Duńska Nancy z Niemiec, która przez Szczecin, przypłynęła do Gliwic
Marina Gliwice ma nową jednostkę w swojej flocie: dalekomorski kuter "Nancy". I choć powiedzenie "we flocie" jest trochę na wyrost, bo to kuter-kafejka, przygody, z jakimi borykała się w drodze do Gliwic nie stały się udziałem niejednego dalekomorskiego statku.
Ewa i Czesław Sternalowie zaczynali pięć lat temu, oboje pasjonaci żeglarstwa, z głowami pełnymi pomysłów. Startowali z kilkoma motorówkami i kajakami. Dzisiaj to flota Mariny Gliwice liczy kilkanaście jednostek różnej wielkości i rodzaju: motorówek, galary, wycieczkowy statek. Robota przed pasjonatami wciąż wiele do wykonania, ale goście przyjeżdżają tu już nie tylko z całego regionu i kraju, ale są i zagraniczni amatorzy śródlądowej żeglugi.
Z Mariny Gliwice w świat
Marina Gliwice mieści się przy ul. Portowej w Gliwicach. Jak trafić? Trzeba wjechać na teren Śląskiego Centrum Logistyki (nie obawiać się szlabanów- panowie portierzy podniosą je) i jechać po przekroczeniu bramy - prosto do końca. Tu rozpoczyna się śródlądowa, wodniacka przygoda. Pierwsze śluza, Łabędy, i port zostawiamy za sobą. Możemy się zdecydować na wycieczkę statkiem, odrzańskim galarem, albo na eksplorację tego terenu z motorówki (nie trzeba posiadać uprawnień). Stąd już otwarta droga nie tylko na cały Kanał Gliwicki, ale także dalej, na Odrę i do morza.
- Kto ma czas i ochotę - może dostać się tą drogą do portów europejskich, nie tylko śródlądowych, ale także np. do Marsylii- wyjaśnia Ewa Sternal, współwłaścicielka Mariny Gliwice.
Do marinowej floty dołączył w zeszłym roku wspomniany wycieczkowy statek - przypłynął z Niemiec, gdzie śródlądowa żegluga jest doskonale rozwinięta i cieszy się dużą popularnością. Niedawno - pełnomorski kuter “Nancy”. Ale ten akurat - w przyszłości - zacznie działać jako stylowa kawiarenka.
“Nancy” z Niemiec, ale z duńskim rodowodem
“Nancy” stoi teraz w marinie na uboczu. Poobijana, tu i tam poobtłukiwana, ale cały czas pieczołowicie doglądana, porządkowana. Przypłynęła do Gliwic z niemieckiego Sassnitz - tak jednym zdaniem. Ale gdyby to było takie proste...
Urokliwe miasto na wyspie Rugia, nad brzegiem morza, żyje z niego we wszystkich wymiarach, nie było macierzystym portem kutra. Przysadzista, pełnomorska “Nancy” ma duński rodowód, gdzie w latach 50. wypłynęła po raz pierwszy na połowy.
Przez lata była kutrem, żywot pełnomorski zakończyła jako rybna knajpka, przycumowana do urokliwego brzegu w niemieckim Sassnitz. Do dziś, mimo ciężkiej podróży do Gliwic - wciąż jeszcze widnieje na kabinie niemieckie menu, proponujące rybną zupę oraz rybkę z opiekanymi ziemniaczkami. Przez kilkanaście lat, do 2013 roku, można było na jej pokładzie zjeść morskie specjały.
Kuter w 2013 r. został wydokowany, wyciągnięty na brzeg, podreperowany. I sprzedany. Kupił go Niemiec, który knajpkę na kutrze chciał otworzyć w Berlinie. Jednostka (nie mająca już pierwotnego, wbudowanego silnika, a przyczepiony zewnętrzny) wypłynęła na Bałtyk, dotarła do Szczecina. Tam przygoda jej nowego właściciela zakończyła się jednak: pełnomorski kuter był za duży, aby zmieścić się pod licznymi mostami w drodze do Berlina, o czym wcześniej nie pomyślał.
