Drobiazgi kultury. Felieton Zofii Gołubiew: Po szóstym grudnia
Szanowni Państwo, czy pamiętają Państwo te dni początku grudnia, gdy jako dzieci czekaliśmy na prezenty od Świętego Mikołaja? Pisanie listów, napięcie oczekiwania, nadzieję na spełnienie marzeń?
A kto miał te marzenia spełnić? Oczywiście Święty Mikołaj, w którego istnienie wierzyliśmy bez zastrzeżeń. Żyliśmy wówczas obietnicą, wiarą i tajemnicą. Było pięknie.
Nie wiem, jak Państwo, ale ja nie pamiętam, kiedy i jak to się stało, że przestałam wierzyć w Świętego Mikołaja, a przy okazji też w Aniołka, który przynosił prezenty pod choinkę. Ale przestałam, i zrobiło się tak jakoś zwyczajnie, smutno.
Radość wróciła, gdy przyszło przygotowywać prezenty dla córki i potem dla wnuków. Obserwowanie dziecięcych buzi, błyszczących oczu, otwartych ust, zaróżowionych policzków i niecierpliwego rozrywania opakowań - to rekompensowało utratę własnych dziecięcych marzeń i tamtej pięknej tajemniczej atmosfery.
Potem polityka odebrała nam świętego biskupa z Miry, który pomagał ubogim, a przedstawiany był w ozdobnym ornacie, infule i z pastorałem. Kazali nam wierzyć w jakieś dziwactwo o nazwie Dziadek Mróz. Ale to minęło, jak mija wszystko, co sztuczne i narzucone. Wrócił nasz Święty.
Niestety, na krótko. Jego miejsce zajęły - importowane tym razem nie ze wschodu, lecz z zachodu - tabuny dziwacznych krasnali w czerwonych czapkach z pomponem, a wraz z nimi nawet „panie mikołajowe”, czyli zgrabne młode dziewczyny w króciutkich czerwonych spódniczkach i pelerynkach z kapturem. Wszystkie te postaci mają się nijak do Świętego Mikołaja. Te krasnalopodobne stwory zaczęły się wspinać po dachach i balkonach, z workiem na plecach. Z towarzyszeniem sań, dzwoneczków i reniferów oraz biało ubranych „śnieżynek” zaludniły markety, atakują nasze oczy z ekranu telewizyjnego, z ulicznych reklam - opanowały nasze wizualne otoczenie. Jednocześnie Dzień Świętego Mikołaja zamienił się w jakieś „mikołajki”.
No i gdzieś ulotniła się magia, atmosfera czegoś niecodziennego i świętego. Pozostały reklamy - tak sztuczne, tak nieprawdziwe, jak wszystkie inne, które namawiają do kupna superskutecznego proszku do prania czy cudownego leku na wszystko.
Myślę, że coś odebrane zostało dzieciom, no bo jak tu wierzyć w jednego świętego, skoro widzimy, że jest ich tysiące? Ale może się mylę, może dzisiejsze pociechy, które nie znają czegoś innego, są już uodpornione na takie fałsze?
Nawet jeśli tak, to jednak gdzieś podziało się to, co było piękne, niedopowiedziane, pełne tajemniczości i czaru.