Dwa życia Roberta Serejki
Ta historia wcale nie musiała się tak skończyć. Robert Serejko wygrał los na loterii, otrzymał drugą szansę. Ostatnio trafił do reprezentacji Polski i zdobył medal w zaskakującej dyscyplinie.
W sporcie trzeba nauczyć się przegrywać. Każda porażka to nauka co należy zrobić, żeby nie popełnić tych samych błędów i później wygrać. W życiu jest identycznie - mówi Robert Serejko z Ostrołęki.
Klimat, towarzystwo i alkohol
Robert Serejko to barwna postać. Zawsze był blisko sportu, branży rozrywkowej i mediów. Dziennikarz sportowy, spiker, didżej, ratownik wodny, zastępca kierownika targowiska miejskiego - to jedne z wielu zajęć, którymi parał się w życiu. A życia - jak opowiada - miał właściwie dwa.
- W latach 90. pracowałem w barach, dyskotekach. Zakładałem razem z kolegą Elbę, byłem didżejem, stałem na „bramce”. Długie lata się tym zajmowałem. Były z tego dobre pieniądze, a do tego dochodziły fajny klimat i wesołe towarzystwo. Zawsze gdzieś obok był też alkohol. A ja go nadużywałem. Nie upijałem się wprawdzie na umór, ale były codziennie dwa, trzy piwa, jakiś drink. Jeśli ktoś codziennie pije, to musi się to w końcu odbić na zdrowiu.
Ożenił się drugi raz, a w 2011 roku wybrał się razem ze świeżo poślubioną małżonką w podróż poślubną. Jacht, piękna pogoda i para właśnie co rozpoczynająca nowy etap w swoim życiu. Sielanka nie trwała jednak długo.
- Po tygodniu dostałem wodobrzusza. Siadła wątroba. Ona zawsze się zregeneruje, ale trzeba jej dać na to szansę. Ja jej tej szansy nie dałem.
Dawał mu trzy miesiące życia
Zamiast podróży poślubnej były więc podróże po szpitalach.
- Byłem w fatalnym stanie. Dosłownie umierałem. Nie mogłem chodzić, nie mogłem jeść. Mówiłem trzy razy wolniej niż obecnie.
W końcu trafił do szpitala w Warszawie.
- Już po wszystkim lekarz mi zdradził, że gdy zobaczył mnie po raz pierwszy, to dawał mi trzy miesiące życia.
„Po wszystkim”, ponieważ udało mu się uniknąć najgorszego.
- Po trzech dniach od ostatecznego zgłoszenia do transplantacji wątroby zadzwonił do mnie telefon. Usłyszałem, że zostałem wylosowany do przeszczepu.
Skomplikowana operacja
Trzeba było się spieszyć. Po kilku godzinach od tej rozmowy był już w stolicy.
- Mało kto wie, że wątroba spełnia około 500 podstawowych funkcji organizmu - opowiada Robert Serejko. - Sama jej transplantacja jest technicznie bardzo trudna do wykonania. Jeden zespół wycina starą wątrobę, drugi przygotowuje zdrową. Po jej przyszyciu trzecia ekipa składa to wszystko z powrotem, bo ma się wyjęte wszystkie wnętrzności aż do kręgosłupa. Gdy szykowano mnie do operacji, musiałem podpisać zaświadczenie o tym, że zdaję sobie sprawę z tego, że przeszczep może się nie udać i umrę. Miałem moment zastanowienia, chwilę obawy. Ale szybko odpuściłem sobie to hamletyzowanie, bo po prostu nie miałem wyjścia.
Wszystko jednak poszło zgodnie z planem.
- Nie wszyscy czują się tak po przeszczepie jak ja - przyznaje. - A ja dostałem drugie życie. Wszystko zaczęło na powrót działać. Przypomniałem sobie, jak kiedyś funkcjonowałem i jak mogę funkcjonować.
Czy żałuje swojego dawnego życia? Odpowiedź może być zaskakująca.
- Mimo wszystko nie żałuję - opowiada. - Oczywiście, w pewnym sensie przegrałem ten okres, można też gdybać, co by było gdyby… Rozwiodła się ze mną pierwsza żona. I miała rację: byłem ciągle pod wpływem alkoholu, coś zawaliłem, miałem być wieczorem, a wróciłem nad ranem. Ile tego można było wytrzymać? Wcale nie dziwię się jej decyzji, i tak była świętą kobietą. Na pewno żal mi jednak córki. Ktoś może też powiedzieć: pół życia przebalował. Rzeczywiście bawiłem się, ale przy okazji zwiedziłem pół świata. I wiele się nauczyłem. Nie piję od siedmiu lat. Teraz, gdy obserwuję zachowanie ludzi pijących alkohol, to nie śmieję się, bo zdaję sobie sprawę z tego, że kiedyś sam tak się zachowywałem. Obecnie prowadzę życie świadome.
Całe życie byłem sportowcem
I właśnie teraz będzie o tym drugim życiu Roberta Serejki. Ma 51 lat na karku, pracuje jako specjalista ds. Punktu Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych. Chcąc oddać odpady komunalnej przy ul. Turskiego, mamy właśnie z nim do czynienia. Po rekonwalescencji po przeszczepie szybko wrócił do sportu.
- 80 procent osób po przeszczepie na powrót choruje, bo robią sobie różne, niepotrzebne ograniczenia: a to nie mogę się schylić, podnieść czegoś, prawie niczego nie mogę jeść, a już o bieganiu i jeździe rowerem w ogóle nie ma mowy. Oczywiście konieczne są pewne ograniczenia, ale bez przesady. Ja całe życie byłem sportowcem.
