Dyrektorka zoo w Poznaniu Ewa Zgrabczyńska: Ogród zoologiczny to współczesna Arka Noego
O tym w czym zawiniliśmy i co jesteśmy winni zwierzętom. Rozmawiamy z Ewą Zgrabczyńską, dyrektorką ogrodu zoologicznego w Poznaniu.
W czasie akcji ratowania tygrysów zatrzymanych na białoruskiej granicy stała się pani osobą publiczną. Z Polski i świata płynęły podziękowania i wyrazy uznania.
Otrzymaliśmy wszyscy zaangażowani w tę akcję ogromnie dużo wsparcia. I za to jestem bardzo wdzięczna. Ale wciskanie mi na głowę aureoli, co niektórzy próbują robić, to przesada. To jest moja praca. Po prostu robiłam to co do mnie należało.
Ratowanie tygrysów poruszyło wiele osób, otworzyło wiele serc, ale i wywołało na nowo dyskusję o roli zoo i azylowaniu zwierząt.
To są dwie funkcje, które zupełnie się nie wykluczają. Przeciwnie, to funkcje, które się uzupełniają. Spojrzyjmy na kwestię utrzymania puli genowej gatunków chociażby zagrożonych wyginięciem. Powstawanie, bardzo słuszne, w warunkach ogrodów zoologicznych również grup nierozrodczych zwierząt, które są po to, by ta pula genowa istniała i gdy stworzą się warunki do rozrodu oraz koordynator gatunku tak zdecyduje, można było z niej skorzystać. Jeśli te grupy nie rozradzają się, to czy nie jest to tak naprawdę pewnego rodzaju azylowanie? Jeśli gatunek jest zagrożony wyginięciem z powodu działalności człowieka, to czy nie jest to gatunek przez człowieka skrzywdzony? Tyle, że mamy tu do czynienia z krzywdą globalną.
Mamy na przykład takiny, pandy rude, koziorożce nubijskie. Koziorożce nubijskie mamy zresztą jako jedyni w Polsce. To bardzo piękny gatunek i zagrożony wyginięciem. Ta funkcja dodatkowa polega na tym, że obejmujemy uwagą także zwierzęta gatunków egzotycznych, które pochodzą czy z cyrków, czy z nielegalnych hodowli, czy z przemytu. Są to bardzo często zwierzęta, dla których nie ma innego miejsca.
Oczywiście w Polsce powinny być centra rehabilitacji, azyle z prawdziwego zdarzenia, ale dopóki ich nie ma trudno sobie wyobrazić, by niedźwiedź brunatny przebywał w schronisku dla psów czy żeby ktoś mógł przechować na czas postępowania dziewięć tygrysów, jak te które do nas dotarły. Zoo jest właściwym miejscem także dlatego, że musi spełniać rolę edukacyjną i uczyć szacunku dla życia w każdej jego postaci. Ponieważ ogród zoologiczny ma do spełnienia ważną rolę w ratowaniu gatunków powinien mieć także głos w kwestiach dotyczących przeciwdziałania przemocy wobec zwierząt, legislacji i ochrony zwierząt.
Otaczanie opieką zwierząt skrzywdzonych przez człowieka oprócz wymiaru humanitarnego ma zatem także wymiar edukacyjny.
Oczywiście tak, ale trzeba pamiętać, że choć w większości zwierzęta pochodzące na przykład z przemytu to zwierzęta o nieznanym pochodzeniu, to jednak mogą wśród nich być także zwierzęta bardzo cenne. Po badaniach genetycznych w Luksemburgu okazało się, że nasza Kizia - lwica odebrana z rąk prywatnych - ma czyste geny populacji somalijskiej. Takie zwierzęta mogą odgrywać bardzo ważną rolę w zachowaniu gatunków ginących.
Czy to znaczy, że uratowane zwierzęta mogą być rozmnażane?
Jest możliwość włączenia ich w program hodowlany, ale pod warunkiem, że nie zostały wcześniej bardzo skrzywdzone przez człowieka. Jeśli tak się stało, zasadą którą stosujemy jest sterylizacja, kastracja po to, żeby spokoju dożyły emerytury nie będąc już w żaden sposób eksploatowane.
Jeśli porównuje się warunki, jakie miały zwierzęta jeszcze kilkadziesiąt lat temu, choćby w Starym Zoo, do tych, które panują w nowoczesnych ogrodach, widzi się dwa światy.
Myślę, że współczesny ogród zoologiczny stał się czymś w rodzaju refugium, Arką Noego, która ma bardzo ważną rolę do spełnienia - rolę ocalania. Jeżeli w naszych czasach mówimy, że wymieranie dotknie około miliona różnych gatunków organizmów żywych to można sobie wyobrazić jak ważne są projekty ochrony oparte o ogród zoologiczny. Uczestniczymy w przywracaniu naturze popielicy, susła moręgowanego, chomika europejskiego. Nasze bociany dały podstawę populacji w Wielkiej Brytanii. Zwierzęta rodzące się u nas, w ogrodzie zoologicznym i ich potomstwo mają szanse żyć na wolności i to jest olbrzymie osiągnięcie.
