Drobiazgi kultury. Lęk
Szanowni Państwo, przed tygodniem media zamieszczały liczne materiały dotyczące 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Wiele było artykułów autorstwa historyków, którzy pisali o wojnie w najróżniejszych aspektach, nieraz nietypowych, a bardzo interesujących. Były też wspomnienia, opowieści.
Wszystkie te teksty, filmy, wielkie uroczystości - wszystko to przypomniało mi atmosferę lat powojennych. Postanowiłam podzielić się z Państwem czymś, co najlepiej zapamiętałam.
Wojny nie pamiętam, ale pierwsze lata po niej - tak, chociaż widziane wówczas oczami dziecka. Moi rodzice w drugiej połowie lat 40. opuścili Kraków na pewien czas i pojechaliśmy na Ziemie Odzyskane, do Wrocławia, gdzie mój Tato, architekt, miał zadanie zorganizowania technikum i liceum budowlanego. Zamieszkaliśmy w willowej dzielnicy Karłowice, w niewielkim domu z ogrodem. Tam chodziłam do przedszkola, potem do szkoły. Na Karłowicach domy były nienaruszone, ogrody kwitnące, ulice zaciszne. Nie było wówczas ruchu samochodowego, więc my, dzieci, buszowaliśmy po całej dzielnicy, bawiliśmy się w ogrodach - niemal sielanka, a jednak…
Jednak Tato spał z bronią na szafce nocnej, drzwi zamykano na mocne zamki, gdyż w okolicy włóczyli się dezerterzy i szabrownicy. Przerażenie budziło każde dobijanie się do drzwi, wieczorami musiałam pozostawać w domu, pod opieką. Ten niepokój, uczucie zagrożenia udzielały się dziecku, mimo że w ciągu dnia swobodnie brykało się z koleżankami i kolegami.
Były też dni kiedy rodzice zabierali mnie do centrum Wrocławia. Jechaliśmy ciężarówką z demobilu marki Dodge, zwaną przez nas pieszczotliwie „dodżką”, i po przejechaniu mostu na Odrze wjeżdżaliśmy w coś, czego obraz na zawsze utkwił mi w pamięci. Sformułowanie „morze gruzów” nie jest w tym przypadku żadną przesadą - to faktycznie były wielkie, rozległe przestrzenie totalnie zrujnowanych zabudowań. Znacie zapewne Państwo takie widoki ze zdjęć powojennej Warszawy.
Byłam mała, niewiele rozumiałam, ale bardzo bałam się tych mrocznych ruin, kikutów kominów, sterczących resztek ścian, na których czasem zachowały się namalowane szlaczki i wzorki, tapety w kwiatki, wyblakłe ślady po obrazach - po mieszkańcach.
Jakie jest więc moje główne wspomnienie, jakie uczucie, gdy myślę o tamtym czasie? Strach, lęk, niepokój, groza.Jeszcze wiele lat potem, już po powrocie do Krakowa, każdy dźwięk samolotu wywoływał obawę, wręcz przerażenie.Myślę więc: oby dzisiaj i jutro taki dźwięk nadal kojarzył się dzieciom tylko z fajnymi podróżami.