Dr Andrzej Guzowski: Każdy jest inny. I nie trzeba nic podpisywać
O tym, jak ważne jest dostrzeżenie człowieka w pacjencie, mówi dr Andrzej Guzowski
Wydział Nauk o Zdrowiu UMB po raz kolejny wydaje książkę o opiece nad tzw. pacjentem innym. W piątek promocja książki, na którą - jak wiem, zapraszacie wszystkich zainteresowanych tematem...
Powoli to staje się tradycją. Bo to już druga taka konferencja. Śmieję się, że Marcin Kącki pisał o nietolerancyjnym Białymstoku, a okazuje się, że to pierwsze miejsce, z którego wychodzi książka, jak się opiekować pacjentem innym kulturowo.
Kim jest ten inny?
Innym jest tak naprawdę każdy. Zasadniczo my tego innego traktujemy jako Żyda, prawosławnego, muzułmanina, świadka Jehowy, protestanta czy też ateistę. Ale trzeba zauważyć, że innym może się stać każdy z nas. I to bardzo szybko. Wystarczy, że ktoś znajomy zarazi się HIV - i od razu będzie inny. Bo trzeba będzie przerobić mnóstwo mentalnych spraw, zanim dojdziemy do tego, że on jednak nadal jest taki sam jak my. Bo innym często staje się ten, który chociaż odrobinę wystaje poza nawias społeczeństwa. Chcemy być konformistami: wszyscy razem, wszyscy tak samo. A tak nie ma. Każdy człowiek jest inny.
Czyli tak naprawdę to konferencja o każdym z nas?
Tak. Zwłaszcza w perspektywie tego, co ostatnio napisała jedna z posłanek - że ci inni muszą podpisywać oświadczenia, że zgadzają się z naszym systemem wartości. Ta książka jest o tym, że nie trzeba nic podpisywać. Bo w medycynie każdy jest taki sam. Nie chcemy, żeby były takie sytuacje, że personel między sobą mówi o pacjencie: pod oknem leży żółtaczka, a przy drzwiach HIV. Bo to też tak wygląda czasami. Oczywiście, wiadomo, to jest rutyna, jakieś skróty myślowe. Nie wolno takich skrótów używać. Bo te skróty przeniosą się potem na podejście do pacjenta. A to przecież człowiek.
No właśnie. Kiedyś byłam z synem po raz kolejny u tej samej pani doktor. Nie pamiętała nas. Powiedziała, że pacjenta pozna po wątrobie, ale po nazwisku czy twarzy to już na pewno nie. Według was, twórców książki, to niedobre podejście. Na spotkaniu promocyjnym Pan będzie miał wykład o tym, jak ważne jest, żeby pacjenta traktować jak człowieka.
No oczywiście. Bo system doprowadził do takiej sytuacji, że w ochronie zdrowia najważniejsze są procedury. I te procedury są albo bardziej, albo mniej opłacalne. Czyli pacjenci też się dzielą na tych bardziej opłacalnych i na tych mniej. A Hipokrates, ojciec medycyny, mówił o tym, że nie ma procedur, tylko jest człowiek. I to właśnie nasz Uniwersytet Medyczny w Białymstoku usilnie od wielu lat zwraca człowieka medycynie. Żeby przestać zwracać uwagę tylko na procedury, punkty za wykonania, niewykonania, nadwykonania - ale żeby był człowiek w medycynie. Żeby medycyna była znowu ludzka.
Da się to zrobić?
Pewnie, że da się to zrobić. Tylko długa i ciężka praca przed nami. Bo trzeba przemeblować głowy.
Kto za to zapłaci?
A może odwróćmy pytania - kto za to płaci, że w medycynie jest procedura, a nie człowiek?
No Narodowy Fundusz Zdrowia przecież!
A może my wszyscy? Bo zwróćmy uwagę, jakie są koszty społeczne tego, że pacjent jest sam, że rodzina nie jest w zainteresowaniu tego leczenia. Bo jak jest chory ojciec czy chora matka, to cała rodzina choruje. Więc my chcemy wrócić do tego człowieka - obrazu człowieka w medycynie. Doskonale działa to w Białostockim Hospicjum dla Dzieci - gdzie właśnie jest człowiek, jest rodzina, gdzie opieka jest roztaczana nad wszystkimi. Oczywiście - nas na to w systemie aż na to nie o stać. Ale o ile łatwiej jest wrócić do pracy, do życia codziennego, kiedy wiemy, że rodzina była zabezpieczona. W podejściu do pacjenta, do jego rodziny wystarczy zwykła życzliwość, zmiana tonu wypowiedzi. Bo do chorego przychodzą ludzie zdenerwowani jego stanem, którzy często nie wiedzą, że trzeba np. przynieść pampersy.
Do kogo ta książka powinna trafić?
Pisaliśmy ją z myślą o tym najważniejszym personelu, jakim są pielęgniarki, położne, bo to one właśnie mają największy kontakt z pacjentem. Zamieściliśmy podstawy filozoficzne, humanistyczne medycyny. Poza tym rady, jak się komunikować z pacjentem odmiennym kulturowo, z ozdrowieńcem, z dzieckiem. Poza tym to sami zainteresowani piszą, jak chcą, żeby się nimi opiekować. O prawosławnych piszą prawosławni, o świadkach Jehowy piszą świadkowie Jehowy - czego oczekują od lekarzy, pielęgniarek, czego potrzebują. Bo to nie chodzi o to, żebyśmy napisali, czego my oczekujemy od pacjenta. Nie! Medycyna musi być partnerska. W medycynie nie może być tylko obiektywizm naukowy. Wtedy pacjent jest traktowany przedmiotowo. W medycynie musi być relacja partnerska. Dopiero wtedy będzie się wierzyło temu terapeucie.