Dylemat prezydenta: Jak uciec do przodu tak, by nie uciec?
Prezydent długo wydawał się odporny na przytyki o byciu notariuszem PiS. Teraz jednak postanowił powalczyć o samodzielność. Pierwszy krok to zapowiedź referendum konstytucyjnego.
Albo prezydent Duda upodmiotowi się w porozumieniu z nami, albo upodmiotowi się w kontrze do nas. Trzeciej drogi nie widzę - tak mówił w rozmowie z „Polską” jeden z członków rządu tuż po swoistym show Donalda Tuska z przesłuchaniem w prokuraturze. - Prezydent ma taki wizerunek w „Uchu Prezesa”, że musi mieć jakiś swój osobisty sukces, jeśli ma mieć szanse w pojedynku z Tuskiem. Co więcej, to my powinniśmy mu dać odnieść taki sukces - oceniał nasz rozmówca.
Problem w tym, że to myślenie w obozie PiS odosobnione. Jak przyznają politycy z obu stron, takiego napięcia na linii Pałac Prezydencki - Nowogrodzka, jak w ostatnich tygodniach jeszcze nie było. A wszystko tylko dlatego, że prezydent subtelnie zaczął zaznaczać swoją pozycję. - Mamy do czynienia ze świadomą taktyką opozycji i mediów mainstreamowych na rozbijanie nas i granie na frustracji prezydenta. Taktyka ta była oczywista zresztą od początku i prezydent powinien być tego świadomy - mówi twardo jeden z ważnych polityków z otoczenia prezesa PiS. Partia Kaczyńskiego wyraźnie nie zamierza Dudzie oddawać choćby skrawka pola. Reakcje na zgłoszoną przez prezydenta w święto Trzeciego Maja inicjatywę debaty konstytucyjnej i referendum ustrojowego w 2018 roku, dowodzą tego po raz kolejny.
Jeden z ważnych polityków PiS pytany, jak ją przyjął, odparł, co prawda, że to przyjemna niespodzianka, jednak przekaz z Nowogrodzkiej okazał się zupełnie inny, co wybrzmiało w komentarzach polityków PiS. A w skrócie brzmiał on tak: owszem niespodzianka, ale wcale nam się nie podoba i jej nie chcemy, nie zamierzamy wspierać własnego prezydenta.
Szczególnie znamienna była wypowiedź szefowej gabinetu premiera Elżbiety Witek. - Nie jest to jego inicjatywa, to inicjatywa PiS - podkreśliła minister w TVN24. - Prezydent realizuje pomysł, jaki ogłosił Jarosław Kaczyński - postponowała wyraźnie inicjatywę Dudy. Taka wypowiedź najważniejszej osoby przy premier Beacie Szydło dowodzi , że w walce o swoją podmiotowość prezydent nie może liczyć na szefową rządu, z którą jeszcze niedawno łączyły go dobre relacje. Zresztą już na środowym przyjęciu w Pałacu Prezydenckim po oficjalnych obchodach 3. Maja, uderzał niemal brak polityków PiS.
Długo prezydent wydawał się być impregnowany na przytyki o braku podmiotowości, o byciu notariuszem PiS - u, a faktycznie samego Kaczyńskiego. Kompletny brak wpływu na bieżące sprawy wydawał się rekompensować sobie wyjazdami w teren i autentyczną popularnością i sympatią zwykłych ludzi. Jeszcze w marcu ubiegłego roku w wywiadzie dla „Polski” prezydent dopytywany o milczenie w sprawach polityki obronnej i kontrowersyjnych posunięć szefa MON Antoniego Macierewicza, twierdził, że nie ma potrzeby, by publicznie, mocniej zabierać głos.
