Drobiazgi kultury. „Gimnastyka” z papierowymi serwetkami
Szanowni Państwo, czasami rozmawiam z Państwem o faktycznych drobiazgach, które jednakże uprzykrzają nam życie. Dzisiaj jeden z nich - papierowe serwetki do ust.
Pamiętamy zapewne, że dawniej w wielu domach używano serwetek z tkaniny, często pięknie haftowanych, przeważnie z monogramem właścicieli lub pasującym do obrusa wzorem. Ujmowane były w specjalne pierścienie, wykonane nieraz z drogich materiałów i również bogato zdobione.
Do dzisiaj podaje się takie materiałowe serwetki w lepszych restauracjach, przy czym w niektórych konstruowane są z nich na stołach przedziwne, nieco pretensjonalne, formy. W domach najczęściej stosujemy teraz duże serwetki z miękkiego papieru w różnych kolorach, składane we czworo, ślicznie nieraz zadrukowane najrozmaitszymi wzorami.
W czasach PRL kultura powszechnego używania serwetek do ust nie była popularna. Rozmawiałam kiedyś z Państwem o tym, jak wielkie wrażenie zrobili na mnie francuscy robotnicy pracujący przy rozbiórce paryskich Hal, gdy była tam słynna „dziura Pompidou”, a oni wyskoczyli obok na lunch, i jedząc, wszyscy, jak jeden mąż, używali serwetek. W knajpkach i kawiarniach stały tam wówczas metalowe pojemniczki w kształcie prostopadłościanu, z których z łatwością wysuwało się po jednej serwetce.
U nas w tamtych czasach „zalęgło się” coś, co do dzisiaj gdzieniegdzie trwa. Mam na myśli te najmniejsze, najcieńsze i najtańsze białe serwetki, których kilkadziesiąt składa się razem na pół po przekątnej i wsuwa w szparę specjalnego pojemniczka. Niektórzy ruchem obrotowym dużego paznokcia układają je przed złożeniem w wachlarzyki. Stoją te trójkąty na stołach i stolikach, wyglądają nawet nie najgorzej, ale spróbujcie wyjąć jedną serwetkę z takiego pliku!
Właśnie wczoraj obserwowałam, jak wytworny starszy pan profesor męczył się próbując wydostać jeden z tych cieniutkich papierków. Trwało to długo, bo chciał to zrobić kulturalnie, wręcz elegancko, ale wreszcie się zdenerwował, wyjął wszystkie i po wzięciu jednej resztę upchnął - trochę byle jak - w szparze pojemnika.
Ani to estetyczne, ani higieniczne, złoszczące i krepujące, ale trwa od dziesiątków lat.
I zapewne jeszcze potrwa.