Dużo łatwiej jest nam nienawidzić polityków, niż ich zrozumieć
Nie wykluczam, że w Polsce może dojść do mordów politycznych – mówi politolog dr Wojciech Jabłoński. Wszystko z powodu rosnącej nienawiści wyborców do polityków
Jak ja was k...y nienawidzę, i jak ja wami k...y gardzę, jak ja się za was k...y wstydzę, gdy za granicę czasem zajrzę” - śpiewał w 2004 roku Paweł Kukiz w piosence „Wirus SLD”. O ile w 2004 roku utwór ten był traktowany raczej jako okołopolityczny folklor niepokornego muzyka, o tyle dziś w istotny sposób oddaje sposób myślenia wielu Polaków o politykach.
„Jak widzę tą k...ę kaczora to mam ochotę mu napluć w ryj” - jeden z pierwszych z brzegu komentarzy znaleziony wczoraj na jednym z największych polskich portali informacyjnych. „ Ten Petru to tępy ch...j” - można było przeczytać wczoraj na Twitterze. „Kukiz to zwykła szmata, nic nie znacząca przystawka pisuarni” - tu z kolei komentarz z regionalnego portalu.
Podobne wpisy nie zawsze pochodzą od anonimowych osób. Pisarz Jakub Ćwiek napisał na swoim profilu facebookowym: „Kaczyński, ty zapyziały ch...u!”. Dalej było o „obleśnej gnidzie żerującej na śmierci brata” i dodatkowo „paskudnym, obrzydliwym manipulancie o faszystowskich ciągotach”. Autor zaznaczył, że napisał te słowa dopiero po ochłonięciu. A te, które jako pierwsze przyszły mu na myśl, były dużo mocniejsze.
Niedawno na Facebooku założono dyskusję z pytaniem „jakich polityków nienawidzisz?”. Wielu ludzi chętnie wpisywało swoje typy i próbowało je uzasadniać. Nikogo nie naszła jednak refleksja, by w ogóle zapytać, dlaczego jesteśmy w stanie nienawidzić polityków, których często nawet nie widzieliśmy na oczy i którzy w wielu przypadkach nie mają wielkiego wpływu na nasze zwykłe życie.
Już pięć lat temu tygodnik „Wprost” opublikował listę najbardziej znienawidzonych Polaków. Dziennikarze oparli się na internetowych wpisach z jednego tygodnia. To właśnie wtedy, już po katastrofie smoleńskiej, która mocno spolaryzowała scenę polityczną, zaczęto dużo publicznie mówić o hejcie i mowie nienawiści. Pięć lat temu najbardziej znienawidzonym politykiem był ówczesny premier Donald Tusk. Dziennikarze znaleźli 12 628 obelg pod jego adresem opublikowanych w internecie w ciągu siedmiu dni. Tuż za nim, z nieco tylko mniejszą hejterskich komentarzy, był lider PiS Jarosław Kaczyński.
Ostatnie takie duże badanie przeprowadzono w połowie 2015 roku, w czasie kampanii wyborczej do parlamentu. Firma Newspoint przeanalizowała liczbę komentarzy w internecie, ich wydźwięk, a także odsetek wpisów „hejterskich” dla partii oraz ich liderów. Najczęściej dyskutowano o Ewie Kopacz (pełniła wówczas stanowisko premiera). Była liderką liczby komentarzy o wydźwięku negatywnym, z których aż jedna trzecia była internetowym hejtem. Premier wyprzedziła w tym rankingu Beatę Szydło i Jarosława Kaczyńskiego. Dla partii obraz wyników był bardziej złożony. PiS był liderem liczby komentarzy, ale to o PO pisano najczęściej w negatywnym kontekście.
Psycholog społeczny dr Tomasz Grzyb podkreśla, że nienawiść do polityków to nie jest zjawisko, które cechuje wyłącznie Polaków. - Kiedyś wydawało mi się, że Stany Zjednoczone są krajem, w którym szanuje się polityków. Ale kiedy wylądowałem na lotnisku, jedną z pierwszych rzeczy, które zobaczyłem, był mężczyzna z przypinką „Kocham Amerykę, ale nie kocham polityków” - mówi dr Grzyb.
Zdaniem psychologa nienawiść do polityków to reakcja, która jest dla nas wygodna i wynika z potrzeby pewnych uproszczeń. - Polityków obwiniamy za wiele rzeczy, które dzieją się wokół nas, choćby podwyżki cen - tłumaczy Tomasz Grzyb.
W Polsce ofiarami nienawiści są nie tylko politycy partii rządzącej, ale również opozycji. Polacy potrafią wylewać wiadra pomyj czy wręcz życzyć najgorszych rzeczy nawet tym politykom, którzy nigdy nie rządzili. Przykładem jest Ryszard Petru, będący jedną z najczęściej atakowanych postaci w internecie. Jedną z przyczyn - zdaniem ekspertów - jest wojna informacyjna, z którą mamy do czynienia szczególnie w ostatnich kilkunastu miesiącach.
- Ludzie, którzy decydują o pewnym kształcie polityki informacyjnej, zorientowali się, że można sterować opinią publiczną za pomocą odpowiednio przygotowanych informacji - mówi dr Tomasz Grzyb. - Ja nie twierdzę, że one są zawsze spreparowane, bo jeśli pomyślimy o pewnym zdjęciu z samolotu lecącym do Portugalii, to jest to zdjęcie prawdziwe, a nie z Photoshopa. Ale zostało umiejętnie „podane” i we właściwy sposób skomentowane, aby osiągnąć pewien efekt.
