Są wyraźnie negatywne stereotypy feministek. Dlatego kobiety tak się odżegnują od tego słowa, boją się identyfikować z ruchem - mówi dr Katarzyna Sztop-Rutkowska, socjolożka z Uniwersytetu w Białymstoku, Fundacja „SocLab”.
W poniedziałek obchodziliśmy Światowy Dzień Feministek. Czym w ogóle jest feminizm?
Z jednej strony można go zdefiniować jako ruch społeczny związany z równouprawnieniem kobiet. Z drugiej strony warto mówić o feminizmie jako pewnej świadomości kobiety, że ma takie same prawa jak mężczyzna, że ma prawo wyboru.
We współczesnym feminizmie bardzo często podkreśla się, że kultura, w której żyjemy, nie powinna w tak opresyjny sposób wymagać na kobiecie jednej ścieżki życiowej. Kobieta jest podmiotem, który sam decyduje o sobie. Bardzo często zdarza mi się rozmawiać z paniami, które mówią: „ja nie jestem feministką, ale...”. Tak naprawdę po tym „ale” idą postulaty, czy wyobrażenia na temat roli kobiety, które są absolutnie feministyczne.
Feminizm to ruch społeczny wewnętrznie bardzo zróżnicowany.
Przyznać: „jestem feministką” to wstyd?
Są wyraźnie negatywne stereotypy feministek. Dlatego kobiety tak się odżegnują od tego słowa, boją się identyfikować z ruchem. Ale chyba nie identyfikacja jest najważniejsza. Ważniejsze jest, aby zmieniła się świadomość, że różnica w traktowaniu kobiet i mężczyzn wynika również z kultury, a nie tylko z natury.
Czy wszystkie feministki walczą o to samo?
Feminizm to ruch społeczny wewnętrznie bardzo zróżnicowany. Podręcznikowo jest co najmniej kilkanaście odmian feminizmu. Na przykład liberalny (mówi o ewolucyjnej zmianie systemu), radykalny (nawołuje do rewolucji), ekologiczny, lesbijski, feminizm czarnych kobiet. Jest też feminizm chrześcijański, który mówi o zmarginalizowanej roli kobiet w Kościele, perspektywach zakonnic, większym wpływie na decyzje podejmowane na soborach, aż po postulaty o kapłaństwie kobiet.
Kluczowym celem feministek wydaje się wywalczenie prawa decydowania o swoim losie i ciele. To chyba właśnie dlatego tysiące polskich kobiet wyszły na ulice w tzw. czarnych protestach... To ożywiło ducha feminizmu?
Cieszę, się, że kobiety mówią swoim głosem, choć ja nie utożsamiam się ze wszystkimi postulatami. Nie jestem za liberalizacją prawa aborcyjnego, ale za utrzymaniem kompromisu w tej sprawie. Znaczące jest to, że bardzo dużo kobiet, które wcześniej nie były na żadnej demonstracji, uczestniczyły w „czarnych protestach”. Inicjacja do życia publicznego w taki sposób ma duży potencjał zbudowania postawy aktywnej w życiu publicznym później.
Czy w woj. podlaskim ruch feministyczny jest prężny?
To region, gdzie dominuje tradycyjny sposób myślenia, a w jego kształtowaniu bardzo ważną rolę odgrywa Kościół. Ruch feministyczny tworzą kobiety, które są w stanie oderwać się od kontekstu społecznego, w którym zostały wychowane. Wydaje mi się, że właśnie dlatego w woj. podlaskim ruch feministyczny nie jest tak bardzo widoczny. Z drugiej strony może nie jest to kwestia regionu, ale wykształcenia i wielkości miasta. W małym miasteczku, gdzie silna jest kontrola społeczna, bardzo trudno zostać feministką: ubierać się tak jak się chce, wykonywać zawód, o który się marzy.
Prawie 100 lat temu Polki uzyskały prawa wyborcze. Dziś premierem naszego kraju jest kobieta. Nie dziwi też widok pań w służbach mundurowych. Piastują eksponowane stanowiska w biznesie i polityce. Następuje era kobiet?
Faktycznie, kobiety są coraz bardziej widoczne w przestrzeni publicznej. Badania pokazują bardzo duże otwarcie na partnerski model małżeństwa, gdzie obie osoby pracują i równo dzielą się obowiązkami domowymi. Wciąż jest jednak dużo uprzedzeń, stereotypów. W efekcie prawa, które są zapisane formalnie, nie działają.
Na przykład tego, że ich potencjalny pracodawca, pytając w czasie rozmowy kwalifikacyjnej, czy zamierzają zajść w ciążę, łamie prawo. Szklany sufit (niewidziana bariera, która utrudnia dojście do wysokich stanowisk - przyp. red.) wciąż istnieje. Jest jednak dosyć popękany. Mam nadzieję, że w końcu zniknie.