Dostałeś medal? To zapłać!
30 nagrodzonych ratowników WOPR chce zrzec się tych ważnych dla nich odznaczeń. Dlaczego? Z powodu patologicznej - ich zdaniem - decyzji zarządu wojewódzkiego WOPR.
- Na 60 złotych wyceniono moje poświęcenie przy ratowaniu ludzkiego życia - stwierdza Ireneusz Wągrowski, ratownik żarskiego WOPR i nauczyciel wychowania fizycznego. Wiosną brał udział w akcji ratowania ośmioletniej dziewczynki, która zachłysnęła się wodą na pływalni. - Byłem ze swoją grupą na basenie. Zostawiłem ich pod opieką wychowawczyni i pobiegłem pomóc kolegom - wspomina.
O przywrócenie czynności życiowych dziecka walczyło kilku ratowników. - Wykonywanie sztucznego oddychania i ucisku klatki piersiowej jest bardzo wyczerpujące - mówi Zbigniew Zdzitowiecki, prezes żarskiego oddziału WOPR. - Po kilku minutach nawet doświadczony ratownik opada z sił. Kto tego nigdy nie robił, nie zdaje sobie z tego sprawy. Traci się po prostu moc, dlatego przy reanimacji ratownicy muszą się zmieniać.
Wągrowski mówi, że to był taki ludzki obowiązek, impuls. A teraz każe mu się za to płacić...
Artur Marczak to jeden z niewielu ratowników, który przepracowuje rocznie w ramach wolontariatu po tysiąc godzin na basenach i kąpieliskach. Od lat systematycznie oddaje krew. On też był jednym z nagrodzonych odznaką za uratowanie życia. I też zamierza ją zwrócić. - Przestała mieć dla mnie znaczenie honorowej nagrody - nie ukrywa. - Oddałem w życiu już 60 litrów krwi, za co PCK odznaczyło mnie złotym serduszkiem, to trzy gramy czystego złota. Ale PCK nie kazało mi za nie płacić.
- W reanimacji tej dziewczynki uczestniczyłem i ja, i moja żona - dodaje Zdzitowiecki. - Jeżdżąc na szkolenia, zawody, treningi, inwestujemy własne pieniądze. Narzucając na nas obowiązek kupienia sobie medalu, wypacza się jego znaczenie. To zaczyna trącić patologią.
Albert Sallawa jest w WOPR od pięciu lat. Jest zawodowym marynarzem. Po każdym rejsie ma dłuższą przerwę. Miał „szczęście” uczestniczyć w akcji reanimacyjnej ośmiolatki. - Stać mnie na pokrycie kosztów odznaczenia - przyznaje. - Ale dla mnie osobiście takie stawianie sprawy przez zarząd wojewódzki jest po prostu obraźliwe.
Kolejny zasłużony dla oddziału ratownik to Mateusz Rybak. Zaczynał jako kilkunastoletni chłopak. Systematycznie społecznie szkoli młodszych kolegów, prowadzi z dziećmi treningi. Trzeba nie mieć honoru, by kazać mu płacić za medal.
Zdzitowiecki jako członek zarządu lubuskiego WOPR słyszał o konieczności obciążania oddziałów za odznaczenia. Sądził jednak, że ten chory przepis wejdzie w życie od stycznia. Planował już szukać sponsorów. Ale znalezienie ich do końca roku dla 30 nagrodzonych jest mało realne. - Nota obciążeniowa, wręczona mi bezceremonialnie przez sekretarkę lubuskiego oddziału, zbiła mnie z tropu - tłumaczy. - Przecież to zarząd powinien podjąć taką decyzję, nie sekretarka. Nie rozumiem tego.
Żarski WOPR ma do zapłaty prawie 1.100 zł. Ratownikom nie chodzi o pieniądze, ale o zasady. Każdy z oddziałów część płaconych składek odprowadza do zarządu wojewódzkiego, a ten do Warszawy.
Paweł Błasiak, wiceprezes głównego zarządu WOPR w Warszawie, mówi, że jeszcze przed trzema, czterema laty organizacja dostawała duże wsparcie z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. - Teraz musimy radzić sobie sami. Choć nigdy nie odważyłbym się kazać płacić ludziom za odznaczenia, które dostali za ratowanie życia czy za zaangażowanie w wolontariat, jakim jest nasza organizacja - zarzeka się. - Co mam powiedzieć? To nieprzyzwoite.
Żarski WOPR ma do zapłaty prawie 1.100 zł. Ratownikom nie chodzi o pieniądze, ale o zasady. Każdy z oddziałów część płaconych składek odprowadza do zarządu wojewódzkiego, a ten do Warszawy
Błasiak dodaje, że każdy oddział wojewódzki sam zamawia w mennicy medale dla najbardziej zasłużonych. Zarząd główny jedynie je zatwierdza, właściwie weryfikuje kandydata pod kątem karalności. I to województwo powinno ponieść koszty.
- Będziemy o tym rozmawiali na sobotnim zarządzie - zapewnia Krzysztof Piotrowski, prezes lubuskiego WOPR. - Prawdę mówiąc, sami zostaliśmy zaskoczeni tą sytuacją. Decyzję dopiero podejmie zarząd lubuski, a kierowniczka biura już z tak zwanego automatu przekazała notę oddziałowi w Żarach. Zapewniam, że żaden z odznaczonych ratowników nie będzie płacił. Z całą pewnością załatwimy to w inny sposób. Jeśli nie znajdziemy sponsora czy pieniędzy u siebie, najwyżej zostaniemy z długiem wobec zarządu głównego. Trudno. Rzeczywiście informowano nas, że od przyszłego roku zmieniły się zasady i sami będziemy musieli szukać pieniędzy na zabezpieczenie wydatków na medale.
Piotrowski dodaje, że w tym roku urząd marszałkowski miał 40 tys. zł dofinansowania na ratownictwo, z czego lubuski WOPR otrzymał 8 tys. zł, ponieważ do konkursu zgłosiły się firmy spoza województwa.