Może to wstyd, a może nie, ale śledzenie poczynań rozmaitych miejskich komórek nie jest moim ulubionym zajęciem. Niewiele więc brakowało, a umknęłaby mi inicjatywa, która niedawno zmaterializowała się u stóp pomnika Dietla.
Dla tych, którym jednak umknęła, wyjaśniam: statua prezydenta zyskała okół. Okół ów składa się z dwóch koncentrycznych półokręgów: wewnętrznego, wypełnionego zielenią, i zewnętrznego, pełniącego funkcję ławki. Fachowo aranżacja opisywana jest jako „wyjątkowe ławki-donice”, dzięki którym „ na wiosnę mieszkańcy i turyści będą mogli usiąść w otoczeniu kwiatów”. Tyle w PR-owej teorii, bo w praktyce pomnik stracił przedpole widokowe, Dietl doznał uszczerbku na charyzmie, a potencjalny turysta odpoczywać będzie odwrócony plecami do zieleni. Oczywiście o ile doczeka się turysty, bo w mojej opinii relaks na brukowanym placu nie wytrzymuje konkurencji z relaksem na oddalonych o 50 metrów plantach.
Nie jestem z natury złośliwa, więc nie pastwiłabym się nad donicoławkami, gdyby były one jednorazowym wykwitem fantazji. Ale oszpecanie przez upiększanie ma w naszym kraju długą i bogatą tradycję. W ostatnim ćwierćwieczu przejawiała się ona głównie na gruncie malarskim. Przy okazji ocieplania całe osiedla pokrywało się kolorami majtkowymi, układanymi w najróżniejsze kompozycje: były pasy, były fale, były zęby, były koła. Byleby tylko ożywić ten „bury i smutny krajobraz blokowisk”. Efekt? Brzydko jest nadal, tylko szpetota bardziej rzuca się w oczy.
Z czasem pasja malarska ewoluowała w formę figuratywno-narracyjną, czyli mural. Na początku to było fajne, ale od kilku lat muralami pokrywa się każdą wolną ścianę. Tematyka dowolna. Od historii i literatury po ekologię i feminizm. Różnorodność tematów odpowiada różnorodności lokalizacji. Nie widzieli państwo muralu na transformatorze? Zapraszam na Dęb-niki.
Oszpecanie przez upiększanie nie jest fenomenem tylko wielkomiejskim. Wystarczy przejechać się do wybranego miasteczka w Polsce powiatowej i już można podziwiać historyczny plac, którego tradycyjna nawierzchnia i otoczenie ustąpiły miejsca kostce Bauma, fantazyjnie giętym latarniom i podświetlanej nocą fontannie.
Kwestia subiektywnego smaku? Nie do końca. Kształtowanie przestrzeni tak jak każda inna dziedzina ma swoje zasady, narzędzia, metody. Ma ekspertów, którzy wiedzą, dlaczego jest tak, że Partenon zachwyca, a dworek w stylu jońsko-swojskim już nie. Możemy bezrefleksyjnie powtarzać stwierdzenia o niepodlegających dyskusji gustach, ale praktyka pokazuje, że nie da się poprawić estetyki za pomocą kubła farby, krzaczka i PR-owego komunikatu. Choć niektórzy bardzo by chcieli.