Dr Piotr Konik: Są próby nadużyć. Ludzie podają się za spadkobierców, choć nimi nie są
W skrajnych przypadkach mogłoby się okazać, że państwo nigdy nie nabyło gruntu przy Piastowskiej - mówi prawnik z UwB.
O działkę przy ul. Piastowskiej, na której stoi sześć bloków upominają się spadkobiercy. A wiadomo, że wywłaszczony właściciel otrzymał odszkodowanie za utraconą w 1971 roku ziemię. Jak może zakończyć się ta sprawa? Co przewiduje prawo?
Dr Piotr Konik z Wydziału Prawa UwB: To, jak może zakończyć się sprawa dotycząca tej nieruchomości, zależeć będzie od kilku okoliczności. Ponieważ mamy informację o przejęciu własności gruntu przez Skarb Państwa, niezbędne będzie ustalenie czy samo wywłaszczenie było ważne, a w szczególności, czy zostało dokonane zgodnie z obowiązującymi wówczas przepisami. Mogłoby się w skrajnym przypadku nawet okazać, że Skarb Państwa nie nabył nigdy własności tego gruntu. Ponadto trzeba by było także zbadać, jaki był cel wywłaszczenia i czy grunt został wykorzystany zgodnie z nim. Jeżeli tak by się nie stało, byli właściciele mogliby nawet domagać się zwrotu działki, jeżeli przewidywały to przepisy, na podstawie których nastąpiło wywłaszczenie. W tej kwestii nie mam żadnych konkretnych informacji, a trzeba pamiętać, że przepisy nie były wtedy uporządkowane jak teraz i w grę mogą wchodzić różne uregulowania. Na ostateczne rozstrzygnięcie wpływ mogą mieć jeszcze inne okoliczności. Bez ich znajomości trudno teraz powiedzieć coś więcej.
Mieszkańcy Piastowskiej, co zrozumiałe, są przejęci. Obawiają się o swoje mieszkania. Słusznie?
Niepewność prawna zawsze budzi obawę, wydaje się jednak, że nawet gdyby z jakichś powodów wspomniane wywłaszczenie okazało się wadliwe, to istotne znaczenie może mieć upływ kilkudziesięciu lat, w trakcie których mogłoby dojść do zmian własnościowych, np. w wyniku zasiedzenia. W rezultacie zgłoszenie roszczeń do gruntu przez spadkobierców nie musi mieć wpływu na sytuację prawną mieszkańców. W skrajnym przypadku możliwych jest kilka innych rozwiązań, np. odszkodowanie.
Czy takich roszczeń w naszym mieście może być więcej?
Trudno taką ewentualność wykluczyć. Białystok do małych miast nie należy, a tym samym skala przemian własnościowych też była spora. Mało prawdopodobne, aby sytuacja została już całkowicie uporządkowana.
Wszyscy słyszymy o tym, co się dzieje w Warszawie, gdzie ciągle mówi się o dzikiej reprywatyzacji. Co to właściwie jest?
Reprywatyzacja to proces odzyskiwania przez osoby uprawnione od państwa czegoś, co wcześniej zostało przez to państwo przejęte (np. nieruchomości). Ponieważ proces ten w Polsce nie został uregulowany i uporządkowany w przepisach specjalnej ustawy (reprywatyzacyjnej) mówi się o reprywatyzacji dzikiej. W tych warunkach poszczególne osoby zmuszone są dochodzić swoich praw indywidualnie np. przed sądami powszechnymi czy organami publicznymi. Negatywną stroną braku ustawy, o których można zresztą usłyszeć z mediów są próby nadużyć. W szczególności chodzi o przypadki podawania się za spadkobierców, czy powoływania się na nieautentyczne dokumenty.
Czy podobnych nadużyć spodziewa się Pan w Białymstoku?
Trudno to wykluczyć, choć jak do tej pory media chyba nie donosiły, żeby taka sytuacja miała miejsce.
Co gwarantowałaby spadkobiercom ustawa reprywatyzacyjna?
Mogłaby uporządkować proces reprywatyzacji w skali całego kraju. W szczególności mogłaby ustalić jednolity tryb postępowania i weryfikacji okoliczności, a co za tym idzie zapewnić niezbędną ochronę uprawnionym tak, aby wyeliminować potencjalne zagrożenia i nadużycia.