Dyrektor TPN pod ostrzałem Ministerstwa Środowiska i własnych pracowników
Czarne chmury nad głową dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego. Okazuje się, że Szymon Ziobrowski ma wrogów w swoim zespole. Ktoś niemal hurtowo rozsyła donosy na niego.
W ubiegłym tygodniu nasza redakcja tylko w ciągu dwóch dni dostała aż cztery donosy na szefa parku. Wcześniej zaś mieliśmy kilka telefonów zarzucających dyrektorowi niegospodarność.
Donosiciele zarzucają dyrektorowi, że zwolnił pracowników parku za to, że handlowali „na lewo” drewnem z parku. Tymczasem prokuratura umorzyła postępowania ws. kradzieży drewna wobec jednego ze zwolnionych.
Z kolei w sprawie Palenicy wysuwają zarzut, że na parkingu wciąż zatrudnia osobę, która została przyłapana na sprzedaży biletów wstępu do Morskiego Oka „na lewo”, okradając park na 20 tys. zł. Donosiciele podnoszą także, że dyrektor wydaje krocie na obsługę prawną prowadzoną przez zewnętrzne kancelarie, m.in. kancelarię byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Według informacji „Życzliwego”, park miał na to wydać w tym roku niemal 1 mln zł.
- Te zarzuty są bezpodstawne - mówi Ziobrowski i dodaje, że jego zdaniem za wszystkim stoi jedna osoba. Nie chce zdradzić, jakie ma podejrzenia.
Tłumaczy, że jeśli chodzi o ajenta złapanego na oszustwie przy sprzedaży biletów, to rzeczywiście pracuje on na parkingu, ale dlatego, że wygrał przetarg.
- On był tylko pracodawcą, a nieprawidłowości dopuścili się jego pracownicy i to w ich sprawie prokuratura prowadzi postępowanie. Poza tym ustawa o zamówieniach publicznych nie daje nam narzędzi do wykluczenia takiej osoby z wykonywania innej usługi - mówi dyrektor TPN.
Co do kradzieży drewna, przyznaje, że doszło do takich sytuacji. Za każdym razem park zgłaszał sprawę do prokuratury. - Trzech pracowników dostało nagany, a dwóch zostało zwolnionych z pracy. Nie zostali oni uznani winnymi nielegalnego handlu drewnem. Zostali zwolnieni ze względu na brak nadzoru nad lasami - mówi.
Przyznaje też, że współpraca z kancelarią Zbigniewa Ćwiąkalskiego zaczęła się jeszcze w 2013 r., a zakończyła w 2015. - Prowadzimy aktualnie siedem dużych spraw dotyczących majątku Skarbu Państwa wartego kilkadziesiąt milionów złotych. Nie możemy sobie w takich sprawach pozwolić na prowizorkę, bo brak profesjonalnej obsługi naraża państwo na poważne straty - mówi i wylicza, że koszty całej obsługi w tym roku to nie milion, ale ok. 200 tys. zł.
Ten ostatni aspekt działalności parku sprawdza od kilku miesięcy Ministerstwo Środowiska. Pytaliśmy resort, kiedy kontrola może się zakończyć. Bez odpowiedzi. Dzisiaj do Zakopanego ma przyjechać jeden z wiceministrów środowiska na obchody 25-lecia straży parku. Czy poruszy ten problem?