Drobiazgi kultury. Felieton Zofii Gołubiew: Prośby różne
Szanowni Państwo, dzisiaj postaram się spełnić Państwa życzenia - wiele osób prosi mnie, abym napisała o tym lub o tamtym. Trochę się tego uzbierało.
Pewien pan poprosił, abym koniecznie zwróciła uwagę na prowadzenie głośnych rozmów telefonicznych w tramwajach i autobusach. To prawda, że jest to bardzo męczące - po prostu nie można zebrać myśli, gdy obok ktoś na cały głos opowiada o jakichś swoich przygodach czy problemach. Ostatnio siedziałam w autobusie i zastanawiałam się, jak przeprowadzić pewną ważną dla mnie rozmowę. Nagle rozległ się sygnał telefonu i jakaś pani, tuż nad moją głową, zaczęła bardzo głośno mówić o swoich doświadczeniach ze służbą zdrowia. W tych warunkach nie byłam w stanie czegokolwiek mądrego wymyśleć.
No ale cóż, trudno takiej osobie zwrócić uwagę, bo jeszcze odpowie: „to wolny kraj!” lub - nie daj Boże - coś znacznie mniej łagodnego. Parokrotnie jednakże byłam świadkiem, jak ktoś odbierał telefon i prowadził rozmowę tak przyciszonym głosem, że nikomu to nie przeszkadzało. A więc - da się!
Inna sprawa. Dostałam list od pani, która zaobserwowała w szpitalu scenę świadczącą o braku kultury i empatii paru osób. W godzinach odwiedzin starsi ludzie zachowują się delikatnie, rozmawiają niemal szeptem, gdyż rozumieją, że znajdują się wśród osób chorych, słabych. Pewnego razu pojawiła się jednak grupka młodych osób, które zaczęły zachowywać się „jak przy ognisku”, pokrzykując głośno, wybuchając śmiechem, hałasując. Autorka listu słusznie pisze, że było to „zachowanie bez umiaru i szacunku dla miejsca pełnego cierpienia”.
Rzeczywiście, bardzo często młodzi nie potrafią się opanować, rozpiera ich wesołość, radość życia. Jest to zrozumiałe, ale i oni powinni starać się zrozumieć uczucia drugich osób. Nie w każdej sytuacji można tak folgować swojemu nastrojowi, zapominać o jakichkolwiek hamulcach. Tyle że tych starszych już w dzieciństwie uczono zasad współżycia społecznego, a czy ktokolwiek uczy dzisiaj młodzież zwracania uwagi na innych, uczula na cudze uczucia, na cudzą, nieraz bardzo trudną, sytuację? Nam wpajano te zasady od dziecka, a my…?
Tyle na dzisiaj. Następnym razem odniosę się do kolejnych Państwa próśb o poruszenie pewnych spraw. Mam tylko, niestety, poczucie, że to moje pisanie trafia nie do tych, od których zależeć by mogła poprawa naszej kultury. A może jednak się mylę? Może wszyscy moglibyśmy w tej kwestii coś zrobić?