Drzewo powaliło ogrodzenie, ale nikt się tym nie martwił
- Mieli zająć się tym drzewem. Minął tydzień i cisza - mówi Marcin Krysiak, który mieszka w domu obok budowy w Drezdenku, gdzie wiatr powalił drzewo.
- Każdy silniejszy podmuch wiatru podnosi blaszane ogrodzenie. A samo drzewo jest atrakcją dla dzieci, które po nim skaczą. Czekamy aż coś złego się naprawdę stanie?! - tak Izabela Kuszpit zaalarmowała "GL" o problemie.
Reporter gazety pojechał na ul. Sienkiewicza, gdzie obecnie powstaje budynek wielorodzinny. Informacja nadesłana przez panią Izabelę się potwierdziła. Rzeczywiście ogrodzenie budowy budzi zastrzeżenia i to niemałe. - Zostało ono zniszczone przez drzewo, które powalił wiatr podczas wichury 25 czerwca - mówił reporterowi Marcin Krysiak.
Wysokie drzewo iglaste rosło na skraju budowy, ale jeszcze na jej terenie. W miejscu gdzie spadło, blaszany płot został przewrócony i częściowo uszkodzony. Do tego stopnia, że fragmenty blachy powiewały na wietrze i mogły zrobić krzywdę osobie przechodzącej obok. A iglak spoczął na... przejściu prowadzącym do domu Marcina Krysiaka i jego partnerki Karoliny Kuszpit. - Zgłaszałem sytuację kierownikowi budowy. Jednak bez skutku. W końcu sam uciąłem konar, żeby można było choć przejść do domu! - denerwuje się Marcin Krysiak.
O sytuacji przy ul. Sikorskiego reporter "GL" powiadomił w poniedziałek nadzór budowlany. Jeszcze tego samego dnia na miejsce przyjechał jego inspektor. Ale mieszkańcy zaobserwowali też inny skutek interwencji "GL". - Zanim z nadzoru przyjechali na tę kontrolę, budowlańcy wzięli się za naprawę płotu! Pewnie zauważyli, że nagrywacie materiał wideo - po całym zajściu mówiła pani Izabela.
Inspektor nadzoru ustalił, że przejście, z którego korzystali piesi, znajduje się... na terenie budowy. Choć jest poza ogrodzeniem. - Nikt nie powinien tędy przechodzić - mówi mówi Teresa Stańko, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Miało to jednak służyć mieszkańcom. - Wykonawca zagrodził mniejszy teren niż to wynikało z planu bezpieczeństwa i ochrony zdrowia, by zapewnić ludziom przejście „na skróty” - dodaje Teresa Stańko. Na wykonawcę nałożono 100 zł mandatu. - Za ogrodzenie, które miało przegnite słupy, ale też za brak kasków u pracowników - mówi Stańko.
Wykonawca w rozmowie z "GL" nie chciał komentować sprawy. Tłumaczył tylko, że ktoś się do niego zgłosił i pytał, czy może sobie zabrać powalone drzewo. - Chcieliśmy dobrze. Ale jak życie pokazuje nie można ludziom okazywać serca - mówił przedstawiciel wykonawcy budowy. "GL" dotarła również do inwestora, ale nie udało się pozyskać w tej sprawie żadnego komentarza.