Z drugiej strony poza utrzymaniem puli genowej mamy niesamowitą możliwość edukacji przyrodniczej i żywych lekcji biologii. Historia tych naszych Nieumarłych tygrysów pokazuje jak można zogniskować zainteresowanie społeczne w momencie, kiedy opowie się prawdę o okrucieństwie, o kłopotach, z którymi się w trakcie ochrony zwierząt borykamy. Poza tym mamy też możliwość ocalania ludzkiej wrażliwości. Jeśli ogrody zoologiczne tworzą na przykład ogródki dla dzieci ze zwierząt gospodarskich czy miejsca, w których nie są utrzymywane jedynie gatunki rzadkie, zagrożone wyginięciem, specjalnej troski, ale także gatunki z różnych powodów ekspozycyjne, to dlaczego nie miałyby być gatunkiem ekspozycyjnym lisy fermowe?
Mamy przecudnego Bazyla i "dziewczyny" czy Ferdynanda i pozostałe lisy w Starym Zoo i jest to przykład niezwykle pięknych zwierząt, które wręcz magnetycznie przyciągają ludzi ze względu na swoją urodę, na futro, a przy okazji opowiadają historię i przeciwdziałają tak naprawdę chęci posiadania futra. Futro z nowotworu ludzkości nie wyleczy, więc należy z takiej próżności zrezygnować. Jestem wielką zwolenniczką cudownego pojęcia, wprowadzonego przez Olgę Tokarczuk, czułości. I mam wrażenie, że ta czułość w naszych czasach została gdzieś głęboko schowana, że nie wypada i nie opłaca się być czułym, a historie, w których uczestniczy ogród zoologiczny w Poznaniu, historie zwierząt, przeciwstawiają się temu poglądowi. Opowiadają właśnie o tym, że człowiek czuły może więcej i wyraźnie to pokazują.
Wychodzi Pani czasem z pracy?
Wychodzę z pracy do pracy, bo to jest praca, która się nie kończy. Tak naprawdę bycie dyrektorem ogrodu zoologicznego to stała i ciągła odpowiedzialność, także prokuratorska, dlatego, że mamy do czynienia z bardzo specjalnym zasobem - zasobem zwierzęcym. Są również ludzie i nieoczekiwane zdarzenia związane z publicznością czy kwestie bezpieczeństwa. W ostatnim czasie także, niestety coraz częściej, sytuacje dotyczące katastrof naturalnych, mieliśmy huragany, które czyniły szkody.
Ogród zoologiczny to miejsce, w którym dochodzi do tak egzotycznych zdarzeń jak wykopanie pocisku moździerzowego przez niedźwiedzia. Niedźwiedzica Ewka, na początku mojego zarządu, w niedzielę, kiedy ogród zoologiczny był pełen ludzi wykopała pocisk moździerzowy i niosła go w pysku. Zauważyli to pracownicy, natychmiast mnie powiadomili. Efekt był taki, że musieliśmy część ogrodu zamknąć. Jak się okazało był to aktywny pocisk moździerzowy. Jego strefa śmierci wynosiła kilkadziesiąt metrów, kilkaset metrów - strefa rażenia. Tylko ze względu na to, że opiekunowie mają dobry kontakt ze zwierzętami, prowadzone są treningi medyczne i była to akurat niedźwiedzica, która chętnie pocisk oddała i przyszła odwołana na jedzenie, wszystko skończyło się dobrze. Pocisk został zabrany przez saperów i zdetonowany na poligonie w Biedrusku. Ale gdyby znalazła go w tym czasie Cisia czy którykolwiek z niedźwiedzi, które lubią się bawić i manipulować mielibyśmy katastrofę. Więc i z takimi zdarzeniami dyrekcja ogrodu zoologicznego się spotyka.
Nie myślała Pani wtedy "w co ja się wpakowałam"?
Myślę, że pakowałam się z dość dużą świadomością tego, co mnie czeka, natomiast dla zoologa, zajmującego się zawodowo biologią czy zwierzętami generalnie to jest pewnego rodzaju marzenie zarządzać taką liczbą tak różnorodnych zwierząt. Móc mieć bezpośredni kontakt ze zwierzętami to jest ogromna pokusa. To w pewnym sensie spełnienie dziecięcego marzenia, choć oczywiście z ogromnymi ograniczeniami. Pogodzenie zadań czysto zoologicznych z zadaniami menadżerskimi czy administracyjnymi jest trudne.
Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy zwierzęta w zoo mogą być szczęśliwe.
Pojęcie szczęścia jest silną antropomorfizacją. Należałoby raczej zapytać, czy zwierzętom w zoo możemy zapewnić warunki życia symulujące warunki naturalne. To jest najważniejsze pytanie. Myślę, że dążenie do zwiększenia przestrzeni życiowej ubogacenia życia w naturze, stworzenia możliwości prezentacji naturalnych zachowań i zaspokajanie biologicznych potrzeb charakterystycznych dla gatunku jest możliwe w warunkach ogrodu zoologicznego, ale nigdy zoo nie będzie wolnością. Jeżeli zwierzę reprezentuje pełen repertuar zachowań i nie ma w nim zachowań o charakterze stereotypowym możemy stwierdzić, że są to optymalne warunki do życia w niewoli.
Jesteście dumni z niedźwiedzi?
Jesteśmy bardzo dumni z niedźwiedzi, które na obszarze kilku hektarów mają możliwość zdrapywania kory, kąpieli, wyszukiwania pokarmu. To też spore wyzwanie, bo każdego dnia pracownicy ten pokarm rozkładają, żeby niedźwiedzie żerowały tak jak w warunkach naturalnych. To wymaga specjalnych umiejętności i to dodatkowa praca, ale efekty są niesamowite. Jeżeli Gienia kolejny raz idzie spać na kilka miesięcy, we własnymi łapami wykopanej gawrze, to jest wielki sukces. Ale chyba największe wzruszenie dopadło nas w tym roku, kiedy Baloo swoimi okaleczonymi łapami, bo nie ma nie tylko pazurów, ale ma też częściowo amputowane paliczki, dał radę i instynkt uwolniony w warunkach symulujących naturalne kazał mu wykopać schronienie. To momenty wielkiej radości.
Trzeba pamiętać, że zwierzęta utrzymywane w niewoli są na nią skazywane przez człowieka. Z powodu naszej działalności środowisk naturalnych dla części nich już nie ma. Jelenie baweańskie czy panda wielka to gatunki ocalone dzięki działalności ogrodów zoologicznych. Są i takie, dla których zoo jest ostatnim miejscem pobytu, jak jeleń Dawida czy sika wietnamska. W naturze już ich nie ma. To oczywiście ogromny smutek, ale projekty przywracania gatunków naturze są jednymi z najtrudniejszych i nie zawsze kończą się sukcesem.
Ma Pani ulubione zwierzę?
Tak. To ratel. Ratel czyli inaczej miodożer to zwierzę wręcz totemiczne. To drapieżnik z Afryki. Mały, zajadły, potrafi, ukąszony przez kobrę, zmetabolizować jej jad i wybudzić się ze śmiertelnego letargu. Potrafi stawić czoła lwicom, hienom, a w warunkach ogrodu zoologicznego zwieje zewsząd. Jego wyczyny powinny być instruktażem dla spec-służb. Potrafi m.in. używać narzędzi. Ratele są arcyinteligentne, ich zdolności adaptacyjne są niesamowite. Mam szczególny stosunek do Cisnej, niedźwiedzia Pietki, do ratowanych zwierząt. Ale gdy chodzi o gatunek, moim faworytem jest miodożer.
W sekretariacie rezyduje czarny kot.
To Browarnik. Gdy tu przyszłam, przemykał się chyłkiem. Rozpoczęliśmy dbanie o niego i dokarmianie również z przyczyn czysto weterynaryjnych, żeby nie był zagrożeniem epizootycznym dla naszych zwierząt. Kiedy w sekretariacie pojawiła się Sandra, zakochał się w niej i stracił swoją dzikość. Zapłacił za to pewną cenę - była to cena jego "klejnotów". Został też odrobaczony i zaszczepiony. Na początku średnio radził sobie z byciem w biurze, trochę się bał ciągłego ruchu, który tu panuje, ale dobre jedzenie i ciągłe mizianie go przekonało. Teraz tu jest, zarządza, rozrabia, wykorzystuje wszystko i wszystkich. Psy trzyma krótko, nie dopuszcza innych kotów na teren. Jest kotem obronnym.
Jak Pani odpoczywa?
Relaksując się przy zwierzętach. Moich własnych. Ten kontakt ze zwierzętami to jest nie tylko praca, ale i wielka pasja. Mam swoje koty, psiaki, uwielbiam spacery i to jest też sposób relaksowania się mój i mojego syna. Dobry film, dobra książka, aczkolwiek przez historie takie jak z tygrysami czy wtedy kiedy ta praca jest bardzo intensywna lub kiedy coś się dzieje to szczerze powiedziawszy najlepszym sposobem regeneracji jest sen i zdarza się, że zasypiam zanim dotrę do łóżka.