Dubicze Cerkiewne. 50 pogrzebów i trzy śluby. W gminie odciętej od świata
Od siedmiu miesięcy nie jeździ tędy autobus. Zlikwidowano aptekę, a wkrótce z mapy tej jednej z najbiedniejszych polskich gmin może też zniknąć szkoła. Dubicze Cerkiewne to wieś odcięta od świata. Młodzi wyjeżdżają do miast, a starsi powoli odchodzą. Co roku odprawia się tu około 50 pogrzebów. I raptem kilka ślubów. Do księgi urodzeń lepiej nie zaglądać.
Dubicze Cerkiewne to wieś położona w powiecie bielskim. Przy długiej, asfaltowej drodze stoi dom przy domu. Niektóre są drewniane, z kolorowymi – typowymi dla tej części regionu – okiennicami, inne – murowane. Ale są i takie nadszarpnięte zębem czasu, w których już od dawna nikt się nie krzątał. Ale i na ulicach Dubicz trudno znaleźć ślady życia. Ludzie jakby się gdzieś pochowali. Jest tak cicho i spokojnie, że aż nasuwa się pytanie: czy wszyscy mieszkańcy się zmówili i nagle gdzieś wyjechali? Jest poniedziałkowe popołudnie, a na ulicach i w gospodarstwach nie widać żywej duszy.
Na zakręcie jawi się tylko niebieska cerkiew. Na tych ziemiach kultura prawosławna i katolicka mocno się przenikają. Swój kościół mają tu również baptyści i zielonoświątkowcy, a tuż obok mieszkają Świadkowie Jehowy. Sąsiad z sąsiadem żyje w pokoju. Czasami muszą na sobie polegać. Choćby dlatego, że wieś jest wykluczona transportowo. Od siedmiu miesięcy nie jeździ tędy autobus i trzeba kombinować, by dojechać do miasta.
Po leki trzeba jechać do miasta, a autobusu nie ma
Demografia jest nieubłagana. W gminie Dubicze Cerkiewne rocznie odbywa się około 50 pogrzebów. Śluby zdarzają się sporadycznie. Dwa, trzy w roku. Dobrze jak jest choć jeden chrzest. Młodzi wyjechali bowiem do miast „za pracą” albo na studia tam już zostali.
– Jak tu się żyje? Mi jest tutaj dobrze. Starym emerytom się tu dobrze żyje. Jest spokój i czyste powietrze. A młodzi uciekają – przytakuje pani Olga, którą spotkaliśmy w Dubiczach. – Ja mam czterech synów i każdy poszedł w świat. Trzech mam w Warszawie. Są po studiach, znaleźli pracę. Tylko córka ze mną została - dodaje. – U nas tak już jest, że jak do sklepu się zajdzie, to zaraz o jakimś pogrzebie się słyszy. A ślubów i chrzcin nie ma. Taką mamy rzeczywistość i z niektórymi sprawami trzeba się po prostu pogodzić – kończy z uśmiechem. Ale po chwili jeszcze zaznacza, że bardzo docenia to, że ma na miejscu urząd gminy i ośrodek zdrowia. We wsi jest też mały, prywatny sklep. Seniorka żałuje tylko, że zamknięta została apteka.
- Całe szczęście, że został tu jeszcze ośrodek zdrowia! Był też punkt apteczny, ale chyba nie opłacało się go prowadzić i został zlikwidowany – tłumaczy ze smutkiem. – Było w nim trochę drożej, ale przynajmniej był na miejscu. A teraz, by wykupić leki, trzeba pojechać aż do Hajnówki. To osiemnaście kilometrów stąd! Dla seniorów to problem. Szczególnie, że autobusu u nas nie ma. Ja mam szczęście, bo córka mnie wozi, ale niektórzy nie mają tak dobrze – przyznaje pani Olga, wskazując na córkę Anię.
Młoda dziewczyna zaznacza, że jako jedna w niewielu o wyprowadzce z Dubicz nie myśli. Bo lubi życie na wsi. A jak potrzebuje rozrywki, to jedzie na basen do Hajnówki albo korzysta z oferty ośrodka kultury. Kiedyś studiowała, ale wróciła do rodzinnego domu.
