Dorożka albo kierat. A może miejska stajnia?

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Matusik
Przemysław Franczak

Dorożka albo kierat. A może miejska stajnia?

Przemysław Franczak

Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i jego zaczarowanego woźnicę Jana Kaczarę ta wiadomość ani chybi ścięłaby z nóg. „Krakowskie Stowarzyszenie Obrony Zwierząt domaga się wprowadzenia całkowitego zakazu wykorzystywania koni do ciągnięcia dorożek z turystami po ulicach Krakowa”.

W Polsce, zdaje się, inaczej już się nie da: z każdej strony sypią się postulaty graniczne. Jeśli coś zmieniać, to trzeba rżnąć do kości - sądy, szkoły, polityka zagraniczna - żadnych stanów i rozwiązań pośrednich. Z pomysłem likwidacji przemysłu dorożkarskiego, od którego pod Wawelem starszy jest tylko nierząd, jest właśnie tak samo.

Pobudki są oczywiście szlachetne - rozwiejmy wątpliwości: nie stoi za tym lobby meleksowe ani segwayowe - ale sama idea boleśnie krótkowzroczna. Dorożkarz na bezrobociu jeszcze sobie jakoś poradzi, ale koń, który też musi na siebie zarobić, do Urzędu Pracy się nie zgłosi. Nie czeka go też świetlana przyszłość w ekostadninie, gdzie zaopiekują się nim życzliwi zaklinacze koni i wprowadzą w tajniki jeździectwa naturalnego. Pójdzie w kierat albo zostanie sprzedany do rzeźni i przerobiony na kabanosy, a nie to jest - na ile odczytuję intencje - celem Stowarzyszenia.

Nie jestem fanem dorożek, też chciałbym, żeby odpięte od dyszli konie biegały po tońskich łąkach niczym mustangi po wzgórzach Montany, ale to niestety niemożliwe.

„Jednocześnie zwracamy uwagę, że coraz więcej europejskich miast rezygnuje z dostarczania turystom tak wątpliwej moralnie i kulturowo atrakcji” - można przeczytać w petycji. Hm, wątpliwa moralnie i kulturowo to jest praca naganiaczki nocnego klubu w Rynku Głównym, a ona koniom może tylko pozazdrościć, bo o jej prawa nikt się nie upomina.

Nie jestem fanem dorożek, też chciałbym, żeby odpięte od dyszli konie biegały po tońskich łąkach niczym mustangi po wzgórzach Montany, ale to niestety niemożliwe. Nie tylko dlatego, że owe łąki zostały już w dużej części zalane dewelo-perskim betonem. Widzę za to inny kierunek działań dla obrońców praw zwierząt. Walkę o budowę miejskiej stajni (przyszłoroczny budżet obywatelski?). Największym problemem nie jest dziś wcale pogoda, tylko fakt, że konie muszą codziennie ciągnąć dorożki z Zielonek, Słomnik i Węgrzc. W tę i we w tę. Miejska stajnia, w której dorożkarze w ramach licencji mieliby obowiązek trzymać swoje konie (i za to płacić), ze stałą opieką weterynaryjną, byłaby doskonałym rozwiązaniem. Lokalizacja? Cichy Kącik pasowałby idealnie, można by nawet wyznaczyć dodatkowy padok na Błoniach, co samo w sobie stanowiłoby nie lada atrakcję dla turystów.

„Póki dorożka dorożką, a koń koniem, dyszel dyszlem, póki woda płynie w Wiśle, wszyscy jako tu jesteście, zawsze będzie w każdym mieście, zawsze będzie choćby jedna, choćby nie wiem jaka biedna: zaczarowana dorożka...”.
Nie o sentymenty i tradycję tu jednak chodzi, tylko o zdrowy rozsądek.

Przemysław Franczak

Kraków, wszechświat i cała reszta. Dziennikarz, publicysta, wydawca. Autor felietonów: społeczno-polityczno-kulturalnego "Smecza towarzyskiego" oraz sportowego "Sporty bez filtra". Korespondent Polska Press Grupy z siedmiu igrzysk olimpijskich.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.