Duchowny celebryta ma kłopoty. Nielegalnie nagrane taśmy mogą zakończyć karierę księdza Sowy
Ks. Kazimierz Sowa jest jednym z najbardziej znanych kapłanów. Nie kryje sympatii do PO i niechęci do PiS. Przyjaciele twierdzą, że jest dobrym człowiekiem. Przeciwnicy zarzucają mu pychę, próżność i zachłanność
Jest postacią z krwi i kości. Przedstawia się „Kazek” i nie nosi sutanny. Żyje intensywnie, angażuje się mocno na kilku polach, nieraz kategorycznie i jednostronnie się wypowiada. Budzi tym spore kontrowersje, a nawet niechęć z uwagi na stan kapłański. Duchownemu zarzuca się uwikłanie w politykę, w przede wszystkim w popieranie Platformy Obywatelskiej, jej kandydatów, a przy tym ostrą krytykę Prawa i Sprawiedliwości.
Ks. Kazimierza Sowę obwinia się również za zaangażowanie w działalność biznesową. Tę prowadzi od początku lat 90. gdy współtworzył w Krakowie katolickie Radio Mariackie, przekształcone następnie w Radio Plus, które nadawało już na cały kraj, a centralę przeniosło do Warszawy. Nie ten okres jest jednak księdzu Sowie wytykany, ale zasiadanie w Radzie Nadzorczej spółki akcyjnej „Krakchemia”, zbudowanej przez Jerzego Mazgaja, multimilionera, który był też właścicielem sieci delikatesów Alma. Kiedy sklepy zaczęły padać, a ludzie tracić pracę, Mazgaj jednej z pracownic, której nie wypłacił zaległych pieniędzy rzucił: „Mnie też jest ciężko”. Ks. Sowa o tym fakcie zapewne dowiedział się z mediów. Musiał mieć jednak świadomość choćby tego, że Mazgaj wręcz chełpił się tym, że pracownikom licho płaci, ale oni i tak powinni być zadowoleni, iż daje im pracę.
Ludzi, którzy chwalą ks. Sowę, też jednak nie brakuje. - Owszem, jest zaangażowany politycznie po jednej stronie, czyli PO, ale nigdy nie był zajadły, mściwy, wręcz przeciwnie, i to wobec każdego, nawet mającego skrajnie odmienne poglądy polityczne - broni go Maciej Gawlikowski, dziennikarz, producent telewizyjny.- Każdy mógł się zwrócić do niego z prośbą o pomoc, a on jej nie odmawiał i nie odmawia nikomu.
Kapłan Kazimierz?
Prof. Krzysztofa Biedrzyckiego, polonistę z Katedry Krytyki Współczesnej UJ, który ks. Sowę zna od przeszło dwóch dekad, złości mówienie, że z jego przyjaciela nie jest żaden kapłan: - Jako ksiądz bardzo mi pomógł w trudnej dla mnie sytuacji. I wiem, że nie tylko mnie. Nie brakuje ludzi, którzy wsparcia szukają u duchownych obdarzonym charyzmatem (darem), jaki dostał ksiądz Kazimierz. Prof. Biedrzycki zwraca uwagę, że księża nierzadko powinni działać dyskretnie, prywatnie, by mogli nieść skuteczną pomoc: - I tak robi ksiądz Kazek, choć rozumiem, że nie każdemu tego rodzaju kapłan jest potrzebny - dodaje.
Wiem o nim straszną rzecz
Ci, którzy dobrze znają ks. Kazia czy Kazka, jak jest nazywany, zgodnie twierdzą, że jak ulał pasuje do niego określenie „dobry człowiek”. To nie oznacza, dodają, że nie ma wad, grzechów i grzeszków. Ma, jak każdy. I to pełno.
Radzą jednak rozróżniać między porządną, wieloletnią znajomością księdza, a powierzchowną, ograniczoną do często przypadkowych spotkań, które bardzo często polegały na słuchaniu go i przyjmowaniu podawanych przez niego plotek o innych ludziach (często przedstawiał ich nie od najpiękniejszej strony). Ale taki jest ks. Sowa. Ci, którzy wytykali mu te wady, nierzadko sami chętnie rozpowszechniali oszczerstwa dalej. Siła plotki jest potężna.
