Drobiazgi kultury. Felieton Zofii Gołubiew: Mój dyrektor
Szanowni Państwo, w poniedziałek, 14 stycznia, zmarł profesor Mieczysław Tomaszewski. Wielki Człowiek, Wielki Uczony. Nie był postacią popularną, więc być może nie wszyscy czytelnicy „Dziennika” słyszeli o Profesorze, a osoba to godna wszelkiego upamiętnienia.
Był muzykologiem i wybitnym humanistą. Mówiliśmy o Profesorze „Szopenolog”, gdyż nikt na całym świecie nie wiedział o Chopinie tyle, co on. Jemu zawdzięczamy wydanie dzieł wszystkich kompozytora oraz m.in. wspaniałą monografię „Chopin. Człowiek, dzieło, rezonans” (1998).
Był Profesor znawcą muzyki Karola Szymanowskiego i Krzysztofa Pendereckiego, światowym autorytetem w sprawach ich twórczości. Był również prekursorem interpretowania dzieła muzycznego w różnych kontekstach, tropił związki muzyki z innymi dziedzinami sztuki, kultury.
Autor kilkudziesięciu książek i setek mniejszych publikacji, wykładał na naszej Akademii Muzycznej. Dla mnie osobiście istotny jest fakt, że Profesor Tomaszewski był wieloletnim dyrektorem Polskiego Wydawnictwa Muzycznego, gdzie zainicjował słynne cykle edytorskie: dzieł wszystkich Chopina, Szymanowskiego, Moniuszki, Wieniawskiego, Kolberga. Za dyrektury Profesora PWM przeżywało iście „złoty okres”.
I tu jest miejsce na moje osobiste wspomnienie - był mianowicie Profesor Tomaszewski moim pierwszym dyrektorem, gdyż pracę etatową rozpoczęłam właśnie w PWM, skąd wkrótce przeszłam do Muzeum Narodowego. Po latach, ku mojemu największemu zdziwieniu, pan Profesor sam przypomniał mi tę moją krótką przygodę z Wydawnictwem i przy różnych spotkaniach okazywał mi wielką serdeczność. Ujął mnie wielce, gdy, mimo swoich 94 lat, w grudniu 2015 przyszedł do Sukiennic na moje pożegnanie z Muzeum i odstawszy w długiej kolejce złożył mi podziękowanie. Taki właśnie był.
Często bywał, wraz z żoną, w naszym Muzeum. W roku 2012 zgodził się wejść w skład Komitetu Honorowego „Nowej Atmy”, czyli modernizacji Muzeum Karola Szymanowskiego w Zakopanem, oddziału MNK.
Miał pan Profesor niespożyte siły, wielką energię, które czerpał m.in. z pobytów w pięknym letnim domu w Szczawie. Pamiętam, jak w wieku lat 90 głosił wykład w PAU i lekko wskoczył na podest z mównicą. Nie mówię już o pięknym języku, którym się posługiwał, o wielkiej erudycji, o wybitnym intelekcie
Nie zostanie oficjalnie ogłoszona żałoba z powodu śmierci Profesora, człowieka wyjątkowej skromności, ale to nic, bo ludzie muzyki, sztuki, kultury, nauki z całą pewnością będą nosić wielką żałobę w sercach i w myślach.