- Dowiedzieliśmy o Nancy od znajomego z Opola, ogłoszenie o jej sprzedaży za symboliczną kwotę pojawiło się na popularnym portalu ogłoszeniowym - opowiada Ewa Sternal. - Wypatrzył i powiedział: Słuchajcie, to coś dla was. A my zapaliliśmy do tego pomysłu, już widząc oczyma wyobraźni taką knajpkę na wodzie w naszej Marinie.
Nowa szansa dla starej wodnej drogi do morza
Sternalowie wybrali się do Szczecina. Transakcja była korzystna, ale radość nie trwała długo. Pani Ewa w najbardziej pesymistycznym scenariuszu nie przypuszczała, że droga kutra do Gliwic zajmie łącznie 2,5 roku. Od jesieni 2014 roku. Najpierw poszukiwała kapitana, który miałby uprawnienia do prowadzenia takiej jednostki. Gdy już był, okazało się, że to nie koniec kłopotów. Okazało się, że Nancy zanurza się głębiej niż przewidywano. A na takie niespodzianki na Odrze pozwolić sobie nie można. Musiała raz na jakiś czas utknąć w zamulonym dnie. Z trudem udało się dotrzeć do Kostrzyna nad Odrą. Tam czekał ją dłuższy, przymusowy postój. Utknęła. Okazało się, że zanurzenie “Nancy” to nie zapowiadane 2,5 metra, a nawet 2,70 m.
- Susza, a do tego płycizny i zamulenia na Odrze sprawiły, że cała eskapada ze Szczecina do Gliwic łącznie trwała 2,5 roku - mówi Ewa Sternal.
“Nancy”, przycumowana do brzegu w Kostrzynie, najpierw bowiem uwięziona przez suszę i słabo utrzymaną żeglowność Odry, potem - przez podnoszącą się wodę - wbrew zapewnieniom niezbyt wprawnego, jak się okazało kapitana, nie tylko nie podniesiona, ale wręcz - przewróciła się na bok, zaczęła napełniać wodą. Kolejny przystanek miała w Brzegu Dolnym. Mogła ruszyć w drogę dopiero w tym roku, gdy podniósł się poziom wody. Poobijana i podniszczona - została wreszcie przyholowana do Gliwic przez specjalistyczną firmę, kilkanaście dni temu.
Wszystkie jednostki w gliwickiej Marinie noszą nazwy muzyczne - związane ze stylami lub też tańcami. Tak też imię zmienił klimatyczny “Wells”, który przechrzczony (dosłownie) został na “Foxtrota”. W przypadku “Nancy” będzie inaczej. - Po takich przeżyciach i przejściach zżyliśmy się z “Nancy” - mówi Ewa Sternal. Nazwa więc pozostanie, jako “Nancy Cafe”.
Inaczej sprawa ściągnięcia kutra wyglądałaby, gdyby przed laty nie “odpuszczono” znaczenia tej drogi w transporcie. Rządowe, i to nieodległe, projekty, mają to diametralnie zmienić. Pogłębiarki mają się pojawić na Kanale Gliwickim. Udrożnienie tej drogi wodnej będzie kosztowało około miliarda złotych.
Idea jest taka, by w przyszłości węgiel i inne towary ze Śląska były transportowane drogą wodną, aż do Szczecina. Na odcinkach Port Kędzierzyn-Koźle - Kłodnica, Kłodnica - Nowa Wieś i Rudziniec - Dzierżno głębokości tranzytowe wynoszą już powyżej 180 cm. Potrzebne są wciąż prace pogłębieniowe. Minister Marek Gróbarczyk, szef resortu gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej podkreślał w lutym, że prace powinny ruszyć latem. Za dwa lata kanał ma być już pogłębiony i węgiel będzie mógł być transportowany barkami. Remontowane są także kolejne śluzy na kanale.
Chociaż inwestycja nakierowana jest na przemysł, amatorzy i organizatorzy wodniackiej, śródlądowej przygody nie ukrywają, że pomoże także im.