Dorota Raczkiewicz - Szefowa Drużyny Szpiku pięknie dba o chore dzieci

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Dembiński
Marta Żbikowska

Dorota Raczkiewicz - Szefowa Drużyny Szpiku pięknie dba o chore dzieci

Marta Żbikowska

O Dorocie Raczkiewicz pisaliśmy już wielokrotnie. Nie sposób jednak nie wspomnieć o kimś, kto z taką determinacją walczy o to, w co wierzy. Dorota Raczkiewicz stoi na czele Drużyny Szpiku, z którą odmienia życie chorych dzieci i ich rodzin. Drużyna zachęca do świadomego rejestrowania się potencjalnych dawców szpiku oraz udziela realnego wsparcia rodzinom małych pacjentów.

- Wszystko zaczęło się od wyjątkowego spotkania i pokrewieństwa dusz - wspomina Dorota Raczkiewicz początki działalności fundacji Dar Szpiku. - Pracowałam w telewizji kablowej i przyszła do mnie Anna Wierska, która szukała dawcy szpiku. Ania chorowała na białaczkę, tylko przeszczep mógł ją uratować. Prosiła, żebyśmy pomogli jej nagłośnić problem dawstwa szpiku.

Od tamtego spotkania minęło dziesięć lat. Wywróciło ono do góry nogami nie tylko życie Doroty Raczkiewicz. Stało się początkiem czegoś pięknego. Dzisiaj nikt nie ma wątpliwości, że bez Doroty i jej Drużyny Szpiku świat nie byłby taki sam. - Gdy zaczynaliśmy odwiedzać szkoły z naszą akcją edukacyjną, w rejestrze dawców szpiku zarejestrowanych było 30 tys. osób - wspomina Dorota. - Dziś to ponad milion potencjalnych dawców, z których każdy zadeklarował, że jest gotowy uratować życie drugiego człowieka.

Propagowanie idei dawstwa szpiku to główne zadanie fundacji Dar Szpiku założonej przez Annę Wierską, a prowadzonej od 2008 roku przez Dorotę Raczkiewicz.

- W początkach naszej działalności musieliśmy tłumaczyć uczestnikom spotkań podstawowe rzeczy. Mówiliśmy, że szpiku nie pobiera się z kręgosłupa, że nie jest to bolesny zabieg, po którym tygodniami dochodzi się do siebie - mówi Dorota Raczkiewicz. - Choć świadomość poprawiła się, to ciągle dawstwo szpiku budzi wiele wątpliwości. Obecnie, najbardziej zależy nam na tym, aby do rejestru zgłaszali się przekonani dawcy, którzy nie wycofają się w chwili próby, którzy wiedzą, na co się decydują.

Bo choć liczba potencjalnych dawców ciągle rośnie, co jest niewątpliwą zasługą Drużyny Szpiku działającej w ramach fundacji, to pojawił się inny problem. Coraz częściej dochodzi do sytuacji, w których osoba, która zadeklarowała oddanie swojego szpiku, wycofuje się. I to często w ostatniej chwili. - W tak dramatycznej sytuacji znalazło się wielu naszych podopiecznych - przyznaje Dorota Raczkiewicz. - Mieliśmy Natalkę z Gniezna, dla której znaleziono trzech dawców szpiku i wszyscy się wycofali. Oddania szpiku odmówił także bliźniak genetyczny Piotrka Bartkowiaka. Chłopiec zmarł nie doczekawszy kolejnej szansy.

Dzisiaj trudno oszacować, ilu osobom życie uratowali dawcy, których do rejestracji zachęciła działalność Drużyny Szpiku i jaki był w tym udział Doroty Raczkiewicz. Tych, którzy ją poznali, zachwyciła jej szczerość, zaangażowanie i siła, z jaką szefowa Drużyny Szpiku pomaga chorym dzieciom i ich rodzinom.

- Podziwiam Dorotę za to, co robi, za to, jak ona pięknie dba o chore dzieci - mówi Katarzyna Bujakiewicz. - Zawsze ją pytam, jak ona sobie z tym radzi, bo większość osób, które spotykam, nie chce rozmawiać nawet o takich trudnych sprawach. Często słyszę: Nie mów mi o tym, ja mam swoje problemy. A ja myślę: Jakie problemy? Walka o życie dziecka to jest problem.

Dorota Raczkiewicz nie potrafi działać na pół gwizdka. W to, co robi angażuje się cała sobą. Drużyna Szpiku to również wsparcie dla pacjentów. Tego nie dało się uniknąć. Aby wiedzieć, dla kogo i po co to wszystko się dzieje, wolontariusze drużyny odwiedzają oddziały onkologiczne i hematologiczne.

- To trudne doświadczenia, za każdym razem postanawiam sobie, że nie będę się tak angażować, że nie zaprzyjaźnię się, że już nie dam rady - mówi Dorota Raczkiewicz. - I za każdym razem tak samo ryczę, jak odchodzi nasz podopieczny, bo nawet nie wiem, kiedy zdążyłam zaprzyjaźnić się z nim i jego rodziną. Ostatnio przeglądałam telefon. Mam ponad dwadzieścia numerów do osób, których już nie ma z nami tutaj. To ponad 20 lekcji życia.

W chwilach załamania Dorota przypomina sobie słowa lekarki z oddziału hematologii dziecięcej. - Kiedyś miałam dosyć, kolejna śmierć dziecka mnie dobiła, mówiłam, że nie dam już rady tego ciągnąć - wspomina Dorota. -I wtedy usłyszałam coś oczywistego, co mnie postawiło na nogi. Lekarka powiedziała mi, że ja nie jestem tu po to, żeby te dzieci uleczyć, że nie jestem żadnym bogiem ani cudotwórcą. Moją rolą jest podarować tym dzieciom piękną chwilę. Pojawiamy się w ich życiu i dajemy im chwilę. Tak właśnie jest.

Dorota przyznaje, że po jakimś czasie przyszła jej do głowy jeszcze jedna refleksja. - Uświadomiłam sobie, że to nie ja pojawiam się w ich życiu, ale one w moim - tłumaczy. - Uważam, że ja tysiąc razy więcej dostaję od tych dzieci niż one ode mnie.

Marta Żbikowska

m.zbikowska@glos.com

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.