- Tu jest moje miejsce – kwituje z uśmiechem Ania. - Filmy dziś można oglądać w internecie, nie potrzeba kina.
– Nawet do kościoła chodzić nie trzeba, bo msze są transmitowane online – wtrąca jej mama. Ale zaznacza, że jej to nie dotyczy, bo jest baptystką, a kościół, którym się zresztą opiekuje, stoi na... jej podwórku. To okazały, drewniany budynek. W niedziele odbywają się w nim nabożeństwa.
– Wtedy z okolicy zjeżdżają bracia, którzy prowadzą msze co tydzień o godz. 10 – wyjaśnia pani Olga. - Nasz Kościół w Dubiczach Cerkiewnych ma długą tradycję, która sięga początków XX wieku. Wielu ludzi przeżywało radykalną odnowę w duchu Pisma Świętego. Baptyści przyszli ze wschodu, z czasem dotarli tutaj. Przed cerkwią zaczęli śpiewać i nauczać, że trzeba żyć tak, jak nakazuje Pismo Święte. Trzeba je czytać i rozumieć. Nominalna wiara nas bowiem nie zbawi. Trzeba osobiście przyjąć Jezusa do serca i świadomie się nawrócić – opowiada pani Olga.
Dlatego baptyści przyjmują chrzest dopiero w dorosłym życiu, kiedy są już w pełni świadomi wiary. W Dubiczach Cerkiewnych znajduje się urokliwy Zalew Bachmaty i to właśnie w nim chrzczono miejscowych – ubranych w białe szaty – baptystów.
Pani Olga pokazuje nam zdjęcia z takich uroczystości. Rozwieszone są na pamiątkowej tablicy, przymocowanej do ściany kościoła. W środku stoi też kilkanaście ław. Niestety, dziś na nabożeństwach bywa tylko po kilka osób.
- Kiedy moi synowie byli jeszcze mali, zbór w Dubiczach Cerkiewnych przeżywał rozkwit - wspomina pani Olga. – Młodzi śpiewali pieśni, udzielali się. Było około 35 ochrzczonych członków. Ale młodzi wyjechali, starsi poumierali. Zostało nas już tylko kilku. Czasami przyjeżdżają też do nas osoby z sąsiednich zborów. Ale, co ciekawe, u nas nie tylko baptyści są. W Dubiczach Cerkiewnych mieszka też kilkoro „jehowych”, którzy jeżdżą na zebrania do Kleszczel. Są tu też adwentyści. Jest kościół zielonoświątkowy. To naprawdę niezwykła, wielokulturowa wieś – uśmiecha się pogodnie kobieta.
Najliczniejszą grupę mieszkańców gminy Dubicze Cerkiewne (ponad 90 proc.) stanowią prawosławni. Pozostałe 10 proc. to katolicy, baptyści, świadkowie Jehowy, zielonoświątkowcy. Dane z 2013 roku wskazują, że na terenie gminy mieszkali również wyznawcy islamu.
Z ostatniego Narodowego Spisu Powszechnego (przeprowadzonego w 2002 r.), w którym poproszono mieszkańców o określenie swojej narodowości, wynika, że na terenie gminy Dubicze Cerkiewne mieszkało: 81,33 proc. osób narodowości białoruskiej, 16,63 proc. – polskiej i 1,55 proc. – ukraińskiej.
Dopełnieniem różnorodności Dubicz Cerkiewnych jest język, którym mieszkańcy posługują się na co dzień. To mieszanka polskiego, ukraińskiego i białoruskiego. Najstarsi mieszkańcy posługują się tzw. gwarą „chechłacką”.
Żeby było ładnie
Między kościołem baptystów a słynną, niebieską cerkwią mieści się park. Parkiem jest jednak tylko z nazwy. W rzeczywistości bowiem to zaniedbany skwer z kilkoma ławkami i fragmentem starego postumentu. Jakiś czas temu został z tego miejsca wyrwany pomnik. Było to pokłosie dekomunizacji. Monument – upamiętniający żołnierzy Armii Czerwonej, którzy zginęli na terenie Dubicz Cerkiewnych w 1944 roku – stał w tym miejscu od 1985 r. Jak donosiły media, przed jego usunięciem w 2018 roku miejscowi robili ostatnie zdjęcia dzieła.Dziś niektórzy wspominają go z sentymentem.
