Dramat w Zaborze rozgrywał się w nocy
Po awanturze pijany mężczyzna rozlał w domu benzynę i podpalił. Rodzina mogła spłonąć żywcem.
Dramatyczne sceny rozegrały się w nocy z poniedziałku na wtorek. Około godziny 1 w domu przy ul. Kisielińskiej w Przytoku w gminie Zabór pojawił się patrol policji. - To była zgłoszona interwencja dotycząca awantury domowej - informuje st. sierż. Kamila Wydrych z zespołu prasowego zielonogórskiej policji. Awanturował się 64-letni mężczyzna. Był pijany. Nie pozwalał spać swojej żonie i dwóm synom. Gdy się uspokoił, policjanci odjechali.
Tymczasem... - Około godziny 2 dostaliśmy zgłoszenie dotyczące podpalenia domu w Przytoku - mówi bryg. Maksymilian Koperski, zastępca komendanta zielonogórskich strażaków. Paliło się przy ul. Kisielińskiej - dokładnie tam, gdzie godzinę wcześniej była policja. Na miejsce natychmiast ruszyło pięć jednostek straży zawodowej oraz ochotnicy.
Jak ustaliliśmy, po awanturze 64-letni mężczyzna wyszedł z domu. Kiedy żona i synowie zasnęli, zaczął znosić do mieszkania drewno. Ułożył je przy drzwiach, za którymi spała jego rodzina. Oblał benzyną i podpalił... Na szczęście jeden z synów wyczuł dym, w porę zauważył pożar, prawdopodobnie obudził pozostałych domowników i uciekli z płonącego budynku.
Ofiarą padł z kolei sam sprawca, który nie zdążył wybiec z mieszkania. Strażacy opanowali płomienie, uchronili dom przed całkowitym spaleniem i wynieśli z budynku 64-letniego mężczyznę. - Był nieprzytomny. Miał poparzenia rąk, głowy oraz górnych dróg oddechowych - relacjonuje bryg. Koperski. Podpalaczem zajęła się ekipa pogotowia ratunkowego. W poważnym stanie trafił na oddział oparzeniowy szpitala w Nowej Soli.
Wczesnym popołudniem pojawiamy się na posesji przy ul. Kisielińskiej w Przytoku. Wciąż czuć ostry zapach spalenizny. Po podwórku przy skromnym budynku biega kilku młodych ludzi. Jest też policjant ubrany po cywilnemu. - Bez komentarza. Ja wykonuję swoje obowiązki - ucina.
Podchodzimy do jednego z mężczyzn. Okazuje się, że to pan Piotr (nazwisko do wiadomości redakcji), syn podpalacza. Po chwili wahania zgadza się na rozmowę. - Wszystko powiedziałem policji, dlatego nie będę mówił o żadnych szczegółach - zaznacza. - Ogień zaczął się w przedpokoju. Tam była benzyna. Choć ogień został częściowo stłumiony, zniszczone jest całe wnętrze domu. Wszędzie był dym i sadza.
Pan Piotr zgadza się, żebyśmy weszli do środka. Korytarz jest spalony. Kuchnia i pokój, w którym wciąż stoi ubrana choinka, też bardzo zniszczone. Ściany i sufit - czarne. - Zaraz będziemy wszystko wyrzucali. Wójt obiecał, że przywiezie kontener. Na razie sprzątamy z kolegą - tłumaczy pan Piotr.
Pytamy jeszcze o relacje z ojcem. - Tato jest w szpitalu. On jest sprawcą podpalenia. Tylko to mogę powiedzieć. Nie będę się wypowiadał na temat relacji z ojcem ani tego, co się działo w rodzinie. To nasza sprawa - odpowiada spokojnie.
Na ulicy spotykamy jednego z sąsiadów. - To normalna rodzina, jak wiele innych we wsi. Może niekiedy dochodziło do sporów, ale nic strasznego się nie działo - zapewnia.
Pół godziny wcześniej rodzinę odwiedził Robert Sidoruk, wójt Zaboru. - Byłem tam i obiecałem pomoc. Na razie podstawimy kontener, żeby można było sprzątnąć mieszkanie - stwierdza i dodaje, że bardzo ceni kobietę i jej dwóch synów, których dotknął ten dramat. - Pytałem, czy mają gdzie mieszkać i gdzie zjeść. Usłyszałem, że mają. Kiedy budynek zostanie wysprzątany, pomyślimy o dalszej pomocy, w tym finansowej.
- Wyjaśniamy dokładnie okoliczności całego zdarzenia - zaznacza st. sierż. Wydrych.
64-letni mężczyzna w szpitalu prawdopodobnie odzyskał przytomność. - Nie został jeszcze przesłuchany - dodaje Zbigniew Fąfera, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.