Chodził do klasy sportowej w Szkole Podstawowej nr 2. Uprawiał lekkoatletykę, potem skupił się na piłce ręcznej.
- Byłem jednym z współzałożycieli UMKS Trójka Ostrołęka. Zrobiliśmy awans do drugiej ligi, ale w końcu musiałem odpuścić: mając 30 lat, nie byłem tak sprawny jak kiedyś, byłem za stary na wyczynowe granie.
Do reprezentacji Polski
Po operacji nie może uprawiać inwazyjnych sportów. Powrócił więc do pływania, wstąpił do Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji.
- W 2015 roku kolega, również pływak i ratownik wodny, Kuba Janczewski, który jest po przeszczepie nerki, wziął mnie na Mistrzostwa Polski dla Osób po Transplantacji i Dializowanych do Kruszwicy. I tam zdobyłem pięć medali. Normalnie szok - opowiada Serejko.
Formę potwierdził rok później w Gdańsku. Na jego szyi ponownie zawisły medale z różnego kruszcu. Zaproszono go do reprezentacji Polski.
- Na ubiegłorocznych Mistrzostwach Europy w Helsinkach byłem trzeci na 50 metrów klasykiem - mówi, dodając, że jest dumny nie tylko z reprezentowania barw kraju, ale też Ostrołęki.
Tego lata natomiast poleciał do Malagi w Hiszpanii. Nie na wakacje (choć znalazł trochę czasu na cieszenie się hiszpańskim słońcem i plażami). Wziął udział w Światowych Igrzyskach dla Osób po Transplantacji.
Nie pływanie, a… dart
- Ciężko przed nimi trenowałem: pływałem pięć dni w tygodniu od 6 rano na basenie. Nie wszystko poszło zgodnie z planem. Kontuzja barku wyeliminowała mnie ze startu kraulem. Same Igrzyska to coś wspaniałego. Około 2 tys. zawodników, piękna ceremonia otwarcia i zamknięcia imprezy i poczucie, że wszyscy zawodnicy nie są rywalami, a są jedną rodziną. My tam wszyscy otrzymaliśmy drugie życie, idealnie odzwierciedlamy ideę, że sport to zdrowie. Może stąd ten brak złośliwości, otwarcie na drugiego człowieka i poczucie równości.
Medalu w pływaniu nie udało się ostrołęczaninowi wywalczyć (na marginesie dodajmy, że Kuba Janczewski zdobył dwa srebra indywidualnie i dwa brązy w sztafetach). Ale sukces osiągnął w innej dyscyplinie, co dla niego jest niemałym zaskoczeniem.
- Na mistrzostwach w Zamościu spróbowałem swoich sił w darcie (czyli rzucaniu lotkami do tarczy - przyp. red.). Kiedyś grałem w lokalach, ale nigdy na poważnie, tylko dla zabawy. I zdobyłem srebrny medal! - mówi, wciąż chyba nie wierząc, że to się mu udało. - A w Maladze też zapisałem się do darta.
Okazało się, że Zamość nie był przypadkiem. Na Igrzyskach zajął trzecie miejsce!
Jestem na „warunkowym”
Dlaczego Robert Serejko zdecydował się opowiedzieć nam swoją, w wielu miejscach trudną historię?
- Chciałem pokazać innym, że można poradzić sobie z nadużywaniem alkoholu - opowiada. - Ta ciemna strona mocy, którą kiedyś obrałem, kusi, bo jest łatwiejsza i prostsza. Alkohol wszystko upraszcza, rzeczywistość się odsuwa. Ja jestem przykładem na to, że można z tego wyjść i można się spełniać w życiu. Chcę je teraz przeżyć pozytywnie, ale też poczuć je. I podzielić się tym z innymi. Wydaje mi się, że lepiej jak życie człowieka zaskakuje: nie ważne czy dobrze, czy źle. Gorzej jak człowiek wskakuje na boczny tor i żyje po takiej prostej, która prowadzi donikąd: praca, dom, dzieci, piwko przed telewizorem, święta, wczasy, imieniny. To nie dla mnie. W tej chwili - tak to określam - jestem na „warunkowym”, w każdej chwili mogę stracić życie. Żaden organizm nie przyjmie w pełni obcego organu. Muszę brać leki, które obniżają moją odporność. Na szczęście mam dość silny układ immunologiczny.
Podczas naszej rozmowy raz po raz wraca też sam temat - transplantacji. Temat niełatwy, bo dla wielu osób to wciąż tabu, nie do przyjęcia. Robert Serejko i inni członkowie stowarzyszenia próbują walczyć ze stereotypami. Tłumaczą młodzieży, dlaczego warto złożyć oświadczenie woli i zgodzić się w przypadku śmierci na przekazanie zdrowych organów do transplantacji.
- Mamy takie hasło: „Nie zabieraj swoich narządów do nieba, one potrzebne są tu na ziemi”. To nie nasz wymysł, to słowa Jana Pawła II. Jeden człowiek może uratować życie ośmiu innym. To niesamowita sprawa. Oczywiście: dochodzi do tragedii, bo ktoś umiera, ale z tej tragedii można wynieść coś dobrego i dać życie komu innemu. A lista oczekujących jest bardzo długa, organów natomiast brakuje. Wielu ludzi nie doczekuje przeszczepu i umiera.