Dwugłos: Iwona Borchulska oraz Joanna Lukosek w rozmowie o proteście pielęgniarek
Czy protest pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka może stać się początkiem fali strajków, które mogą objąć całą Polskę?
TAK
Iwona Borchulska: Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych, region Śląsk
Wypowiem się tylko w imieniu wojewódzkich struktur mojego związku, bo nie mogę wziąć odpowiedzialności za całą Polskę. Nie wykluczam scenariusza zaostrzenia protestu, bo obawiamy się powtórki z przeszłości, gdy lekceważono dane nam słowo.
Jak widać sytuacja w Centrum Zdrowia Dziecka jest bardzo dramatyczna, ale koleżanki nie odeszły od łóżek pacjentów. Po prostu pracują w obsadzie jak w soboty i niedziele. Dlaczego do tej pory nie traktowano tej obsady jak... strajku? Dlaczego do tej pory nikt nie zauważył braków kadrowych? Władze zawsze odwołują się do naszych sumień, mają usta pełne argumentów o dobru pacjentów. To dlaczego wreszcie nie spojrzą w swoje sumienia i stworzą warunków, by te dobre standardy zapewniające bezpieczeństwo chorych były przestrzegane? Na pytanie o ekspansję strajków odpowiem twierdząco, jeśli rzeczywiście nie dojdzie do wypełniania zobowiązań władzy wobec pielęgniarek. Nie jest dla nas ważne, kto rządzi, byle dopełniono obietnicy podwyżek 4 razy 400 złotych oraz zapewnienia odpowiedniej obsady kadrowej. Wiele pielęgniarek pracuje dziś po 300-400 godzin miesięcznie. To konieczność, by utrzymać rodzinę. Czy nikomu nie wstyd, że od lat 90-tych walczymy od godne podwyżki? Wszyscy pamiętamy „Białe miasteczko” z 2007 roku, ale też wcześniejsze ostre manifestacje, strajki i późniejsze protesty. Nie ulega wątpliwości, że zamiast protestować, wolelibyśmy pracować za godziwą płacę. Obecnie w województwie śląskim jest zawieszonych 50 sporów zbiorowych w placówkach ochrony zdrowia. Jeśli nasze postulaty nie zostaną spełnione, możemy przejść w kolejną fazę, do strajku włącznie. Na stronie naszego związku jest zresztą zaprezentowana mapa takich sporów w skali całego kraju, co świadczy o randze problemu. Pracodawcy są cały czas informowani o sytuacji. Nie stawiamy ich pod ścianą, bez ostrzeżenia.
NIE
Joanna Lukosek: sekretariat zdrowia Śląsko-Dąbrowskiej Solidarności
Spory należy rozwiązywać poprzez dialog, kompromis, uzgadnianie stanowisk. Proszę się poczuć w skórze pacjenta i jego rodziny, którzy i tak są zestresowani całą sytuacją, niepewni diagnozy, przyszłości, leczenia. Nie możemy im dostarczać dodatkowych stresów, dokładać niepotrzebnych emocji. Dla każdej pielęgniarki pacjent powinien być najważniejszy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której odchodzę od łóżka pacjenta, żeby walczyć o interesy, choćby najsłuszniejsze mojej grupy zawodowej.
Oczywiście rozumiem desperację dziewczyn z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie i widzę, że stanęły pod ścianą, ale osobiste moje zdanie jest właśnie takie. Chcę dodać, że znam tylko medialny przekaz związany z tym konfliktem, a zatem żadnych szczegółów dotyczących faktów finansowych. Koleżanki podniosły jednak niezwykle ważną dla całej naszej grupy zawodowej kwestię oszczędności kadrowych. Dziś szpitale oszczędzają dosłownie na wszystkim i na wszystkich. Stosowane są minima minimów i dotyczy to i lekarzy, i pielęgniarek, i techników, i pracowników pomocniczych. Jedna, dwie pielęgniarki dyżurujące na jednym dużym oddziale to nie wyjątki.
„Solidarność” wiele razy organizowała różne, czasem bardzo ostre protesty, ale zawsze zgodnie z prawem, z przestrzeganiem wszystkich procedur świadczących o legalności protestu i po wyczerpaniu wszystkich możliwych, przewidzianych prawem scenariuszy. Zawsze pacjenci byli zabezpieczeni. Jestem w zawodzie od 35 lat. Wiele doświadczyłam i wiele widziałam. Wszyscy będziemy kiedyś pacjentami i nie wyobrażam sobie, by opiekująca się mną pielęgniarka tak po prostu odeszła od łóżka, by protestować. Proszę mi też wierzyć, nie jest marzeniem żadnej pielęgniarki pracować na kilka etatów, chcemy zarabiać godziwie na jednym.