Dr Michał Dulak: - Klaruje się unijna „pierwsza prędkość”
Rozmowa z dr. Michałem Dulakiem Z Instytutu Stosunków Międzynarodowych UJ o hiszpańskiej propozycji „rządu gospodarczego” państw strefy euro.
Koncepcja „dwóch prędkości” rozwoju w Unii Europejskiej jest coraz bardziej realna. Hiszpania zaproponowała właśnie radykalne wzmocnienie strefy euro, tego samego chce Francja, a Niemcy wstrzymują się z decyzjami do jesiennych wyborów parlamentarnych. Polska zostanie krajem „gorszego sortu”?
Stanowisko Hiszpanii jest politycznym sygnałem zapoczątkowanym przez Macrona, nowego prezydenta Francji. Francusko-niemiecki motor zaczyna już działać pociągając za sobą właśnie Hiszpanię i Włochy. Ale na pewno nie grozi podział na dwie organizacje w ramach Unii i dwa budżety. Natomiast jest prawdą, że kraje tzw. eurogrupy będą nadawały ton UE i dwie prędkości unijnych państw staną się faktem.
Na czym ma polegać współdziałanie państw eurolandu?
Te kraje będą chciały jeszcze bardziej zacieśnić współpracę budżetową i finansową. Chodzi oczywiście o budżet obejmujący okres po 2020 roku, bowiem ten obecny jest podzielony i najpewniej nie zostanie naruszony.
Czy wyjście Wielkiej Brytanii z UE nie spowoduje, że trzeba będzie oddać część z przyznanych Polsce 80 mld euro?
Być może pewne korekty wieloletniego budżetu będą konieczne lecz nie sądzę, by doszło do dużych zmian. Kwoty są wynegocjowane, a inwestycje rozpoczęte. Inna sprawa, że w zależności od rozwoju sytuacji w Unii Brexit może otworzyć furtkę do jakichś finansowych roszad w pozostałych krajach.
Dr Michał Dulak: - Propozycje PiS rozmijają się ze stanowiskiem Niemiec.
Hiszpania powoli wychodzi z kryzysu, a Włochy są w stagnacji. Czy te kraje dogadają się z dwiema największymi gospodarkami UE - Niemcami i Francją?
To prawda, że są między nimi różnice. Włochy i Hiszpania, a nawet Francja - jeśli chodzi o politykę wewnętrzną - to państwa w dużej mierze socjalne. Chciałyby one przeznaczać pieniądze np. na walkę z bezrobociem, pobudzanie rynku pracy itp. Natomiast Niemcy chcą postawić na innowacje i nowoczesne technologie korzystając z neoliberalnych rozwiązań. Ale tam najważniejsze decyzje zapadną dopiero po wyborach parlamentarnych.
Co może oznaczać dla Polski powstanie „wielkiej czwórki” UE? Prezes Kaczyński i rząd domagają się zasadniczych zmian, ale nie o takie im chodzi.
Był taki moment, że wiele krajów przedstawiało pomysły dotyczące reform w ramach Unii. Chodzi o oczywiście o Brexit i jego konsekwencje. Polska propozycja podbiła stawkę na tym pokerowym stoliku, natomiast mam wrażenie, że nasze propozycje nie wpisują się w główny dyskurs. PiS chciałoby rozmawiać o kompetencjach Brukseli wobec poszczególnych państw, z naciskiem na większą swobodę parlamentów narodowych.
Ale propozycje unijnej czwórki idą w przeciwnim kierunku? Mówi się nawet o federalizacji.
W marcu szef Komisji Europejskiej przedstawił tzw. Białą Księgę przyszłości wspólnoty zakładająca m.in. kontynuację obecnego modelu działania i współpracy. Jeden z ważnych punktów mówi, że w globalnym świecie przyszłość ma tylko głęboka integracja. W tym kontekście wyklarowanie się „dwóch prędkości” będzie dla Polski niekorzystne i możemy trafić na unijny margines.
Czyli podstawą uczestnictwa w tym klubie eurolandu jest przyjęcie euro.
Tu wchodzi w grę kilka czynników.Aby wejść do strefy euro trzeba spełnić kilka kryteriów i to może trwać nawet kilka lat.
Ale w Polsce nawet nie rozpoczęła się dyskusja na ten temat.
Nie rozmawiamy o tym, bo nie ma ani woli, ani decyzji politycznej, która jest kluczowa. Te nieśmiałe dyskusje na uczelniach czy wśród ekonomistów niczego nie zmieniają.