W niecałe 24 miesiące przestaliśmy być wspólnotą. Jesteśmy areną walki dwóch plemion, z których tylko jedno może przetrwać.
Gdyby nie powaga sprawy, można by podsumować dwa lata rządów Jarosława Kaczyńskiego słowami skazanych: rok nie wyrok, dwa lata - jak dla brata. Rzecz jest jednak poważniejsza, bo dotyczy przyszłości 38-milionowego europejskiego narodu. Październikowe zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w 2015 roku sprawiło, że Polska, przewidywalne od ponad ćwierćwiecza państwo Europy, stała się krajem podążającym w niewiadomym kierunku.
Po 1989 roku prezes stał się najpotężniejszym człowiekiem nad Wisłą. I jest nim do tej pory. Pani premier w rzeczywistości tylko administruje, a prezydent - mimo szczerych chęci - jedynie przyklepuje decyzje człowieka nr 1.
Od dwóch lat jesteśmy świadkami bezkarnego deptania godności milionów Polaków, którzy nie zgadzają się z polityczną filozofią prezesa PiS. To zjawisko bez precedensu od czasów powojennych.
Dokładnie dwa lata temu Jarosław Kaczyński obiecywał „rząd spokoju, pokoju i wielkiego projektu. Rząd szanujący opozycję, w którym nie ma miejsca na zemstę”. Tymczasem już trzy tygodnie po wyborach zaczął się odwet PiS na wszystkich i wszystkim, co nie zgadzało się z filozofią szefa partii.
Jarosławowi Kaczyńskiemu udaje się w zaledwie dwa lata dokonać pozakonstytucyjnej zmiany ustroju państwa.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień