Drobiazgi kultury. Chrońmy krakowian, czyli kultura i wynajmy
Szanowni Państwo, pewna moja znajoma, nazwijmy ją: pani Marta, przed paroma laty kupiła mieszkanie w świetnym punkcie, pięć minut piechotą do Plant, boczna, zaciszna uliczka, nawet z odrobiną zieleni za oknami. Dom o wysokim standardzie - plomba wybudowana niedawno. A więc przestronne, jasne korytarze, cicha winda, elegancki hol wejściowy z roślinami w donicach i z recepcją, podziemny garaż. Słowem - bajka.
Pani Marta była szczęśliwa, mówiła, że mieszka się jak w raju, że czysto, cicho, wytwornie. Troszkę jej nawet zazdrościłam.
Ale dzisiaj pani Marta gwałtownie poszukuje mieszkania, bo chce - musi! - się wyprowadzić. Okazało się bowiem, że w całym domu pozostało bardzo niewielu stałych mieszkańców, a większość lokali zostało zamienionych w coś w rodzaju hostelu. Właściciel kilku mieszkań podzielił większe z nich i wynajmuje je na weekendy lub na parę dni. Pojawiają się tam więc młodzi ludzie, którzy od piątku do niedzieli urządzają imprezę. Oczywiście huczną, z muzyką puszczaną „na full”, z krzykami, śmiechami, śpiewami do rana. Po ich odjeździe klatki schodowe, korytarze, winda, a nawet chodniki przed domem są pełne śmieci, brudu, plam. O jakimkolwiek segregowaniu odpadków nie ma mowy.
Wyobrażam sobie, jak wyglądają wieczory i noce pani Marty - okropność! A takich sytuacji jest w Krakowie coraz więcej. Wszystkie panie Marty wyprowadzają się z tych dzielnic, które kiedyś urzekały swoim mieszczańskim urokiem, swojską, przyjazną atmosferą. Najlepiej to widać w okresie kolejnych świąt, gdy nie spotkasz przechodniów idących z koszyczkami do święcenia, ani nie zobaczysz światełek choinkowych za oknami - puste, wymarłe miasto.
Co robić? Nie sądzę, żebyśmy mogli spodziewać się kultury ze strony tych chwilowych turystów. Chrońmy jednak krakowian, aby ich przysłowiowa gościnność nie przerodziła się we wrogość wobec gości miasta. Naciskajmy więc na władze państwowe, aby zmieniły przepisy - ograniczyły wynajem krótkoterminowy w domach zamieszkałych przez stałych lokatorów. Żeby ustanowiły przepis dający wspólnocie mieszkańców prawo niewyrażania zgody na to, aby zamieniać ich dom w hostel czy lokal rozrywkowy. Władze miejskie z kolei powinny wymóc na służbach porządkowych zdecydowaną, skuteczną egzekucję przepisu o nienaruszaniu ciszy nocnej, może również przepisów o zachowywaniu czystości miasta.
Tak, myślę, że - niestety - w tej sprawie żadne apele o kulturę nic nie dadzą. Tym razem to nie kultura, lecz prawo musi zacząć ratować nasze miasto.