Drobiazgi kultury. „ECHO”
Szanowni Państwo, czy często spotykacie się Państwo z tym, że ktoś poświęca czas i wysiłek absolutnie bez-interesownie? Sądzę, że w dzisiejszych czasach chyba, niestety, niezbyt często, bo gdy spojrzeć dookoła, wszędzie tylko: „a za ile?”, „a czy to się opłaca?”, „a co z tego będę miał?”. Takie czasy.
Z wielką przyjemnością chcę więc opowiedzieć o grupie ludzi, którzy spotykają się co najmniej dwa razy w tygodniu po prostu po to, żeby być razem i wspólnie pośpiewać. Mowa o Krakowskim Towarzystwie Śpiewackim „Echo”. Ten znany chór męski obchodził przed dwoma tygodniami stulecie istnienia! Piękny jubileusz. Jest czego gratulować.
Pomysł założenia Chóru zrodził się w październiku 1919 roku w… krakowskiej restauracji „Pollera”. Ojcem-założycielem „Echa” był wybitny muzyk, kompozytor i pedagog, Bolesław Wallek-Walewski. Przez długie lata, aż do śmierci w 1944 roku, był też pierwszym dyrygentem Chóru.
Ta zmieniająca się z latami grupa kilkudziesięciu mężczyzn z uporem, bez żadnych profitów, podtrzymuje piękną tradycję swojego Towarzystwa spotyka się i uczy wciąż nowych pieśni i piosenek. Zmienia się skład Chóru, zmieniają się też dyrygenci - ostatnio męscy śpiewacy posłusznie i uważnie śledzą każdy gest drobnej młodej kobiety - dyrygentki.
„Echo” bierze udział w paru konkursach, bywa nagradzane, ale członkowie podkreślają, że nie o rywalizację i walkę o miejsca im chodzi, a przede wszystkim o miłe spotkania ze słuchaczami i z innymi chórami. Natomiast nie szczędząc własnego czasu, bardzo chętnie dają koncerty uświetniając różne uroczystości, śpiewając w licznych kościołach, przynosząc radość swoją sztuką mieszkańcom domów pomocy społecznej itd.
Panowie mają w repertuarze zarówno poważne pieśni patriotyczne, legionowe, kościelne, jak i lekkie - np. lwowskie, krakowskie, przeboje międzywojenne, a nawet piosenki ludowe i kolędy.
Obecnie „Echo” wspomagane jest życzliwością miejskiego Centrum Kultury Podgórze, gdzie odbywają się próby. Ale to jedyne wsparcie, jakie otrzymuje - żadnych gaży, żadnych premii ani prezentów. Jak powiedziałam - dość wyjątkowy przykład bezinteresowności, czystej przyjemności śpiewania i spotykania się z kolegami. Wszystko to czynią con amore. Życzmy więc kolejnych stu lat z taką miłością do muzyki!
I na koniec - optymizmem napawa wiadomość, że liczba takich amatorskich (w pełnym tego słowa znaczeniu) chórów i podobnych zespołów z roku na rok znacząco wzrasta. To wspaniale!