Drobiazgi kultury. Unicestwianie z pamięci historii
Szanowni Państwo, rozmawialiśmy już kiedyś o tym, jak chętnie ostatnio „wymazuje się” różne osoby i sprawy z powszechnej pamięci. Chodziło wówczas o nie-pamięć, czyli nie mówienie, nie pisanie o kimś lub o czymś, o przemilczanie. Tym razem jednak rzecz dotyczy czegoś znacznie gorszego: celowego zmieniania świadectw przeszłości, zafałszowywania historii. Spyta ktoś: „Jak to możliwe?, przecież faktów nie da się przeinaczyć?”. Otóż da się.
Dobrze pamiętam sytuację sprzed kilkunastu lat, kiedy podczas przygotowywania do druku pewnej publikacji jedna prominentna osoba po prostu usunęła ze zbiorowej fotografii kogoś, kogo nie lubiła. A nie było to wówczas tak łatwe, jak dzisiaj, kiedy manipulowanie fotografią jest bardzo proste i - niestety - dość często stosowane.
Natomiast ostatnio z przerażeniem przeczytałam, że zostało opracowane narzędzie, które pozwala podłożyć dowolny tekst pod ruch ust jakiegoś sfilmowanego człowieka, i nie chodzi tu oczywiście o dubbing, ale o udawanie głosu tejże, pokazanej na filmie, osoby: niby że to ona sama się odzywa. Na przykład mówisz: „Ależ to paskudne!”, a brzmi: „Jakie to piękne!”.
Nieźle. Ale nasi „drodzy manipulatorzy” idą dalej: przygotowują technologię, która umożliwi usuwanie osób czy przedmiotów ze scen uprzednio sfilmowanych na wideo. I w dodatku będzie to czynność bardzo prosta. A więc np. zdradzony mąż paroma ruchami usunie niewierną żonę ze wszystkich pamiątkowych, rodzinnych filmików. Albo lider zespołu zetrze z nagrań perkusistę, z którym się pokłócił, gdyż zapewne i dźwięki będzie można wkrótce usuwać lub podkładać inne. A jakież to pole do popisu dla polityków…!
No i kto za lata odróżni prawdę od kłamstwa?
Toż to czysty Orwell i jego słynne Ministerstwo Prawdy, którego zadaniem było unicestwienie ukaranej śmiercią osoby poprzez usunięcie wszelkich śladów jej istnienia - nawet poprzez przedrukowywanie od nowa archiwalnych numerów gazet, tym razem już bez wymieniania imienia tej osoby. To coś o wiele więcej niż kara śmierci.
Czy właśnie zaczynamy to sobie fundować?