Kryzys parlamentarny. Posłowie PO przestali okupować salę obrad Sejmu, ale emocje polityczne wcale nie opadły
Sejm wróci do normalnej pracy dopiero 25 stycznia. Nie z powodu blokady sejmowej mównicy przez posłów PO, bo ci zakończyli wczoraj swój protest w sali obrad. Marszałek Marek Kuchciński ogłosił prawie dwutygodniową przerwę „na przeanalizowanie tego, co się stało i wyciągnięcie wniosków”.
"Zamiast kryzysu sejmowego mamy kryzys budżetowy" - komentarze po zakończeniu protestu opozycji w Sejmie
Źródło:TVN24
Opozycja pójdzie siedzieć?
Wyciągnięcie wniosków zapowiedział już prezes PiS Jarosław Kaczyński. Wobec tych, którzy protestowali w sali plenarnej od 16 grudnia.
- Co do tego, co się będzie działo z osobami, które uczestniczyły w oczywistym łamaniu regulaminu, a także, w moim przeświadczeniu, prawa karnego, to trzeba będzie podjąć odpowiednie decyzje - stwierdził lider partii rządzącej. I dodał, że zajmie się tym wymiar sprawiedliwości, bo „wszyscy są równi wobec prawa”.
Wcześniej minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak przekonywał, że parlamentarzyści protestujący w sali obrad mogą zostać skazani nawet na 10 lat więzienia. Już po decyzji o zawieszeniu protestu posłowie PO zebrali się wokół sejmowej mównicy i zrobili sobie pamiątkowe zdjęcie. By prokuratorzy wiedzieli dokładnie, kto brał udział okupacji sali obrad. - Jak ktoś straszy prokuratorem, to znaczy, że jest słaby - skomentował wypowiedzi polityków PiS lider PO Grzegorz Schetyna.
Kto zostanie odwołany
Ale nawet posłowie PiS przyznawali nieoficjalnie, że bardziej prawdopodobne jest wprowadzenie kar finansowych dla blokujących mównicę. Odpowiednie zmiany w regulaminie Sejmu może przedstawić marszałek Kuchciński.
Niewykluczone też, że konsekwencje partyjnych decyzji o proteście w sali obrad poniesie przede wszystkim wicemarszałkini Małgorzata Kidawa-Błońska z PO. Pojawiły się nawet pogłoski, że jej miejsce zajmie Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL. Ten od razu oświadczył, że w takiej sytuacji na pewno nie zgodziłby się objąć tej funkcji.
Jarosław Kaczyński nie odpowiedział na pytanie, czy PiS chce odwołać z prezydium Sejmu przedstawicielkę PO. Za to Grzegorz Schetyna oświadczył, że ze strony Platformy pojawi się wniosek o odwołanie Marka Kuchcińskiego z funkcji marszałka Sejmu. - Marszałek Kuchciński pozostanie na swoim stanowisku - nie pozostawił żadnych złudzeń szef PiS.
Co dalej z budżetem
Zakończenie protestu w Sejmie nie kończy kryzysu parlamentarnego. Opozycja nadal ma zastrzeżenia co do sposobu uchwalenia budżetu państwa. Zarówno Grzegorz Schetyna, jak i Ryszard Petru mówią, że przyjęto go nielegalnie i skutki tego mogą być opłakane (np. Komisja Europejska mogłaby wstrzymać unijne dotacje dla Polski).
Ale liderzy dwóch głównych sił opozycyjnych nie są już zgodni co dalszych kroków. Szef Nowoczesnej zapowiedział złożenie skargi do Trybunału Konstytucyjnego i zachęca, by podpisali się pod nią także posłowie PO. - Nie widzę takiej potrzeby - odpowiada Grzegorz Schetyna. Osobny wniosek do TK zapowiada też PSL. A to oznacza, że choć PiS nie udało się ostatecznie zakończyć kryzysu parlamentarnego, to opozycja nie jest już tak jednomyślna jak tuż po 16 grudnia ubiegłego roku, czyli w dniu jego rozpoczęcia.
Uchwalony wtedy w sali kolumnowej tegoroczny budżet państwa jest już na biurku prezydenta Andrzeja Dudy i czeka na jego podpis. - Apelujemy do prezydenta Dudy, żeby go nie podpisywał, bo jeżeli będzie sankcjonował procedurę legislacyjną, która łamie prawo, będzie także stawiał siebie w przyszłości w świetle odpowiedzialności za tę decyzję - grzmiał Grzegorz Schetyna
Nietrudno się jednak domyślić, że i tym razem prezydent szybko zaakceptuje ustawę przegłosowaną przez PiS. Ma na to siedem dni. Może też sam skierować budżet do TK, który wtedy musiałby zająć się tą ustawą w ciągu dwóch miesięcy.