Dramat. Lekarzy nie ma, pielęgniarki protestują
Szpital w Krośnie Odrzańskim w opałach. Na święta zamknięto oddział wewnętrzny, a we wtorek pielęgniarki na dwie godziny odejdą od łóżek pacjentów.
Pierwszy raz pielęgniarki, pracownicy administracji i ratownicy protestowali przed szpitale we wrześniu. Jak jednak przyznaje personel, niewiele to dało. - Wdalszym ciągu czekamy aż szpital wypłaci należne nam pieniądze - mówi Iwona Jakubowska, pielęgniarka i przedstawicielka związków zawodowych.
Dopiero niedawno udało im się wywalczyć podwyżkę, która była przyznana przez ministerstwo zdrowia. - Nie wiedzieć czemu nasza firma nie wypłacała tych pieniędzy od razu. Dopiero jak zagroziłyśmy, że nie będziemy pracować w święta, to otrzymałyśmy podwyżki - podkreśla Krystyna Zając.
To jednak niewielki sukces, ponieważ grupa Nowy Szpital, czyli pracodawca, wciąż nie wypłaca zaległych świadczeń socjalnych. - Tak jest od trzech lat i dalej nic się nie zmienia - zauważa Magda Kowalska, z wydziału intensywnej terapii. Dlatego też pracownice zdecydowały się na kolejny protest. - Ten odbędzie się 29 grudnia. Wszystkie pielęgniarki i oddziałowe odejdą od łóżek pacjentów na dwie godziny - informuje Iwona Jakubowska.
Prezes krośnieńskiego szpitala Michał Ogrodowicz ma nadzieję, że tego drugiego protestu uda się uniknąć. - Spotkamy się przed akcją i spróbujemy wypracować kompromis - mówi z nadzieją. Pracownicy twierdzą, że słyszeli to już bardzo wiele razy. - Cyrk. Tak naprawdę gdyby nie jakiś głupi sentyment i nadgodziny, to nic by nas tu nie trzymało. Jak sytuacja się nie poprawi, pewnie zaczniemy odchodzić - stwierdza K. Zając. Personel podkreśla, że jest za mało pracowników. - Laborantka od dwóch miesięcy pracuje sama - podaje przykład Krystyna Zając. Dodaje, że nie wierzy, by nagle pieniądze się znalazły. - Szpital oszczędza na wszystkim. Trzy miesiące temu dostałyśmy meble do naszego oddziału i okazało się, że pracodawca jeszcze za nie zapłacił. Więc nie wiem, czy możemy nawet marzyć o naszych zaległych świadczeniach - stwierdza pielęgniarka.
Placówka ma też problemy z lekarzami. Na oddziale wewnętrznym od listopada nie ma ordynatora, został tylko jeden lekarz. - Nie mamy też oddziałowej. I to już od pół roku - podkreślają pielęgniarki z interny. Przed świętami oddział wewnętrzny został zamknięty. Według oficjalnych informacji, podanych przez rzecznik spółki Martę Pióro, powodem były problemy z ogrzewaniem. Pielęgniarki uważają jednak, że chodzi o coś innego. - Lekarz zachorował i nie ma kto poprowadzić tego oddziału. Dlatego wypisaliśmy część pacjentów do domu, jeden został odwieziony do Gubina - informują pracownice.Od jutra (od wtorku) oddział ma już normalnie funkcjonować.
Prezes powtarza, że w całym kraju w szpitalach są problemy z lekarzami. - Podobnie jest chociażby w Sulechowie. Staramy się zabezpieczać dyżury, ściągać lekarzy z innych placówek - mówi.