Zmiany klimatyczne pociągają za sobą również obyczajowe rewolucje.
Jeśli w najbliższym czasie wybierzecie się do Vancouver, pomyślcie dwa razy, zanim wyruszycie na zakupy w tym kanadyjskim mieście. Dokładniej: sprawdźcie, czy macie ze sobą torbę. Oczywiście, jeśli jej zapomnicie, ekspedienta da wam foliówkę. Tyle, że po pierwsze będziecie musieli za siateczkę zapłacić, a po drugie widnieć na niej będzie napis „Sklep z filmami porno”, albo „Klub zdrowego jelita” . Trochę głupio paradować z czymś takim po mieście, prawda?
Historię o kreatywnym sklepikarzu z Vancouver media opisywały jako marketingowy majstersztyk: śmieszy, promuje i wzmacnia ekologiczne postawy. To ostatnie w trendzie, który określa się jako ecoshaming, czyli zawstydzanie, z powodu nieekologicznego stylu życia. I nie chodzi tylko o wspomniane foliówki, niesegregowanie śmieci, czy inne klasyczne zbrodnie przeciw środowisku. Dziś powodem do wstydu stają się działania, do niedawna uchodzące za całkiem niewinne. Weźmy na przykład takie loty samolotem. Tego lata wypad na citybreak nie był już okazją do wrzucania na Instagram serii malowniczych fotek. Wręcz przeciwnie - wielu zachowywało wyjazd dla siebie, żeby nie narażać się na krytykę znajomych.
W piętnowaniu nadmiernego korzystania z lotów przodują Szwedzi, którzy na określenie tej postawy wymyślili nawet odpowiednie słowo: „flygskam”. Co ciekawe, zawstydzanie wydaje się działać: liczba biletów lotniczych kupowanych przez Szwedów spadła o 15 proc. Nie wypada też nabywać ton ciuchów na wyprzedażach, pić kawy z jednorazowych kubków, a nawet zajadać się awokado. Tym, którzy już zaczęli myśleć, że powodem do wstydu są wyłącznie hipsterskie fanaberie, radzę pohamować entuzjazm. Za jedzenie mięsa również się obrywa. Krytyka płynie nie tylko ze strony zaangażowanych znajomych, ale również od całkiem obcych osób. W mediach społecznościowych tworzone są ecoshamingowe profile, wzorowane na inicjatywach piętnujących modowe, dizajnerskie czy architektoniczne koszmarki. Pojawiła się nawet inicjatywa, by Facebook, blokował zdjęcia, na których niszczenie środowiska ukazywane jest jako powód do lansu.
Zawstydzanie uważa się za kiepską metodę wychowawczą: blokującą potencjał, krępującą potrzebę ekspresji. Jednak w tym wypadku wydaje się całkiem niezła. Bo chroni nas przed robieniem tego, co naprawdę szkodzi i nam i planecie.