Dostał mandat bo koperta dla niepełnosprawnych była zajęta
Chorujący na stwardnienie rozsiane Czytelnik poskarżył się nam na bezduszność urzędników. Pracownicy magistratu nie mogli anulować mu mandatu za zaprakowanie auta poza „kopertą”.
– Tu już nie chodzi o mandat, ale o to, jak zostałem potraktowany. Bezduszność urzędników jest porażająca – mówi Marek Sadowski. Jest mieszkańcem Dębna i kilka tygodni temu przyjechał stamtąd do Państwowego Zakładu Ubezpieczeń w Gorzowie.
Wolnego nie było
– Chciałem zaparkować na miejscu dla niepełnosprawnych, lecz wszystkie miejsca były zajęte. Zaparkowałem więc na sąsiednim stanowisku, a swoją kartę parkingową osoby niepełnosprawnej umieściłem w widocznym miejscu samochodu – opowiada mieszkaniec Dębna.
Pan Marek od kilku lat choruje na stwardnienie rozsiane
Choroba poczyniła już spore zniszczenia w organizmie. – Dziś z trudem się poruszam. Brakuje mi sił. Nie byłem w stanie podejść najpierw kilkadziesiąt metrów do parko-matu, a później cofnąć się i jeszcze wejść do PZU. Taka odległość jest dla mnie zwyczajnie za duża, abym mógł ją pokonać jednorazowo i bezpiecznie. Miałem dylemat, czy wykupić bilet i pozostać w samochodzie, czy bez biletu iść do PZU. Wybrałem to drugie, wiedząc, że mogę za to zapłacić karę – opowiada pan Marek.
Gdy wyszedł z firmy, za wycieraczką samochodu miał już mandat na 50 zł
Dla mieszkańca Dębna nie było to zaskoczeniem. Liczył jednak, że uda mu się mandat anulować. Napisał list do miejskiego wydziału gospodarki komunalnej i transportu publicznego (to tu trafiają pieniądze z gorzowskiej strefy płatnego parkowania). Dołączył do niego kopię karty parkingowej i poprosił o „cofnięcie” mandatu. Po paru dniach przyszło pismo, że anulowanie nałożonej kary jest niemożliwe. – Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Okazuje się, że nie można spojrzeć na niepełno-sprawnego po ludzku, ze zrozumieniem – nasz Czytelnik nie kryje goryczy.
W sprawie pana Marka zainterweniowaliśmy w magistracie
– Zgodnie z przepisami nie ma podstaw do anulowania mandatu – odpowiada Ewa Sadowska-Cieślak, rzeczniczka urzędu. Tłumaczy przy tym, że pojazdy niepełnosprawnych zwolnione są z opłat za parkingi jedynie wtedy, gdy są zaparkowane na wyznaczonym miejscu, czyli na „kopercie”. A jak wynika ze zdjęć, które mają miejscy urzędnicy, pan Marek (czego przecież nie ukrywał) zaparkował obok „koperty”.
– W przypadku osób, które posiadają kartę parkingową dla niepełnosprawnych, należy pamiętać, że zgodnie z prawem
mogą one nie stosować się do niektórych znaków drogowych, m.in. zakazu ruchu w obu kierunkach, zakazu postoju, strefy ograniczonego postoju. Pozwoli to uniknąć nałożenia mandatu – przypomina Sadowska-Cieślak.
To kropla w morzu
Gorzowska strefa płatnego parkowania ma 871 miejsc parkingowych w śródmieściu. Łącznie jest na nich tylko 70 miejsc dla osób posiadających kartę parkingową.
– To bardzo niewiele. Zwłaszcza że tych kart w samym tylko Gorzowie wydanych jest 7 tysięcy – przyznaje Włodzimierz Rój, dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji, który zawiaduje strefą płatnego parkowania. Prosta matematyka podpowiada więc, że miejsca są dla zaledwie 1 proc. posiadaczy kart.
– Na pewno będziemy prosić miasto, by zwiększyło tę liczbę – mówi Barbara Kadziewicz, przewodnicząca Sejmiku Osób Niepełnosprawnych w Gorzowie.
Zostawcie kartkę
Co jednak mają robić osoby takie jak pan Marek do czasu, aż miejsc do parkowania będzie więcej? Tymczasowe rozwiązanie podpowiada dyrektor ośrodka sportu.
– Jeśli ktoś rzeczywiście ma problemy z poruszaniem się i nie był w stanie zaparkować na „kopercie”, bo ta była zajęta, niech zostawi kartkę za szybą. Niech na niej napisze, że „koperta” była zajęta. Może też dopisać swój numer telefonu. Nie ma powodów, byśmy nie traktowali siebie nawzajem po ludzku. Nasz pracownik będzie dzięki temu znał okoliczności zaparkowania, nie wystawi mandatu, a pomoże w zakupie biletu parkingowego – proponuje Włodzimierz Rój. Uściślijmy: odręczna kartka ma być jedynie „dodatkiem” do oficjalnej karty parkingowej dla osoby niepełnosprawnej.
Niepełnosprawni w Gorzowie mają kłopoty z parkowaniem regularnie
Pod koniec stycznia opisaliśmy sytuację pani Ewy, naszej Czytelniczki, która z trudem chodzi – kilkadziesiąt metrów pokonuje pieszo w pół godziny. Kobieta przyjechała do urzędu miasta przy ul. Sikorskiego. Ponieważ i tu „koperty” były zajęte, zaparkowała na chodniku obok Starego Domu Towarowego. Do urzędu weszła na chwilę. Po wyjściu czekali na nią policjanci. Nie dali się uprosić: pani Ewa musiała zapłacić mandat, i to aż 100 zł.