W tym wypadku chodziło o eksponowanie - jak przekonywali krytycy - obłudy Ryszarda Petru. Przewodniczący Nowoczesnej był jednym z największych zwolenników okupacji sejmu, ale sam wybrał się ze swoją partyjną koleżanką do Portugalii. Przekaz miał być konkretny: oni jeszcze nawet nie mieli okazji rządzić, a już co innego mówią, a co innego robią. Czyli - upraszczając: kłamią i kombinują.
- To, na czym zależy różnym spin doctorom, którzy w ogromnej większości decydują o tym, jak patrzymy na polityków, to jest pokazanie, że ci przeciwnicy są gorsi od nas - mówi dr Tomasz Grzyb. - Opozycji powinno to przychodzić trochę łatwiej, bo partię rządzącą łatwo oskarżyć o różne nadużycia. Tyle że u nas partii rządzącej kierowanie takich oskarżeń wobec opozycji również przychodzi bardzo łatwo. A to dlatego, że od dłuższego czasu w polskiej rzeczywistości politycznej nie mieliśmy tak słabej opozycji. Tak podzielonej, tak bardzo skupionej na własnych rozgrywkach, która jest łatwym celem.
Zdaniem ekspertów w tak skomplikowanej sytuacji politycznej bardzo łatwo jest przekonać nawet wyborców opozycji, że wszyscy politycy są dokładnie tacy sami. Jednakowo beznadziejni czy skorumpowani. - To, co teraz myślimy o politykach, niezależnie, czy rządzących czy z opozycji, to tak naprawdę jest efekt bardzo dobrze zaplanowanej kampanii informacyjnej prowadzonej za pomocą bardzo różnych mediów, między innymi społecznościowych - podsumowuje Tomasz Grzyb.
Zdaniem politologa dr. Wojciecha Jabłońskiego z Uniwersytetu Warszawskiego zjawisko nienawiści do polityków charakterystyczne jest szczególnie dla krajów z nisko rozwiniętym systemem politycznym. Do takich zalicza on m.in. te kraje, które np. mają konstytucję, ale są wątpliwości, czy jest ona przestrzegana.
- W polskim życiu politycznym wciąż zauważamy dążenie do wzbogacania się na polityce - mówi dr Jabłoński. - To jest charakterystyczne właśnie dla krajów nisko rozwiniętych, jeśli chodzi o kulturę polityczną, ale również jeśli chodzi o gospodarkę. Pamiętajmy, że pensja polityka wciąż wielokrotnie przekracza przeciętną pensję Polaka. Mowa oczywiście o medianie, a nie średniej GUS, która wynosi ponad 4 tysięcy złotych. Wielu wyborców wciąż postrzega polityków jako osoby, które angażują się w życie publiczne właśnie dla własnych korzyści.
Zdaniem dra Jabłońskiego przy takim postrzeganiu polityków dużo łatwiej naprowadzać emocje wyborców w kierunku nienawiści. - Na Zachodzie, jeśli ktoś idzie do polityki, to zazwyczaj jego życiorysowi i CV towarzyszy gruntowne wykształcenie - podkreśla. - Natomiast w Polsce to jest często ciągnięcie za liderem, tym najcwańszym, tzw. klientów politycznych. Niemcy nawet wobec potknięć swoich polityków, mam na myślę kanclerz Angelę Merkel, w znacznym stopniu ją szanują. U nas takiego szacunku brak. To jest dobre podglebie dla hejtu i nienawiści.
Nienawiść może prowadzić do przemocy, nie tylko tej werbalnej, ale również fizycznej. Czy w Polsce mamy już klimat, który mógłby sprzyjać mordom politycznym? - To jest możliwe, nie wykluczałbym takiej sytuacji - mówi politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. - Pamiętajmy, że do jednego takiego mordu już doszło. Mieliśmy także próbę zamachu, kiedy ciężarówka miała wjechać w budynek Sejmu i obrócić go w kupę gruzu. Poziom frustracji jest tak duży, że ja bym się absolutnie nie zdziwił, gdyby do takich prób doszło.
Zdaniem dra Jabłońskiego sygnałami o tym, że jest to realne, są także reakcje na wydarzenia, w których politycy znajdują się w niebezpieczeństwie. Chodzi o wpisy „szkoda, że jeszcze tego tam nie było” albo „szkoda, że wyszedł z tego wypadku bez szwanku”. Same przypadki śmierci polityków wywołują komentarze, których internauci chętnie „proszą o więcej”. „Nie płakałem po Geremku” czy „Jeszcze jeden” - to bardzo łagodne stwierdzenia, jakie można było znaleźć w sieci przy okazji pogrzebów znanych Polaków.
We wspomnianym badaniu z 2015 roku zapytano niezdecydowanych wyborców o ich reakcje na incydenty podczas spotkań wyborczych. Chodziło konkretnie o sytuacje w których ktoś zakłóca spotkanie z ówczesną premier Ewą Kopacz i wyraża się o niej niepochlebnie. Trzech na czterech badanych odpowiedziało, że nie wpływa to na ich preferencje wyborcze, ale aż 18 proc. zdradziło, że takie incydenty raczej skłaniałby go, aby na takiego polityka nie głosować. Tylko 7 procent odpowiedziało, że incydenty zbliżyłyby go do polityka. To dowód na to, że hejt polityczny może być również elementem walki o głosy.
Do mordu politycznego w ostatnim czasie doszło w Łodzi. W 2010 roku do łódzkiej siedziby PiS wtargnął Ryszard Cyba, który niespodziewanie wyciągnął broń i zastrzelił Marka Rosiaka, męża byłej wiceprezydent Łodzi, asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego.
W 2015 roku zapadł z kolei wyrok w głośnej sprawie Brunona Kwietnia - przez jednych uważanych za terrorystę, a innych za ofiarę prowokacji ABW. Sąd uznał, że Kwiecień był winnym przygotowywania zamachu na Sejm i podżegania do jego przeprowadzenia.