Dostali wypowiedzenia zamiast zaległych wypłat
"Kabelki" w Skwierzynie dawały chleb nawet kilkuset mieszkańcom gminy i nie tylko. To zwolnienie to cios dla ludzi i dla lokalnego rynku pracy.
- Zostaliśmy bez środków do życia, z kredytami, wydatkami. Dzieci we wrześniu idą do szkoły, a my nie mamy na książki i zeszyty. Nie wiemy nawet, dlaczego straciliśmy pracę. Przecież zakład ściąga pracowników z innych firm... – bezradnie rozkładają ręce kobiety zgromadzone pod skwierzyńską firmą. I same odpowiadają sobie na to pytanie. - Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Wszystko zaczęło się od tego, że nie dostaliśmy wypłat za lipiec – mówi Danuta Żeno.
Firma zajmuje się produkcją wiązek do samochodów. Znany jako „kabelki” zakład był chlebodawcą trzystu osób ze Skwierzyny i okolicznych miejscowości. Niektórzy dojeżdżali tu do pracy nawet z wielkopolskiego Międzychodu. Gdy kilka dni po terminie wypłaty pracownicy upomnieli się o ciężko zarobione pieniądze, dostali najpierw pokrętne tłumaczenia, a zaraz potem... wypowiedzenia. W trybie natychmiastowym.
- Z takimi wypowiedzeniami nawet nie dostaniemy zasiłków, nie mamy choćby świadectw pracy. To bezwartościowe świstki papieru. Powodem jest niby likwidacja stanowisk pracy, a przecież zakład ciągle funkcjonuje - mówi Danuta Żeno.
Pod wypowiedzeniami podpisał się przedstawiciel zupełnie innej firmy, niż ta, której dane widnieją na umowach o pracę. Jej prezes twierdzi, że przedsiębiorstwo sprzedał w grudniu ubiegłego roku i to nie w jego gestii leży uregulowanie zaległości. Powinna to zrobić firma z Wielunia, która kupiła przedsiębiorstwo razem z pracownikami. Prezes, jak mówi, stara się wyegzekwować od niej zgodę na przelanie pieniędzy, to jednak wymaga czasu. - Nie wierzymy w to. To zwykłe mydlenie oczu i odbijanie piłeczki. Nawet pisma, które wysyłałyśmy na adres rzekomej firmy w Wieluniu, wracały do nas - mówią zwolnione kobiety.
Również nam nie udało się skontaktować z przedstawicielami firmy. Podany w sieci adres strony internetowej, czy numery telefonów prowadzą do pierwszego przedsiębiorstwa, podobnie jak ten sam NIP, regon, czy KRS.
Sprawą zainteresował się gorzowski oddział Państwowej Inspekcji Pracy, która kilka dni temu przeprowadziła w zakładzie kontrolę. - Pracodawca ma siedzibę w Wieluniu, dlatego musimy sprawę przekazać inspektoratowi w Łodzi. Postaramy się, by nadano priorytetowy tryb działaniom - mówi kierownik oddziału Ireneusz Pawlik.
Zwolnieni pracownicy złożyli już odwołania do sądu. Nie pozostaje im nic innego, tylko czekać. Bez pieniędzy i pracy. W zawieszeniu jest też kilkadziesiąt osób, które w dzień masowego zwolnienia były na urlopach. Te wypowiedzeń nie dostały, ale pracować nie mogą. - Nie dopuszczają nas do pracy. Przychodzimy, zgłaszamy gotowość i idziemy do domu. Nie wiemy co dalej. Spodziewamy się raczej wypowiedzeń, niż wypłaty zaległych pieniędzy - mówili z rezygnacją po opuszczeniu zakładu.