Faktycznie poza mikrofonami, jak relacjonują politycy PiS, rosła w nim jednak frustracja. Trudno żeby nie rosła skoro np. sam prezydent szczyt NATO w Warszawie wymieniał jako swój sukces, podczas gdy prezes PiS dziękując za jego organizację i efekty nawet nie napomknął o wkładzie głowy państwa. Przez chwilę wydawało się, że być może prezydent zaryzykuje wejście do gry przy okazji reformy edukacji, co do której - jak wynika z nieoficjalnych informacji - miał wiele zastrzeżeń. Ostatecznie jednak poddał się podpisując ustawę nawet bez przyjęcia przez PiS znaczących poprawek, które sugerował. Dziś jako wyraziciel woli zwykłych obywateli ma dobrą okazję wejść do gry popierając inicjatywę referendum w sprawie tej reformy edukacyjnej ale, jako że PiS jest zdecydowanie na nie, mimo własnych deklaracji o szanowaniu głosu zwykłych ludzi, też odpuszcza. Ostatnie wyraźne próby wybicia się na jakąkolwiek niezależność prezydenta pokazują, że Duda zaczyna jednak na poważnie problem swojego wizerunku dostrzegać. Wizerunku, z którym trudno mu byłoby podjąć walkę o bardziej centrowy elektorat w ewentualnym pojedynku z Tuskiem.
Kroplę goryczy miał - jak twierdzą niektórzy - przelać obraz prezydenta stojącego w przedpokoju na Nowogrodzkiej i lekceważonego. Z relacji ludzi z otoczenia prezydenta wynika jednak też, że póki co Andrzej Duda nie jest gotowy na mocniejsze starcie, który pozwoliłoby mu na realne wybicie się na niepodległość. Pozbawiony stronników w samej partii mocno przeżywa każdy atak z prawej strony. - Prezydent czuje żal do Kaczyńskiego, ale też stara się pogodzić z sytuacją, w jakiej przyszło mu funkcjonować - opowiada jeden z naszych rozmówców. Strategią na tę sytuację ma być próba lawirowania między lojalnością wobec Kaczyńskiego a własnymi przekonaniami czy oczekiwaniami bardziej centrowego elektoratu, dzięki temu ostatecznie został prezydentem. - Chodzi o próbę wchodzenia w tematy, które budzą kontrowersje w części jego elektoratu, ale nie uderzają mocno w priorytety rządu - tłumaczy jeden z naszych rozmówców.
Problem w tym, że Jarosław Kaczyński każdy choćby symboliczny gest niezależności traktuje jak nielojalność. Tak jak w przypadku słynnych już listów czy faktycznie urzędowych pism prezydenta do szefa MON Antoniego Macierewicza. Zaczęło się pod koniec marca od pytań o obsadę stanowisk attaché wojskowych w kluczowych państwach NATO oraz o opóźnienie w tworzeniu Dowództwa Wielonarodowej Dywizji Północ - Wschód w Elblągu. Za tym poszły inne pisma, które były przekazywane do mediów. Ale już po pierwszych Jarosław Kaczyński publicznie stwierdził, że „polityka epistolarna” Dudy mu się nie podoba. Wiadomo jednak, że wcześniej Macierewicz miał ignorować kilkanaście zapytań Biura Bezpieczeństwa Narodowego w imieniu prezydenta.
Po kolejnych pismach pouczyć prezydenta nie omieszkała już rzeczniczka PiS Beata Mazurek. - Być może panowie powinni ze sobą częściej rozmawiać, a nie wymieniać kurtuazyjne listy, z których wynika tylko to, że potem się musimy tłumaczyć, czy tam iskrzy, czy tam nie iskrzy - strofowała Mazurek głowę państwa. W tym momencie Pałac Prezydencki już nie wytrzymał. - Według prezydenta Andrzeja Dudy pisemna forma kontaktu między urzędami zazwyczaj nie odpowiada osobom, które mają problem z czytaniem. Ten brak można uzupełnić w szkole - odparował ówczesny szef prezydenckiego biura prasowego Marek Magierowski przypominając, że „w zarządzaniu państwem wymiana pism to podstawowy standard”.
Politycy PiS stanęli w obronie swojej rzeczniczki. - Można być oczywiście zawsze bardziej dyplomatycznym. Na Nowogrodzkiej jest jednak z pewnością - delikatnie mówiąc duża irytacja - nie tyle samym sporem prezydenta z Macierewiczem co ujawnieniem go publicznie i to w mediach mainstreamowych - tłumaczy jeden z ważnych polityków obozu rządowego. I krytykuje Dudę. - To nie jest tak, że Duda nic nie może. Prezydent ma mocniejsze karty w naszym obozie. I jeśli się uprze, to wygra rozgrywkę z Macierewiczem. Trzeba tylko umieć - przekonuje nasz rozmówca.
Mało prawdopodobne wydaje się też, by Andrzej Duda ostatecznie postawił na swoim w sporze z innym ministrem - Zbigniewem Ziobrą. Wiadomo, że prezydent osobiście uznaje za daleko idące zmiany ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Chodzi przede wszystkim o kontrowersyjny zapis przewidujący automatyczne wygaszenie mandatów członków Rady po 30 dniach od wejścia nowelizacji i wybór ich następców przez Sejm. Duda próbował przekonywać ministra sprawiedliwości w prywatnych rozmowach, że to złe rozwiązane. Dał również sygnał swojego niezadowolenia publicznie. Rząd jednak projekt 7 marca przyjął i wszystko wskazuje, że wkrótce również przejdzie on przez Sejm. A to dlatego, że - jak się dowiedzieliśmy - zmiany były ustalone z Jarosławem Kaczyńskim, który osobiście miał być zwolennikiem nawet jeszcze bardziej radykalnych rozwiązań. Czy wobec tego prezydent zawetuje ustawę? - Swoją decyzję prezydent uzależnia oczywiście od jej ostatecznego kształtu, jak i decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie wniosku skierowanego 12 kwietnia przez Prokuratora Generalnego, a dotyczącego właśnie konstytucjonalności wyboru obecnych członków Krajowej Rady Sądowniczej - odpowiadał wymijająco rzecznik Dudy.
Zważywszy, że Trybunał został już całkowicie przejęty przez PiS, trudno przypuszczać by wydał decyzje niekorzystne dla partii rządzącej. Całkowite „przemeblowanie” Trybunału, pod którym w całości prezydent Duda się podpisał, o ironio uderza zresztą mocno w niego samego, wytrącając mu z ręki jedno z niewielu narzędzi wpływu, jakim dysponuje faktycznie głowa państwa. To z pewnością nie zmartwienie prezesa PiS. Pozostaje pytanie, jak Jarosław Kaczyński chce w takim razie utrzymać prezydenturę dla swojej partii? Pytanie o tyle ciekawsze, że - jak wynika z relacji otoczenia prezesa PiS - bardzo poważnie traktuje on ewentualny problem z powrotem Donalda Tuska do polskiej polityki, zwyczajnie się go obawiając. Czy nie roztropnym byłoby jednak wesprzeć własnego prezydenta? - Kaczyński nie myśli w tej chwili o wyborach prezydenckich bo wcześniej o rok ma parlamentarne i to jest priorytet - śmieje się jeden z naszych rozmówców. - Do tego jest on wyjątkowy wrażliwy, by nikt z jego obozu nie miał poparcia tych, którzy są niechętni jemu samemu - tłumaczy postawę prezesa PiS.
Trzeba też pamiętać, że dla obozu politycznego PiS i jego twardych wyborców, kluczowe jest pojęcie zdrady. A zdradą jest jakakolwiek odstępstwo od wykładni prezesa PiS. Wydaje się więc niemal pewne, że jeśli prezydent sam nie zapracuje sobie na swój osobisty sukces, to w porozumieniu z PiS go też nie zdobędzie. Współpracownicy Dudy mówią, że w sprawie referendum prezydent postawi na swoim.