moim hołdem dla Mendelssohna, który jest tak znaczącym dla mnie kompozytorem, był cykl koncertów z kompletem jego symfonii, prezentowany w ubiegłym sezonie w Filharmonii Poznańskiej.
Od ponad 11 lat jest Pan pierwszym gościnnym dyrygentem Filharmonii Poznańskiej. Jak to się stało, że znalazł się Pan w Poznaniu i na ile czuje się Pan poznaniakiem?
Zostałem zaproszony do współpracy przez dyrektora Wojciecha Nentwiga. Jestem bardzo szczęśliwy, że współpraca z Filharmonikami Poznańskimi tak doskonale się rozwija. Nasze podejście do muzyki jest bardzo podobne. Interesuje nas pasja w graniu i podejście do wykonywania muzyki jako do przygody, która nie jest wyłącznie pracą i obowiązkiem. Znalazłem w Orkiestrze Filharmonii Poznańskiej fantastycznych, bardzo wymagających muzyków, którzy potrafią z siebie dać to „coś” więcej. I to jest wspaniałe! Dlatego na pytanie: czy czuję się poznaniakiem chociaż trochę, odpowiem: bardzo! Oczywiście mogę mówić tylko w swoim imieniu, bo to poznaniacy musieliby stwierdzić, czy przyjęliby mnie do swego grona.
Ma Pan swoje ulubione miejsca w Poznaniu?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień