Dwugłos: Czy materiały z szafy Kiszczaka służą Polsce i Polakom?
TAK mówi Eugeniusz Karasiński, prezes Stowarzyszenia Represjonowanych NIE mówi Stanisław Płatek, jeden z przywódców strajku w kopalni „Wujek” w stanie wojennym
Eugeniusz Karasiński: Nie wiem, co jest prawdą, Wałęsa ciągle kręci
Co dobrego może wyniknąć z szafy Kiszczaka? Choćby to, że kompleksowo rozwiążemy problem lustracji i nikt już nie będzie grał teczkami przy każdej okazji. Czyli jak? Wystąpiliśmy do władz z apelem o ustanowienie abolicji dla tych, którzy mają w prywatnych zasobach dokumenty wytworzone przez bezpiekę. Posiadanie ich jest karalne, zgodnie z ustawą o IPN, dlatego należy tych ludzi zachęcić do zwrotu, bo mogą te teczki wykorzystywać w przyszłości do swoich celów. Z takim apelem o abolicję wystąpiło Stowarzyszenie Represjonowanych w Stanie Wojennym Regionu Śląsko-Dąbrowskiego, któremu przewodniczę, oraz „Porozumienie Katowickie 1980 - Stowarzyszenie na Rzecz Pamięci” i stowarzyszenie represjonowanych z Radomia.
Nie jest pan fanem Lecha Wałęsy? Nie jestem, i to już od 1981 roku. Zraziłem się do niego z powodu jego dyktatorskich zapędów. Miałem wrażenie, że gramy w różnych drużynach, choć byliśmy w tej samej „Solidarności”. Niezłomna postawa Wałęsy w stanie wojennym nie wpłynęła na zmianę pana poglądów? Wydawało się, że jest w porządku, ale nie wiem, co jest prawdą, bo Wałęsa ciągle kręci. Nie wierzy pan w jego zapewnienia, że nie współpracował z SB? O tym, że jest „Bolkiem”, jestem głęboko przekonany od 1992 r., bo sam się do tego przyznał na IV Zjazdzie NSZZ Solidarność. Rozmawiałem też z jedną z osób, na którą donosił. Jako szef Komitetu Obywatelskiego w Czeladzi organizowałem jego kampanię wyborczą w 1990 r., ale uważam, że był złym prezydentem RP. Poczułem się przez niego zdradzony, gdy obalił rząd Olszewskiego. Teraz mu pan współczuje? Tak po ludzku widzę, że jest zbity jak pies, a idzie w zaparte i nie przeprosi.
Stanisław Płatek: Teczki z szafy Kiszczaka na dobre nam nie wyjdą
Wydarzenia sprzed 30-40 lat nie mają dziś żadnego znaczenia w naszym życiu, niczego w nim nie zmienią. To już prehistoria. Dla mnie ważne jest, co Lech Wałęsa robił w latach 1980-1989, a z tego okresu postrzegam go jako autentycznego przywódcę związkowego. Z wypowiedzi wielu jego bliskich współpracowników wynika, że wiedzieli o kontaktach Wałęsy z SB i nikomu to wtedy nie przeszkadzało. Dlaczego zatem dziś tak bardzo przeszkadza? Uważam natomiast, że prezydentem Polski Wałęsa nie powinien zostać, ale z innych powodów niż te, które ewentualnie są w szafie Kiszczaka. Te dokumenty przynoszą wstyd przede wszystkim pracownikom bezpieki, którzy je tworzyli dla swoich celów, a nie osobom przez nich nękanym. Ofiary Służby Bezpieczeństwa jestem gotowy usprawiedliwić, jeśli do końca nie wyrządzały krzywd innym. Nie mam najmniejszych powodów, by wyrażać się pozytywnie o Czesławie Kiszczaku, który wyprowadził uzbrojonych zomowców na ulice w grudniu 1981 roku. Ma na sumieniu wiele setek osób, także górników kopalni „Wujek”, bo to ci zomowcy strzelali do strajkującej załogi. Nie znajduję w życiorysie Kiszczaka ani jednego elementu pozytywnego. Teraz jeszcze się okazało, że tajne dokumenty, które powinien chronić, wyniósł do prywatnego domu. Nie wiemy, z jakich powodów je przywłaszczył i do czego planował wykorzystać. To już nie jest tylko skandal, ale przestępstwo, za które generał powinien zostać zdegradowany. Myślę, że do końca nigdy się nie dowiemy, w jakim celu tworzono dokumenty odnalezione teraz w szafie Kiszczaka, ile tych szaf jest i gdzie. Nigdy nie będziemy całkiem pewni, w jakim stopniu są prawdziwe, jeśli ich autorzy sami nie zechcą nam tego wyjaśnić, a wiemy, że cechuje tych ludzi zmowa milczenia. Teczki z szafy Kiszczaka na dobre nam nie wyjdą, bo tylko pogłębią podziały wśród Polaków.