Szanowni Państwo, rzadko mi się zdarza „zapomnieć języka w gębie”, tak, że nie potrafię opisać czegoś, co widzę. Spotkało mnie to w krakowskim Muzeum Etnograficznym.
Otwarto tam niedawno wystawę zatytułowaną „Heródek”. Zapewne nie wszyscy wiedzą, o kogo chodzi. Był to wiejski rzeźbiarz, Karol Wójciak, zwany Heródkiem. Żył na Orawie, w Lipnicy Wielkiej, tam się urodził pod koniec XIX wieku, tam też zmarł 50 lat temu. Był bezdomnym ubogim pastuchem, nazywanym przez jednych wiejskim głupkiem, odmieńcem, przez innych Bożym człowiekiem, Orawskim Nikiforem. Rzeźbił kozikiem w świerkowych klockach, w kawałkach drewna. Grywał na zrobionych przez siebie dwustrunnych skrzypkach.
Jego sztukę odkryto w latach 60., odtąd wiele o nim napisano i powiedziano. Wiadomo, że był wyjątkowo wrażliwy, wyczulony na los zwierząt, na przyrodę, że nie ukrywał swojego zachwytu światem, swojej miłości do ludzi. I dlatego tworzył, bo wierzył, że jego rzeźby pomogą innym, że będą „uczyć dobrego życia”.
W Muzeum Etnograficznym zgromadzono ponad 120 jego dzieł. Pokazane zostały na tle białych ścian, prosto, czysto, bez ekspozycyjnych udziwnień. Może dlatego robią tym większe wrażenie - niesłychaną siłą ekspresji, autentyzmem. W podłużnej białej sali stajemy wobec tłumu przedziwnych postaci - to anioły, święci, biskupi, Matka Boska, Chrystus Zmartwychwstały. Wyrzezane w drewnianych beleczkach, pomalowane najprostszymi barwami: biel, czerwień, błękit, zieleń. Z doklejonymi skrzydłami, rękami, chorągwią Zmartwychwstałego. Wszystkie mają wielkie okrągłe oczy, z wyrazem zdziwienia, i smutny półksiężyc ust skierowanych w dół. Są proste, wręcz prymitywne, niemal zbliżone do abstrakcji, a jednak… pełne wyrazu i bogate silnym ładunkiem emocji, które udzielają się widzowi.
Stanęłam wśród tych kolorowych rzeźb i… no właśnie, oniemiałam, nie umiem nazwać swoich odczuć, powodów mojego zachwytu. Pozostaje mi namówić Państwa do zobaczenia tych dzieł. Na wystawie zamieszczono liczne wypowiedzi mieszkańców Lipnicy, którzy też nie do końca umieją ocenić i zrozumieć sztukę Heródka. Jego samego widzimy zaś na czarno-białych zdjęciach, zawsze ciepło, przyjaźnie uśmiechniętego.
Autorzy wystawy deklarują, że chcą dzięki niej zbliżyć się do tajemnicy tego Bożego człowieka, że „pytają o jego sekret”. Odkrywanie go może właśnie i dla nas być pięknym prezentem.