- Co ja myślę o tym pomniku? No pusto jest teraz na tym skwerku. Kawał betonu został. Nikt tam raczej czasu nie spędza– stwierdza mieszkaniec wsi i oddala się pośpiesznie w stronę samochodu.
Mieszkanka sąsiedniej wsi, która przyjechała do Dubicz z wizytą do rodziny, przekonuje, że w tym miejscu pomnik powinien zostać odbudowany.
– Tylko jakiś inny, np. upamiętniający polskich żołnierzy – wyjaśnia. – Chodzi o to, żeby na placu znowu było ładnie, bo to ważne i dla mieszkańców, i dla turystów, którzy latem przyjeżdżają do Dubicz nad zalew albo też po to, by zobaczyć piękna, niebieską cerkiew.
Gmina ma potencjał turystyczny, bo z roku na rok coraz więcej osób decyduje się spędzić tu kilka dni. Wynajmują wtedy pokoje u gospodarzy. Nieliczni miejscowi prowadzą agroturystykę, szczególnie w okolicach wspomnianego zalewu.
Najbiedniejszej gminy w Polsce nie stać na szkołę
Mniej więcej w środku wsi mieści się urząd gminy. Za biurkiem siedzi nieco zrezygnowany i wyraźnie zmęczony wójt.
– Podatki rolne są na maksymalnym poziomie. Grunty mamy tutaj słabe. Nie mamy dużych zakładów i inwestorzy raczej się tu nie pojawią, bo to są tereny chronione, blisko Puszczy Białowieskiej – rozkłada ręce Leon Małaszewski, wójt gminy Dubicze Cerkiewne. – Były próby budowy np. farm fotowoltaicznych, ale sąsiedzi uniemożliwiali takie inwestycje. To wszystko jednak nie oznacza, że nie ma zupełnie miejsc pracy. Na terenie gminy zatrudnia m.in. duże przedsiębiorstwo Pronar. Niestety, młodzi ludzie już wcześniej stąd wyjechali. Ale też jest trochę nowych mieszkańców, którzy szukali spokojnego miejsca do życia. Niektórzy wracają tu na emeryturę. Głównie mieszkają tu jednak starsze osoby. Nadzieja dla gminy jest w tych, którzy posiadają tu jeszcze posiadłości po rodzicach i będą chcieli wrócić – dodaje wójt.
Proces wyludniania gminy zaczął się już w latach 80. XX wieku Młodzi uciekali od rolnictwa, które jest ciężkim kawałkiem chleba. Przenosili się do większych miejscowości, np. do Hajnówki. Wójt wspomina, że gdy zaczynał pracę w 1983 roku, w gminie było około 4 tysiące mieszkańców. Dziś jest ich zaledwie 1,5 tysiąca.
Sporo zmieniło też to, że gmina znalazła się na terenach chronionych. To sprawiło, że zamknęło się kilka zakładów stolarskich, gdzie mieszkańcy mieli wcześniej pracę.
- Rozsądne wykorzystanie Puszczy Białowieskiej do celów gospodarczych powinno mieć miejsce. Przynajmniej w części, na potrzeby lokalnych mieszkańców. Obecnie jest to obszar zamknięty i chroniony. Na terenie puszczy będzie wielki skansen – ubolewa wójt. - Ma to bezpośredni związek z protestami odbywającymi się w Puszczy Białowieskiej. Głos mieszkańców był zupełnie inny, chcieli, żeby w ograniczony, rozsądny sposób była wykorzystywana. Tak się działo od wieków. Z tego dobrodziejstwa korzystali Niemcy, Anglicy i Rosjanie, a nam nie można – dodaje włodarz gminy.
Jednym z głównych problemów gminy jest to, że nie stać jej na dalsze utrzymywanie szkoły podstawowej. Dlatego radni zdecydowali o jej likwidacji.