- Wiem o Kazimierzu straszną rzecz - zapewnia Jacek Neumann, współpracownik ks. Sowy w Radiu Mariackim, znajomy od ponad dwóch dekad. - Jest w grzechu śmiertelnym, słusznie grozi mu piekło i straszliwe męczarnie. Z jakiego powodu? To zagorzały kibic Legii Warszawa i Realu Madryt - kończy ze śmiechem.
Sławny ksiądz Kazimierz
Na popularność ks. Sowa nie może narzekać. Bywa częstym gościem w mediach, sam prowadził autorskie programy, kierował Radiem Mariackim, prezesował Radiu Plus, dyrektorował telewizji Religia.tv. Ale jeżeli przyjmiemy, że celebryta to ktoś znany z tego, iż jest znany, to nim nie jest. - Jak ktoś uważa inaczej, niech wejdzie z Kaziem w dyskusję w dziedzinie np. teologii, ekonomii, sportu, literatury, sztuki czy polityki. Wtedy przekona się, jak dużą wiedzą dysponuje Kazio - podkreśla Neumann.
Identycznie sprawę widzi prof. Krzysztof Biedrzycki. Z ks. Sową znają się od połowy lat 90., gdy Biedrzycki w Radiu Mariackim wygłaszał recenzje literackie. - Po nich zwykle z Kazkiem rozmawialiśmy, i to na przeróżne tematy. Nasza znajomość, która przeszła z czasem w przyjaźń; trwa od przeszło 20 lat.
Nagrany, zatopiony?
Popularność ks. Kazimierza Sowy jeszcze bardziej wzrosła, gdy kilka dni temu TVP Info ujawniła taśmy nielegalnie nagrane w lutym 2014 r. w restauracji - nomen omen - „Sowa i Przyjaciele”. Chluby księdzu nagrane rozmowy nie przynoszą. - Ale jakimż człowiekiem trzeba być, by upubliczniać nielegalne nagrania prywatnych rozmów. To jest niemoralne, obrzydliwe - oburza się ks. prof. Wiesław Przyczyna, kierownik katedry komunikacji religijnej Uniwersytetu Papieskiego JP II w Krakowie, autor m.in. książki „Polityka na ambonie”.
Prof. Krzysztof Biedrzycki zwraca uwagę, że niemal każdy człowiek czułby się głupio, gdyby został nagrany potajemnie, np. na imprezie czy imieninach, a potem inni dowiedzieliby się, co i jak mówił. -Każda rozmowa jest swego rodzaju grą, w której dobiera się środki, zwłaszcza słowa, ale i ekspresję, ton, w zależności od miejsca, okoliczności, słuchacza. Inaczej więc trzeba oceniać rozmowę w miejscu publicznym, a inaczej na spotkaniu w gronie znajomych i z udziałem alkoholu - przekonuje.
Z taśm dowiadujemy się m.in., że ks. Sowa radził Jerzemu Mazgajowi, by nie polemizował, ale zniszczył „Gazetę Polską”. Rozprawiał, klnąc solidnie, o kulisach politycznych nominacji w gospodarce. Zapowiadał, że Aleksander Grad zostanie prezesem Tauronu. Mówił o przejściu Ryszarda Petru do władz PKP. Używał wulgaryzmów. Udzielał rad dotyczących strategii medialnych rządu PO-PSL. Kpił z chytrości Ryszarda Petru, co ilustruje następująca opowieść, która została nagrana. Ksiądz opowiada w lutym 2014 r. o wcześniejszej kolacji z obecnym szefem .Nowoczesnej: „Byłem kiedyś na jednej takiej kolacyjce z Rysiem, notabene za niedługo też ciekawe informacje o Ryśku się ukażą. Pijemy winko, jedno, drugie, no i tam wiesz, ono tu zostanie [mowa o winie]. No i ja tam w tej knajpce jestem tydzień później. I mówię »wie pani [do kelnerki], może po lampeczce tego co zostało...«. A pani »ooo, proszę pana, tego już nie ma, pan Petru był tu następnego dnia!«”
Ks. Sowa unika obecnie rozmów z mediami, co dotyczy też „Dziennika Polskiego”. Zaraz po ujawnieniu nagrań udzielił jednak wypowiedzi „Gościowi Niedzielnemu”. Tłumaczył, że było to prywatne spotkanie, w czasie którego rozmawia się o polityce. W sprawie wypowiedzi na temat „Gazety Polskiej” powiedział, że nie miał na myśli fizycznego zniszczenia kogokolwiek, a była to reakcja na nieprawdziwe, w jego ocenie, zarzuty gazety wobec Mazgaja.
