Drobiazgi kultury. „TROCHĘ SZACUNKU!...”
Szanowni Państwo, byłam świadkiem takiej ulicznej scenki: młody człowiek, najwyraźniej gdzieś się bardzo spieszący, biegł chodnikiem i lekko potrącił spokojnie idącą kobietę. Krzyknął: „Bardzo przepraszam!” i pobiegł dalej. A ta pani zatrzymała się i ze złością zawołała za nim: „Trochę szacunku dla starszej osoby, gówniarzu!” - przepraszam za to słowo, ale cytuję.
Popatrzyłam na tę starszą panią - faktycznie około siedemdziesiątki, ale… ubrana była jak nastolatka. Wąskie dżinsy z wydartymi dziurami, trampki, obcisły tiszert z nadrukiem, eksponujący spory biust i parę tzw. oponek. Na szyi zamotany kolorowy szalik, mnóstwo łańcuszków i rzemyków, no i niewielki plecaczek.
Dodam, że ten chłopak nijak nie mógł pomylić tej pani z młodą osobą - poruszała się ona bowiem jak staruszka, a wyglądała jak… staruszka przebrana za „młodzieżówę”. Coraz częściej widuję takie postaci, np. wiekowych, łysiejących panów ze sporym brzuszkiem i z kucykiem, no i zastanawiam się: „o co tu chodzi?”. Pamiętam, że jako dzieci marzyliśmy o tym, aby wreszcie być już dorosłymi, żeby móc ubierać się jak mama. A teraz osoba w wieku babci nosi się jak wnuczka. O czym to świadczy?
Czy tylko o tym, że chcemy wszelkimi sposobami zachować jak najdłużej złudzenie młodości, czy może przyczyny są głębsze? Czy nie jest to symptom zmian, jakie dokonały się w kulturze, i nadal się dokonują? Dawniej osoby starsze były szanowane, nie tylko zgodnie z czwartym przykazaniem Dekalogu, ale także dlatego, że to one bywały autorytetami, cenionymi za wiedzę, za życiowe doświadczenie. To one stawały się wzorcami zachowań dla młodszych. Czyżbyśmy dzisiaj dobrowolnie zrzekli się tej roli?
Czy dzieje się tak dlatego, że wielu z nas nie nadąża za rozwijającą się technologią, którą nasze wnuki mają w małym palcu, i uważają, że „wiedzą już wszystko”? Czy dlatego często używamy młodzieżowego slangu, próbujemy zachowywać się jak nastolatki? - a wyrazem tego jest ubiór.
Mam głębokie przekonanie, że sposób ubierania się wpływa na nasze zachowanie, wręcz je warunkuje. Widziałam raz dramat Szekspira, w którym występują księżniczki, książęta, król, a reżyser ubrał aktorów w glany, rozciągnięte swetry, dżinsy. W rezultacie aktorzy stworzyli raczej parodię dworu, chociaż bynajmniej nie było to zamiarem twórców spektaklu. Ale jak złożyć pełen wdzięku dworski ukłon w ciężkich buciorach i wielkim swetrzysku? Jak zachować królewską godność w podziurawionych portkach?
A jak domagać się szacunku?