Drobiazgi kultury. Prośby Różne - II
Szanowni Państwo, kontynuuję spełnianie Państwa próśb. Notabene, bardzo za nie dziękuję, gdyż świadczą one o tym, że ktoś czyta moje teksty i wdaje się ze mną w rozmowę, o co mi właśnie chodzi.
Znajomy kierowca zwrócił moją uwagę na fakt, że Polacy są społeczeństwem chyba najmniej szanującym przepisy - w tym przypadku chodziło o drogowe. Już rozmawiałam z Państwem o kierowcach znacznie przekraczających prędkość, których uważam za potencjalnych zabójców. Ale ten pan mówił też m.in. o niewłaściwym parkowaniu - faktycznie, znam takie miejsce na jednej z krakowskich ulic, gdzie „jak byk” widnieje znak zakazu zatrzymywania się i postoju, a tuż za nim… spokojnie stoi auto za autem.
Łamiący zakaz wyprzedzania, przekraczający ciągłą linię, blokujący skrzyżowania - o tym wszystkim już też mówiliśmy, ale - jak się okazało - „Polak potrafi”. Zaobserwowałam ostatnio coś niesłychanego! Na remontowanej ulicy Bronowickiej pozostawiono jeden wąski pas, którym od strony ulicy Rydla przejeżdża autobus 704. Wyjątkowo mogą też nim dojeżdżać kierowcy do swoich posesji. Oczywiście, obowiązuje tam jeden kierunek ruchu - autobus ledwie mieści się na tej jezdni. Tymczasem coraz częściej widzę auta osobowe wjeżdżające „pod prąd”, całkowicie lekceważąc bezwzględny zakaz wjazdu, wyraźnie oznaczony odpowiednim znakiem drogowym.
Nie rozumiem, jak można tak bezczelnie łamać ten ważny zakaz. Co to za kierowcy, którzy nie przestrzegają reguł prawa?
Za takie przewinienie powinna być nakładana bardzo wysoka kara. Tymczasem… takich aut jest coraz więcej. Podejrzewam, że rozumowanie kierowców wygląda tak: skoro tamten przejechał i nic mu się nie stało, to i ja mogę. Przecież policjanta tu nie uświadczysz, więc nie ma się czego obawiać. Czyli - przyczyną jest bezkarność.
A więc jasne! - zacznijcie wjeżdżać na czerwonym świetle, wyprzedzać na pasach, parkować na torowiskach tramwajowych i ścieżkach rowerowych, przekraczać dozwoloną prędkość dwu-, trzykrotnie. Przecież nic wam nie grozi, najwyżej jakiś niewysoki mandat - „hulaj dusza, piekła nie ma”.
Ale piekło jest, tyle że dla innych. Dla straszonych i potrącanych pieszych czy rowerzystów, dla kierowców, którzy jeżdżą prawidłowo. Kiedyś może się jednak okazać, że piekło stanie się udziałem takiego lekceważącego reguły kierowcy, gdy kogoś okaleczy lub zabije. Takie piekło musi być straszne.
Zastanawiam się, czy w naszym społeczeństwie są jakiekolwiek reguły, które byłyby przez wszystkich przestrzegane?