Dr Livingstone, jak sądzę...
10 listopada 1871. Amerykanin Henry Morton Stanley odnajduje w Afryce zaginionego podróżnika Davida Livinsstone’a. Ich spotkanie przeszło do historii.
W 1866 roku brytyjskie Królewskie Towarzystwo Geograficzne zleciło Davidowi Livingstone’owi zorganizowanie wyprawy do Afryki w celu odnalezienia źródeł Nilu. Livingstone był misjonarzem i odkrywcą, który wiele lat spędził na Czarnym Lądzie i jako pierwszy Europejczyk przemierzył Afrykę z zachodu na wschód.
W swoich ekspedycjach stosował inne metody niż większość ówczesnych podróżników. Jego wyprawy nie były liczne, przez co nie budziły obaw tubylców. Livingstone odnosił się do miejscowych z życzliwością, obdarowując ich wartościowymi przedmiotami, a w dodatku znał miejscowe narzecza, co ułatwiało kontakt i wzbudzało zaufanie. Jego podróże i odkrycia sprawiły, że cieszył się opinią najwybitniejszego podróżnika na świecie.
W kwietniu 1866 r. Livingstone wyruszył znad rzeki Ruvumy, obszedł od południa jezioro Malawi i po dwóch latach dotarł do jeziora Tanganika. Przez trzy lata badał jego okolice, choć warunki wyprawy były bardzo trudne: trapiły ją choroby, brakowało lekarstw, nie było kontaktu ze światem, a tragarze podnieśli bunt.
Przedłużająca się nieobecność Livingstone’a i brak wiadomości od niego wzbudziły w Anglii niepokój. Uznano, że podróżnik zaginął, być może choruje, a na pewno potrzebuje pomocy. Postulowano więc zorganizowanie wyprawy ratunkowej. Jej sfinansowania podjął się amerykański magnat prasowy James Gordon Bennett jr, wydawca i redaktor naczelny gazety „New York Herald”.
Bennett był ekscentrycznym nowojorskim milionerem, znanym z towarzyskich szaleństw (np. powożenia nago dorożką po nocnych ulicach Nowego Jorku), ale także skutecznym wydawcą prasowym.
Uważał że nowoczesne gazety powinny w równym stopniu kreować wydarzenia, co jej opisywać. Dlatego zdecydował się finansować wyprawę poszukiwawczą a na jej czele postawił dziennikarza swojej gazety Henry’ego Mortona Stanleya.
Stanley - którego barwne życie to temat wart osobnej opowieści - dostał do dyspozycji duże środki, dzięki którym mógł zaopatrzyć wyprawę w najnowocześniejszy sprzęt i broń, a wynajętych tragarzy sowicie opłacić.
W planowaniu wyprawy oparł się na pogłosce z Zanzibaru, że w pobliżu jeziora Tanganika widziano starego, chorego białego człowieka. Ekspedycja Stanleya wyruszyła 21 marca 1871 r. Liczyła 189 tragarzy i była najliczniejszą wyprawą, jaką dotąd zorganizowano w Afryce.
Poszukiwania Livingstone’a stały się wydarzeniem medialnym, którym interesował się cały zachodni świat. „Herald” zamieszczał z niej regularne relacje, pisały o niej także inne gazety, a bukmacherzy przyjmowali zakłady, czy Stanleyowi uda się odnaleźć Livingstone’a i czy ten drugi w ogóle jeszcze żyje.
Wyprawa kierowana twardą ręką Stanleya dość łatwo dotarła do Tabory, arabskiej osady targowej w centrum dzisiejszej Tanzanii. Potem musiała ominąć od południa teren między Taborą a jeziorem Tanganika, na którym trwała wojna plemienia Nyamwezi z Arabami. Po ośmiu miesiącach, 10 listopada 1871 r., ekipa dotarła do murzyńskiej wsi Udżidżi nad brzegami jeziora Tanganika.
I tam właśnie spotkali schorowanego i wymizerowanego Livingstone’a. Doszło wtedy do słynnej wymiany zdań, która przeszła do historii: - Doctor Livingstone, I presume? (Doktor Livingstone, jak sądzę?). - Yes (Tak). Istnieje też podejrzenie, że dialog ten - zamieszczony w „New York Herald” - został wymyślony po fakcie przez Stanleya, tak, by pasował do podniosłej chwili.
Odnaleziony Livingstone wcale jednak nie zamierzał wracać do Anglii. Przez następne dwa miesiące obaj podróżnicy eksplorowali północne brzegi jeziora Tanganika i dowiedli, że nie wypływa z niego żadna rzeka wpadająca do Jeziora Wiktorii. Potem udali się do Tabory, gdzie na Livingstone’a czekało zaopatrzenie.
Tam rozeszły się ich drogi. Stanley wrócił do Zanzibaru, zabierając dzienniki i korespondencję Livingstone’a, a ten udał się na zachód, by dokończyć badania.
Zmarł 1 maja 1873 r. w zagubionej w głębi Afryki osadzie Czitambo w Zambii. Jego ciało przewieziono do Anglii i z honorami pochowano w opactwie westminsterskim.