- My organem prowadzącym jesteśmy tylko z nazwy, a nie mamy realnego wpływu na funkcjonowanie tej placówki. Na 45 dzieci mamy około 20 nauczycieli. To paradoks, że przez zapisy w karcie nauczyciela nie możemy ograniczyć zatrudnienia. Jeszcze dziesięć lat temu uczniów było 150. Nie dokładaliśmy ani złotówki do utrzymania szkoły. Dziś dzieciaków jest mało. To apogeum. Musimy dołożyć ponad milion złotych, a subwencji oświatowej dostajemy ponad 800 tys. Dokładamy więcej niż 50 procent. Gdyby nie oszczędności, gmina straciłaby płynność finansową i nie byłoby z czego jej utrzymać – przyznaje wójt - Obawiam się, że kurator oświaty nie wyrazi zgody na likwidację placówki. Wtedy będziemy pytać co dalej. Gmina nie ma dużych dochodów, na bieżącą działalność nie możemy się zadłużać. Nie wiem skąd w przyszłym roku mielibyśmy wziąć pieniądze. Jest rezerwa ministra oświaty, ale my się nie kwalifikujemy. Gminę czeka trudny czas – dodaje Małaszewski.
Jednocześnie zapewnia, że nie wyobraża sobie zamknięcia jedynej placówki edukacyjnej w gminie. Plan jest taki, by oddać jej prowadzenie fundacji Edukator z Łomży.
- Gmina Dubicze Cerkiewne jest jedną z najbiedniejszych w Polsce. Utrzymanie tak dużej szkoły to wyzwanie. Jednocześnie takiej placówki można nam pozazdrościć. Szkoła ma wspaniale wyposażone klasy, jest pełnowymiarowa sala gimnastyczna, siłownia, boisko, gabinet lekarski, kuchnia, nowoczesny sprzęt, dla każdego ucznia mamy tablet. Tylko dzieci coraz mniej – przyznaje Joanna Aleksiejuk, dyrektor Szkoły Podstawowej w Dubiczach Cerkiewnych. Faktycznie, szkoła może robić wrażenie i nie odstępuje standardem miejskim placówkom. Co ciekawe, jest dwa razy większa niż np. siedziba gminy czy ośrodka zdrowia, który mieści się w Dubiczach. Dyrektorka opracowuje właśnie folder promocyjny szkoły, by przyciągnąć nowych wychowanków, nawet tych z sąsiednich gmin.
Ale żeby zainteresować rodziców bogatą ofertą placówki, musi być rozwiązany jeszcze jeden problem. Gmina powinna mieć komunikacyjne połączenie z kluczowymi ośrodkami. Koronawirus zaś sprawił, że ludzie przestali korzystać z kursów autobusów i te zostały zawieszone.
– Wożenie powietrza jest nieopłacalne. Prywatne firmy zawiesiły kursy. Mieszkańcy skarżą się, że teraz nie mają jak dojechać do miasta, gdzie jest szpital i urzędy. Jest co prawda stacja kolejowa w Witowie, ale z Dubicz Cerkiewnych to pięć kilometrów. Za daleko. Mam pomysł jak to rozwiązać. Rozmawiam z pięcioma gminami, które również mają podobny problem z transportem. Być może uda się złożyć i wspólnie wspomóc utrzymanie linii autobusowej, tak by przewoźnik nie ponosił strat – liczy wójt.
Tylko pod względem inwestycyjnym w gminie nie jest najgorzej. Od lat pozyskiwane są środki unijne. Są już podpisane umowy po przetargach na modernizację oczyszczalni ścieków, rozbudowę stacji wodociągowej, będzie nowe oświetlenie uliczne. Do Dubicz Cerkiewnych popłynie ponad trzymilionowa dotacja z tegorocznego Funduszu Inwestycji Lokalnych. Pieniądze pozwolą na zbudowanie drogi łączącej dwie nieduże wsie położone u wrót Puszczy Białowieskiej – Kreskowszczyznę i Pasieczniki Małe. W planach jest również scalenie Dubicz Cerkiewnych, na co gmina pozyskała środki z UE. Chodzi o gruntowane przebudowanie dróg i ulic.