Dwaj prokuratorzy z Wrocławia, a sprawa smoleńska
Czy powołanie do zespołu wyjaśniającego katastrofę smoleńską to wielki zaszczyt czy wyrok skazujący prokuratora na opinię dyspozycyjnego pisowskiego śledczego?
Po co im ten Smoleńsk? Dwaj znani prokuratorzy z Dolnego Śląska. Obydwaj mieli w karierze sprawy, za które da się ich pochwalić i takie, które nie wyszły. Spotkali się w Prokuraturze Apelacyjnej we Wrocławiu w czasach, gdy Zbigniew Ziobro pierwszy raz był Prokuratorem Generalnym.
Wtedy po raz pierwszy powstał specjalny, kierowany z centrali w Warszawie, pion Przestępczości Zorganizowanej. Zbigniew Ziobro mówił o nim na konferencjach prasowych „prokuratorski CBŚ”. We Wrocławiu był zamiejscowy wydział, którego naczelnikiem został Marek Kuczyński. Jednym z jego prokuratorów był Krzysztof Schwartz. Potem do władzy doszła koalicja PO-PSL.
Pion przestępczości zorganizowanej zdecentralizowano. Zreformowano prokuraturę. Powstała Prokuratura Generalna. Marek Kuczyński, teraz szef zespołu smoleńskiego, w ostatnich latach jako prokurator Prokuratury Generalnej nadzorował Apelację w Białymstoku. Krąży legenda, że miał swój udział w tym, że wiceminister finansów z rządu PO - PSL Marek Kapica nie dostał zarzutów popełnienia przestępstwa. Po prostu Kuczyński uznał, że dowody są słabe. I tyle.
Krzysztof Schwartz, dziś zastępca kierownika zespołu smoleńskiego, zanim trafił do Prokuratury Generalnej, nadzorował Apelację z Łodzi. To tu w 2009 roku trafiła sprawa zabójstwa generała Marka Papały, zastrzelonego Komendanta Głównego Policji.
W Łodzi spojrzano na sprawę na nowo i znaleziono inną wersję wydarzeń. W maju ubiegłego roku do sądu trafił akt oskarżenia mężczyzny, który miał zabić generała. W łódzkiej wersji Papałę zabili złodzieje samochodów. Nie było żadnego, planowanego wcześniej zamachu na życie generała, tylko dramatyczny wypadek.
Krzysztof Schwartz nadzorował tę sprawę. Ponoć miał też swój udział w doprowadzeniu do przełomu.
Po co więc im ten Smoleńsk?
- Ja bym się nie zgodził - mówi jeden z wrocławskich śledczych.
To sprawa za blisko polityki. Taki prokurator „od smoleńska” może być już na zawsze uznany za „dyspozycyjnego” pisowskiego. Pewnie dlatego mój rozmówca nie chciałby wejść do specjalnej grupy powołanej przez ministra Ziobrę. Obaj szefowie smoleńskiego zespołu to dobrzy prawnicy i bardzo uczciwi prokuratorzy. I z pewnością nie są „dyspozycyjni” politycznie.
- Prowadzenie takiej sprawy można uznać za zaszczyt - przekonuje inny znany wrocławski prokurator.
- Panuje przekonanie, że ten zespół ma jedynie zebrać materiały uzasadniające założoną z góry tezę: był zamach.
- Nie ma żadnej tezy - zapewnia rozmówca. - Chodzi o to, żeby sprawę do końca wyjaśnić. Żeby spojrzeć na nią na nowo, żeby śledztwo nabrało dynamiki. Znam obydwu prokuratorów. To naprawdę świetni fachowcy - zapewnia.
Nie wszyscy, którzy znali Kuczyńskiego i Schwartza wcześniej, podzieliliby ten pogląd.
- Schwartz zrobił niezwykle szybką karierę - mówi wałbrzyski adwokat. - Jako młody asesor z Prokuratury Rejonowej trafił do Okręgowej w Świdnicy. Stamtąd szybko wzięli go do Wrocławia do Prokuratury Apelacyjnej.
- Dobry prawnik? - Dla mnie dobry. Raz oskarżał mojego klienta i wygrałem sprawę. Sąd go uniewinnił. No to dobry.
Ale prokuratorowi Schwartzowi najbardziej pamiętają „Ośmiornicę” w ZUS-ie.
Był rok 2006. Zbigniew Ziobro był ministrem sprawiedliwości, a prokurator Schwartz zamyka naraz kilkadziesiąt osób. Lekarzy, adwokatów, biegłych sądowych - sprawa dotyczy załatwiania rent za łapówki. Z publicznej kasy wypłynęły miliony złotych. Minister Ziobro zwołał konferencję prasową i osobiście poinformował o rozbiciu „ośmiornicy rentowej”. Główny dowodem prokuratury były zeznania skruszonego lekarza. W czasie śledztwa nie wytrzymał presji. Popełnił samobójstwo. Kolejne wątki upadały, prokuratura poniosła klęskę. Najbardziej dramatyczna jest historia Elżbiety Gołąbek. Lekarki, która 10 lat walczyła o dobre imię w sądach. Ostatecznie została uniewinniona 17 lipca ubiegłego roku. Tego samego dnia zmarła.
Marek Kuczyński też oskarżał lekarzy o korupcję. Prowadził m.in. wielką sprawę w lekarskich komisjach wojskowych. Jedynym powodem ominięcia służby był zły stan zdrowia. Rzecz w tym, że orzeczenie o chorobach można było kupić. Kuczyńskiemu pamiętają też sprawę korupcji przy budowie Biblioteki Uniwersyteckiej. Winni zostali skazani, ale w sprawie zarzuty niegospodarności postawiono też prorektorowi Uniwersytetu i ówczesnemu kanclerzowi uczelni. I tu prokurator Kuczyński przegrał.
Zespół liczy ośmiu prokuratorów. Tylko dwóch wcześniej zajmowało się katastrofą smoleńską, kiedy badała ją naczelna Prokuratura Wojskowa. Jeden z członków tej grupy to kolejny wrocławski prokurator - Bartosz Biernat z Prokuratury Okręgowej. Są też śledczy z Katowic, Lublina i Łodzi.
Na razie zarzuty w „sprawie smoleńskiej” usłyszało dwóch wojskowych, których oskarżono o niedopełnienie obowiązków podczas przygotowywania lotu 10 kwietnia. Są też zarzuty dla dwóch kontrolerów lotu, ale to obywatele Rosji i formalnie sprawa bardziej polityczna niż prawna. Podobnie jak największy problem naszych śledczych, czyli wrak samolotu, który wciąż jest na lotnisku w Siewiernym pod Smoleńskiem.
Powołany przez ministra Ziobrę zespół musi zebrać wszystkie opinie i ekspertyzy. Najwięcej emocji budzi oczywiście opinia fonoskopijna głosów z kabiny pilotów tupolewa.
Jeden proces dotyczący katastrofy smoleńskiej toczy się przed sądem w Warszawie; prywatny tzw. subsydiarny akt oskarżenia. Obejmuje m.in. byłego szefa kancelarii Donalda Tuska Tomasza Arabskiego. Oskarżają niektóre rodziny ofiar.
Marcin Rybak