Terlikowski gani i rozgrzesza
Tomasz Terlikowski, dyrektor programowy Telewizji Republika, uważa, że prowadzenie tego rodzaju rozmów jest niebezpieczne i dla kapłana, i Kościoła: -Ks. Sowa brata się z politykami jednej opcji: PO. Ale gdyby podobne rozmowy prowadził inny ksiądz z jakąkolwiek inną partią, nawet bardzo prawicową, byłoby to dla niego i Kościoła równie niedobre.
Terlikowskiego nie oburzają natomiast przekleństwa wypowiadane przez ks. Sowę: - Nie lubię klerykalizmu, który zakłada, że ksiądz ma mówić językiem innym niż wszyscy. Oczywiście, język na tych nagraniach nie jest sympatyczny, jednak ci, którzy najgłośniej krzyczą ze wzburzenia, sami w prywatnych rozmowach używają podobnego.
Ksiądz Tadeusz tylko na „nie”
Słowa ks. Sowy o „PiS-owskiej dziczy” oburzyły ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. -Na PiS nie głosowałem, więc nie czuję się osobiście obrażony, ale uważam, że nie jest w porządku, jeżeli duchowny wchodzi tak głęboko w sprawy polityczne, uderza w poszczególnych polityków i angażuje się mocno w poparcie jednej, konkretnej partii - twierdzi. W jego opinii kościelna władza „popełniła grzech zaniechania”, pozwalając na to księdzu Sowie.
Przypomina, że do krakowskiej kurii już dawno zwracano się z sugestią, żeby przywołać go do porządku i przypomnieć mu, jakie są obowiązki kapłana. - Nie znam drugiej takiej sytuacji, żeby ksiądz wyjechał do innego miasta, innej diecezji, a tam nie prowadził żadnej działalności duszpasterskiej, tylko brylował na salonach - narzeka.
Na małej wikarówce?
Ks. Piotr Studnicki, rzecznik archidiecezji krakowskiej, twierdzi, że decyzją metropolity krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego ks. Sowa ma do końca czerwca wrócić do macierzystej diecezji, czyli krakowskiej. Ks. Studnicki zapewnia, że nie ma jeszcze decyzji, jaką posługę ma w niej pełnić.
W kręgach krakowskiej kurii nie było tajemnicą, że ks. Sowa po niektórych wystąpieniach w mediach, gdy dość ostro wypowiadał się m.in. na temat części kleru, był wzywany „na dywanik” przez kard. Stanisława Dziwisza i upominany. - Ale po ojcowsku - mówi jeden z księży. - Podejrzewam, że nowy metropolita, który wiadomo, komu sprzyja, będzie chciał zdyscyplinować Kazka - sugeruje nasz rozmówca. - Już w kwietniu wezwał go do siebie i zganił. Kazek wiedział, że musi wrócić do diecezji. Co go tu czeka? Trudno zgadnąć. Może zostać wikarym w jakiejś prowincjonalnej parafii, spowiednikiem, kapelanem w zgromadzeniu żeńskim - snuje przypuszczenia ksiądz.
Przydał nam się
Jerzy Mazgaj nie odpowiedział na nasze prośby o rozmowę. Andrzej Zdebski, prezes Krakchemii, nie krył zadowolenia z zasiadania ks. Kazimierza Sowy w Radzie Nadzorczej Krakchemii (był jej sekretarzem): - Ma doświadczenie i wiedzę o biznesie, bo przez lata zwykle powodzeniem prowadził i rozwijał rozgłośnie radiowe i stacje telewizyjne. Znakomicie rozumiał, jak skutecznie powinna działać firma, dbając m.in. o swój wizerunek.
Prezes Zdebski nie chciał ujawnić, jakie wynagrodzenie kapłan dostawał za udział w radzie nadzorczej.
Ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu nie podoba się ten rodzaj działalności ks. Sowy: - Kuriozalne jest to, że zasiada w radach czy zarządach spółek biznesowych, instytucji komercyjnych, które zajmują się wyłącznie wzbogacaniem czyjejś prywatnej kieszeni. Sprawa ujawnionych ostatnio nagrań jest tylko przysłowiową kropką nad „i” - podsumowuje. Zaznacza przy tym, że jego krytyka pod adresem księdza Sowy nie dotyczy tego, co powiedział w czasie spotkania w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, bo w jego opinii „ksiądz Sowa mówił gorsze rzeczy publicznie”.
Chciał więcej i więcej
Inne zdanie mają przyjaciele ks. Kazimierza Sowy. Zwracają uwagę, że w całych dziejach Kościoła nie brakowało rzutkich, przedsiębiorczych księży. Ks. dr Lucjan Bielas, znawca Kościoła starożytnego, twierdzi wręcz, że liderzy pierwszych gmin chrześcijańskich wykazywali się wyjątkową zaradnością ekonomiczną, umiejętnością zarabiania pieniędzy w różny sposób i w różnych miejscach.
Jacek Neumann przypomina, że bez ks. Sowy nie powstałoby w początkach lat 90. Radio Mariackie, przekształcone w 1996 r. w Radio Plus: - Chciał więcej i więcej dla radia. Rozwijał je, korzystając ze znajomości, układów, ale to nikomu nie przeszkadzało. Do prowadzonych przez siebie rozgłośni dobierał ludzi, kierując się ich fachowością, talentem, potencjałem, a nie wykazaniem się ortodoksyjnością katolicką. Ważne jest to, że jak ludzie odchodzili z Radia Mariackiego czy Plus, to zawsze jako lepsi dziennikarze i do większych stacji.
Pod kierownictwem ks. Sowy w Radiu Plus pracowali m.in. bracia Jacek i Michał Karnowscy, Beata Tadla, Katarzyna Kolenda-Zaleska, Tomasz Terlikowski. Wtedy też ksiądz Sowa zaprzyjaźnił się z Tomaszem Arabskim, Wiesławem Walendziakiem, a szczególnie blisko z Pawłem Grasiem. Jacek Neumann podkreśla, że ks. Sowa jest lojalny. Przypomina, że gdy ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski miał kłopoty w kurii po opublikowaniu książki o współpracy księży z SB, tylko trzech księży stanęło w jego obronie, w tym ks. Sowa.
Neumann przyznaje, że jego przyjaciel lubi wszystko i o wszystkich wiedzieć. Jest duszą towarzystwa. Kipi energią. - Nie brakowało takich, którzy mu zazdrościli, zarówno wśród świeckich, jak i współbraci - twierdzi. -Zazdroszczono mu np. możliwości częstego spotykania się z kard. Franciszkiem Macharskim, mieszkania przy ul. Kanoniczej w Krakowie, modnego ubierania się, fajnych samochodów, kariery w mediach, popularności, przez siebie zarobionych pieniędzy. Nie chce oceniać, czy taka droga jest właściwa dla kapłana.
Brat Marek - polityk
Marek Sowa, dziś poseł Nowoczesnej, wcześniej PO, były marszałek województwa małopolskiego, jest bratem ks. Kazimierza. Różnili się od zawsze. Marek w latach szkolnych był blisko Kościoła, jeździł na rekolekcje. Kazek wygrał konkurs wiedzy o PZPR, szalał, choć jak brat był ministrantem. Dlatego dla Marka wielkim zaskoczeniem było postanowienie brata o pójściu do seminarium. Dziś różni ich to, że Kazek jest popularny, a Marek mniej znany jest jako samodzielny polityk, a bardziej jako brat swojego brata.
Kazimierz Sowa urodził się 52 lata temu we wsi Bobrek (koło Libiąża).
Ma dwóch braci - Marka i Andrzeja. Ten pierwszy miał być księdzem, ale został samorządowcem i politykiem. Drugi jest biznesmenem. Kazimierz w 1984 r. wstąpił do seminarium duchownego w Krakowie, choć zamierzał studiować prawo na UJ.
Karierę dziennikarską rozpoczął w „Arce”, podziemnym piśmie społeczno-kulturalnym.
W 1995 r. podjął studia podyplomowe na kierunku dziennikarskim w UW. Równocześnie pracował w krakowskim Radiu Mariackim. Przez pewien czas był nieoficjalnym rzecznikiem krakowskiej kurii.
W latach 2001-2005 prezesował ogólnopolskiej sieci Rozgłośni Radiowych Radia Plus. W latach 2007-2015 był dyrektorem telewizji Religia.tv. Prowadził wraz z Ryszardem Petru i Maciejem Ziębą OP program „Moralność i etyka czasów kryzysu”.
Występuje w programach publicystycznych stacji TVN i TVN24, m.in. „Drugim śniadaniu mistrzów” . Od 2015 r. prowadzi w TVN24 Bis „Piątą stronę świata”.
Od 2013 do 2016 r. był członkiem Rady Nadzorczej Krakchemia SA.
WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 8
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto